Ariana dla WS | Blogger | X X

środa, 15 kwietnia 2020

[Recenzja anime] - "Dorohedoro"

TYTUŁ: Dorohedoro
ROK: 2020
STUDIO: MAPPA
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Akcja, Komedia, Fantasy, Seinen

OPIS SERII

Witajcie w Hole - mrocznej dzielnicy ludzi, do której raczej nie warto wstępować bez uzbrojenia lub mentalnego przygotowania, że w każdej chwili może cię dopaść czarodziej i bez twojej zgody poeksperymentować swoją magią na twoim ciele. Dlaczego? Bo mogą. Bo dla czarodziei mieszkańcy Hole są zwykłymi robakami, więc co złego, jeśli jednego zamieni się w grzyba, a drugiego w żabę? Na szczęście są jeszcze pewne osoby, na tyle odważne by stawić czoła czarodziejom. Jedną z nich jest Kaiman, człowiek z głową jaszczura, który nie pamięta własnej przeszłości. Wraz ze swoją przyjaciółką, Nikaidou, poszukuje osoby odpowiedzialnej za jego gadzi stan, lecz nie spodziewa się, że im bardziej będzie się mieszał w sprawy czarodziejów, tym więcej problemów spadnie na jego jaszczurzy łeb.

FABUŁA

Do obejrzenia Dorohedoro przede wszystkim zachęcało studio MAPPA znane z Kakegurui (klik!), Banana FishDororo (klik!), Zombieland Saga (klik!), czy też Yuri on Ice. Studio, które albo tworzy oryginalne serie albo wykopuje stare mangi, by pokazać światu, o jakich perłach jeszcze nie słyszało. I zasadniczo po raz kolejny zostałam mile zaskoczona, ponieważ zaraz po Id:Invaded (klik!), Dorohedoro okazało się sezonowym fenomenem!

Pomińmy na razie kwestię graficzną oraz to "straszne" CGI i skupmy się na pomyśle, który mimo bazowania na pewnych utartych schematach, wydaje się niesamowicie oryginalny. Odczułam tu swoisty powiew świeżości, który przebił się wśród tych wszystkich battle shounenów, shoujo romansów, parodii, isekaiów i wielu innych znanych nam gatunków. Dorohedoro łączy w sobie elementy z horroru, fantasy, komedii oraz kryminału i tworzy z tego wszystkiego szaloną zgraną całość. Wystarczy przyjrzeć się kreacji świata, a dokładniej światów. Pierwszym miejscem, jakie poznajemy, jest Hole - mroczne, futurystyczne, przypominające cywilizację, która przetrwała w przeszłości wielką katastrofę. Zaraz nasuwa się skojarzenie do przeróżnych dzieł post apokaliptycznych, a jest to tak dobrze zaprezentowane, że widz przesiąka tym brudnym, mrocznym klimatem. Właśnie tutaj poznajemy sympatyczny duet protagonistów, Nikaidou oraz Kaimana, zajmujących się eksterminacją złych czarodziei, którzy eksperymentują na mieszkańcach Hole. Przy okazji próbują rozwiązać zagadkę, tudzież znaleźć sprawcę odpowiedzialnego za przemianę głowy Kaimana w jaszczurzy łeb. Oczywiście nie spodziewajmy się, że w tych dwunastu odcinkach (które zekranizowało czterdzieści parę rozdziałów ze stu dziewięćdziesięciu) dostaniemy jakiekolwiek konkretne odpowiedzi. Sprawa Kaimana wydaje się tu priorytetowa, lecz nie brakuje również innych wątków związanych przykładowo z antagonistami, które często przyćmiewają nasz główny duet. I w tych dwunastu epizodach dzieje się tak dużo, a zarazem tak niewiele, że możemy je potraktować jako zwykłą zachętę do przeczytania mangi. O czym też świadczy to fatalne zakończenie - urwanie historii w momencie, gdy dopiero nabiera rozpędu.

Wracając do fabuły... na początku zaznajamiamy się z Hole, jej mieszkańcami oraz perypetiami Nikaidou i Kaimana. I w ten sposób powoli poznajemy specyfikę wyróżniającą Dorohedoro wśród innych serii, jaką jest połączenie mroku oraz scen gore (dosłownie leją się tu hektolitry krwi i pełno flaków) z dobrym humorem. Tak, to były te żarty, gagi i śmieszne sytuacje, które idealnie trafiły w moje gusta. I choć na początku nie wiedziałam, jak reagować - śmiać się, czy powstrzymywać przed obrzydzeniem, to szybko pogodziłam te dwa odruchy. Zwłaszcza wtedy, gdy pojawili się antagoniści i tym samym uraczyli nas jeszcze ciekawszym miejscem oraz postaciami. Chyba pierwszy raz w jakimkolwiek dziele tak szybko i naturalnie polubiłam bardziej antagonistów. Stali się dla mnie na tyle sympatyczni, że nawet Kaimana i Nikaidou zepchnęłam na drugi plan. W końcu jak tu nie docenić pomysłu na świat czarodziejów? To, że czarują dzięki czarnemu dymowi produkowanego przez ich ciała oraz że każdy posiada indywidualną zdolność? Jeden potrafi zamienić wszystko w grzyby, drugi poćwiartuje człowieka tak, że wciąż będzie żywy, a inny wyleczy cię, choć twoje bebechy walają się po całej ulicy. Ponadto dochodzi do tego ciekawa kwestia zawierania partnerstwa między czarodziejami, noszenie specyficznych masek oraz istnienie diabłów, których rola wydaje się znacząca. Jest to tak szalenie cudaczny świat, że można oniemieć z zachwytu. Dlatego cieszę się, że autor nie potraktował po macoszemu antagonistycznej ekipy, tylko poświęcił jej tyle samo czasu (a może nawet więcej) co głównemu duetowi.

O samej fabule, czyli o tym, co się konkretnie dzieje, ciężko coś rzec bez spoilerowania. Samo znalezienie głównej linii fabularnej jest trudne! Ponieważ nawet poboczne historyjki, takie jak: polowanie na zombie, granie w baseball zasadniczo są nieodłączną częścią głównej opowieści. Więc można by bez wyrzutów stwierdzić, że fabuła to tak naprawdę bohaterowie, bo to oni determinują dalsze niespodziewane wydarzenia i sprawiają, że wszystko, co robią ma znaczenie. Wiadomym jest, że Kaiman szuka sposobu na odczarowanie i dowiedzenie się prawdy o przeszłości, ale ten wątek nie jest pchany na siłę. Historia toczy się własnym naturalnym tempem, prezentuje zmagania każdej postaci i co najważniejsze - nie odstaje niczym od mangi. MAPPA świetnie zrealizowała materiał komiksowy. Zachowała ciągłość zdarzeń oraz nie dodawała niepotrzebnych wątków. Prawie że idealna kalka mangowa.

BOHATEROWIE

Mówienie o bohaterach Dorohedoro to jak mówienie o przyjaciołach - boisz się powiedzieć o nich coś złego, bo gdy usłyszą, oberwiesz z młotka. Ale bądźmy ze sobą szczerzy - uwielbiam tych wariatów. Polubiłam niezbyt rozgarniętego Kaimana żrącego jedynie gyozę, waleczną Nikaidou skrywającą własne tajemnice, młodego, acz starego doktorka Kasukabe lubiącego eksperymentować  na żywych próbkach oraz karalucha Johnsona (shocking!). Ekipa z Hole nieźle się sprawdza w pierwszych odcinkach, lecz mimowolnie tracą swój blask, gdy na plan wchodzą antagoniści.

Nie da się nie kibicować zwariowanej rodzince Ena. Zwłaszcza gdy dokładnie poznaje się historię Shina (rozsądny? zabijaka z młotkiem), Noi (kawaii girl lubująca "senpaiować") oraz samego grzybiarza, który wyreżyserował film o swojej pokręconej przeszłości. Do tego dodajmy Ebisu, po której nigdy nie wiadomo, co się spodziewać, Kikurage, maskotkę zespołu, oraz Fujitę normalnego? przegrywa. Oj, miło się obserwowało ich zabójcze akcje i jedyne, co mnie najbardziej bolało podczas oglądania, to momenty, gdy ekipa z Hole oraz rodzina Ena walczyły ze sobą nawzajem. Ogółem wielkie uszanowanie dla autora, ponieważ postaci również są wielce oryginalne, sympatyczne i tak nieprzewidywalne, że sama nie raz się obawiałam, co się takiego podzieje.

GRAFIKA

Cóż, MAPPA starała się, jak mogła, by oddać klimat mangi. I owszem, w przypadku odwzorowania budownictwa w Hole, miasta czarodziejów oraz pomieszczeń wyszło im to całkiem przystępnie. Tła oraz odpowiednie przyciemnienie oddają klimat. Projekty postaci - fantastyczne! Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę ich zbitą fizjonomię. TAK! Ja też szokłam, że nie dostaliśmy anorektycznych i płaskich dziewczyn (wybacz, Ebisu). W końcu jakieś umięśnione i silne kobiety, które nie wyglądają jak kupa mięsa, lecz potrafią prezentować się pięknie i zgrabnie. Szkoda tylko, że ich ogólną prezencję psuje CGI. To znienawidzone przeze mnie CGI, do którego od dłuższego czasu próbuję się przyzwyczaić... Z tymi komputerowymi efektami sprawa jest jasna - technika coraz bardziej się rozwija, ale wciąż prezentuje się kulawo. I to widać w Dorohedoro. Aż boli mojego wewnętrznego estetę przyglądanie się co poniektórym scenom. Jednak nie jest to najgorsze CGI, wydaje się znacznie przystępniejsze niż w przypadku Houseki no Kuni. Innymi słowy: da się obejrzeć bez nadmiernego narzekania.

MUZYKA

Ta muzyka! Ta pokręcona i miła dla mych uszu muzyka! Po pierwsze wyjątkowy opening w wykonaniu (K)Now_NAME znani z op do Hai to Gensou no Grimgar. Jak można było dostrzec przy podsumowaniu sezonu zimowego "Welcome to Chaos" został najlepszym openingiem, gdyż graficznie zadowala oraz wyróżnia się rytmicznie i tonacyjnie na tle innych op. Po drugie sześć endingów w wykonaniu tego samego zespołu, które w pełni podbiły moje serce. Tak dziwne, klimatyczne i uzależniające, że wciąż nie potrafię się od nich oderwać. Zwłaszcza od "Strange Meat Pie", "SECONDs FLY" oraz "404". Co się zaś tyczy OST-ów pojawiają się rockowe utwory (Worms, Tic Toc), z francuską nutką (El Corazon), psychodeliczne (Open The Door, Insane), cyrkowe (Don't stop killing) czy też wzorowane na stare kino (The Boss - Death Mushrooms). Jest rozmaicie i ciekawie!

OP - "Welcome to Chaos" by (K)Now_NAME
ED1 - "Who Am I?" by (K)Now_NAME
ED2 - "Night SURFING" by (K)Now_NAME
ED3 - "D.D.D.D." by (K)Now_NAME
ED4 - "Strange Meat Pie" by (K)Now_NAME
ED5 - "SECONDs FLY" by (K)Now_NAME
ED6 - "404" by (K)Now_NAME

PODSUMOWANIE

Dorohedoro zdecydowanie zalicza się do fenomenalnych serii. Zapewnia wiele śmiechu oraz niespodziewanych rozwiązań, przywiązuje widza do bohaterów, zwłaszcza do antagonistów, a dodatkowo cieszy swoją wyjątkowością. Oryginalne, przezabawne, wciągające i godne polecenia anime. Nie poskąpiłabym mangą na polskim rynku, która pod względem technicznym jest zjawiskowa. Jeśli jeszcze nie oglądaliście - nadróbcie!

OCENA

Fabuła: 8
Bohaterowie: 9
Grafika: 6+
Muzyka: 10
Ocena ogólna: 8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz