Ariana dla WS | Blogger | X X

sobota, 28 marca 2020

[Recenzja anime] - "Id:Invaded"

TYTUŁ: ID:Invaded
ROK: 2020
STUDIO: NAZ
LICZBA ODCINKÓW: 13
GATUNEK: Sci-Fi, Tajemnice, Psychologiczne

OPIS SERII

Dzięki Systemowi Mizuhanome specjalnie wybrane jednostki są w stanie wejść w podświadomość ludzi i tym samym zobaczyć, co pokręconego znajduje się w ich umysłach. Oczywiście z systemu może korzystać jedynie jednostka policyjna, której głównym zadaniem jest łapanie seryjnych morderców, zaś osobą wyznaczoną do zaglądania w głowy tych niebezpiecznych osób jest Sakaido. Genialny detektyw potrafiący rozpracować najbardziej skomplikowane i spaczone umysły.

FABUŁA

Do Id:Invaded chciałam podejść z dystansem. Taką jestem osobą, która do słabo promowanych i nieznanych serii podchodzi jak żołnierz na polu minowym - ostrożnie, byleby nie popełnić uprzednio błędu. Poza tym samo moje nastawienie i przeczucie podpowiadało mi, że zbyt wiele z tego anime nie zostanie wyciągnięte. Jednakże! szczęśliwie moje wątpliwości szybko zostały rozwiane. I to naprawdę szybko, ponieważ już po pierwszym odcinku wiedziałam, że trafiłam na coś cudownego. Kryminał, psychologiczny thriller, a zarazem science-fiction. Trzy różne gatunki, gdzie w przypadku pierwszych dwóch ciężko połączyć je z sci-fi na tyle wiarygodnie, by nic nie zgrzytało. I właśnie tutaj odniosłam wrażenie, że wszystko wyjątkowo idealnie się zgrało!

Moja fascynacja Id:Invaded bierze się głównie z samego pomysłu istnienia Systemu Mizuhanome, urządzenia potrafiącego wkraść się w podświadomość mordercy. A jak to konkretnie działa? Otóż, powszechnie wiadomo, że ciężko ot tak znaleźć seryjniaka, o wiele prościej jest natrafić na jego ofiary, na których pozostają cząstki "żądzy mordu" należące oczywiście do sprawcy. Dzięki Mizuhanome cząstki zostają zeskanowane i wprowadzone do systemu, dzięki czemu tworzy się studnia ID, podświadomość, danego mordercy. Później wystarczy wysłać do danej studni świadomość zdolnego detektywa, w tej roli: Akihito Narihisago, który po znalezieniu się w umyśle zbrodniarza przybiera imię Sakaido, a jego zadaniem staje się rozwiązanie zagadki, jaką jest śmierć Kaeru. Wraz z próbą odkrycia prawdy w sprawie śmierci tej "wyimaginowanej" postaci, Sakaido trafia na szczegóły powiązane z życiem mordercy i tym samym znacząco ułatwia odnalezienie go w realnym świecie. Tak to pokrótce wygląda (oczywiście prościej i zrozumialej byłoby to pokazać niż opisać), ale wiedzcie, że sam pomysł i jego realizacja przekroczyły moje wszelkie oczekiwania. Podświadomości seryjniaków są różnorodne, przypominają zazwyczaj pokręcone i niebezpieczne światy, w których łatwo można zginąć, a sama próba przetrwania i odnalezienia w tym samym czasie rozwiązania zagadki Kaeru wydaje się niebywale trudna. Lecz Sakaido i jego drużyna mimo tych trudności jakoś sobie radzą. Przez pierwszą połowę serii właśnie na tym skupia się fabuła: na poszczególnych przypadkach morderców - badaniu ich podświadomości, przyglądaniu się ich działaniom oraz powstrzymywaniu przed dalszym zabijaniem. I zdecydowanie uznaję te wątki za najlepsze fragmenty, najbardziej emocjonujące i intrygujące. Szczególnie uznanie znalazłam przy sprawie z Grabarzem, czy też panem Wiertełko. I zasadniczo nie przeszkadzałoby mi, gdyby twórcy wepchnęli więcej odcinków z takimi pojedynczymi przypadkami, niezwiązanymi z główną fabułą.

Kolejny zachwyt dotyczy właśnie tego, że wszystkie trzynaście epizodów tworzy cudownie połączoną całość, której czynnikiem zapalnym oraz priorytetowym elementem, wokół którego kręci się cała historia, jest John Walker. Tajemnicza postać występująca w podświadomości, co poniektórych morderców. Postać, którą podejrzewa się o to, że bezpośrednio przyczynia się do tworzenia seryjniaków. I czy to już samo w sobie nie wydaje się fascynujące? Gdyby wziąć to w rozważania czysto psychologicznego mogłyby wyjść z tego bardzo obiecujące teorie, jednak zamiast tego twórcy poszli w wytłumaczenie przyziemne, a zarazem fantastyczne. Jednak nie mam im tego za złe, ponieważ od początku do samiutkiego końca wszystko zostało dopięte do ostatniego guzika. Fakt, że John Walker okazał się być realnym człowiekiem oraz sam jego sposób wkradania się do umysłów innych wydały mi się logiczne (jeśli weźmiemy pod uwagę realia świata), niebanalne oraz nienaciągane. Szkoda jedynie, że ostateczna konfrontacja, która zajęła trzy ostatnie odcinki, zepsuła nieco końcowy efekt i spowodowała, że zabrakło zakończenia z przytupem. Po prostu za bardzo chcieli wcisnąć pojedynek wielkich umysłów, przy okazji nie zauważając, że pojawiła się sytuacja, dzięki której seria zostałaby skończona dwa odcinki wcześniej.

BOHATEROWIE

Bez wątpienia największą gwiazdą serii jest Sakaido, genialny detektyw, który rozwiąże najbardziej zagmatwane zagadki. Kreacja detektywa jak najbardziej się sprawdza w przypadku, gdy bohater znajduje się w studniach ID. Wówczas z chęcią i z przyjemnością wraz z nim odkrywamy tajemnice umysłów przestępców. Jednak co mnie najbardziej urzekło w tej postaci to zdecydowanie jej osobowość w prawdziwym świecie, czyli Akihito Narihisago. Mężczyzna, który niegdyś miał rodzinę i niegdyś był policjantem, a teraz z pewnych względów siedzi w więzieniu dla seryjnych morderców i pomaga przy Mizuhanome. Spodobała mi się ta mroczna strona Akihito, ciężar przeszłości, jego talent do manipulacji oraz własne rozumienie sprawiedliwości, niekoniecznie słuszne. Nie zapominajmy również o jego przemianie, pogodzeniu się z przeszłością, które wyszło dosyć naturalnie i było na tyle emocjonujące, by wzruszyć widza.

Drugą postacią odgrywającą tu znaczącą rolę jest Hondoumachi, dziewczyna, po której spodziewałam się typowej trzpiotki domagającej się zawsze i wszędzie pomocy. Jednak, co zaskakujące, dostałam nieszablonową bohaterkę, sprytną, odważną, równie genialną jak Sakaido oraz zachowującą zimną krew w krytycznych sytuacjach. Pierwszy raz od dawna tak bardzo spodobała mi się żeńska postać, która miała własne zasady i trzymała się ich, aż do końca. Warto też wspomnieć o samych mordercach, którzy nie pozostają obojętni w większości przypadków. Chociażby pan Wiertełko - wpierw wydawał mi się po prostu szalony i irytujący, a potem stał się całkiem sympatycznym gościem, którego shipowałam z Hondoumachi (tak, to byłby bardzo chory związek). W ogólnym rozrachunku uważam, że znaczna większość bohaterów Id:Invaded jest ogromnym atutem i to oni w pasjonujący sposób rozwijają oraz dopełniają fabułę.

GRAFIKA

Nie jest to szczyt piękna, lecz zarazem brzydotą nie razi. Seria ma swój indywidualny styl i widać, że twórcy lubią się pobawić przestrzeniami oraz tłami. Tak mówiąc wprost: dali popis swojej wyobraźni, ponieważ co poniektóre podświadomości - przykładowo zdefragmentowany świat Wiertła - podchodzą pod sztukę i geniusz. Bywa niezgrabnie, proporcje postaci się rozjeżdżają i prezentują się trochę ubogo, ale co poniektóre efekty robią wrażenie dopracowanych i zwyczajnie ładnych. Kreska nie przeszkadza w oglądaniu, jest dynamiczna i na swój sposób wyróżniająca.

MUZYKA

To teraz podam najbardziej zaskakującą informację, której nikt się nie spodziewa. Otóż, muzykę do serii stworzył... Polak. Sławek Kowalewski. I muszę przyznać, że wyszło mu całkiem nieźle. OST-y są słyszalne w trakcie oglądania, nie aż tak wyjątkowe, by je zapamiętać, ale nie umykały mi podczas seansu, a to już coś znaczy. Wpasowują się w styl tajemnicy przemieszanej z bardziej dramatycznymi momentami.

Poza tym odniosłam wrażenie, że anime na swój sposób oddaje hołd Miyaviemu (znany z op do Kokkoku). Owszem, też go pokochałam po odsłuchaniu tak wielu utworów pojawiających się w serii. Wystarczy przesłuchać ending, by się zauroczyć! A później dochodzi niesamowity Samurai 45, klimatyczny Butterfly oraz dynamiczny Up i wiedziałam już, że przepadłam. Dlatego śmiało mogę przyznać, że Miyavi to odkrycie tego sezonu!

OP - "Mister Fixer" by Sou
ED - "Other side" by Miyavi

PODSUMOWANIE

Czy Id:Invaded to czarny koń sezonu zimowego 2020? Jak najbardziej. Jako zamknięta seria, niepotrzebująca kontynuacji, sprawdza się wyśmienicie. Sprawy dotyczące poszczególnych morderców ogląda się z zaciekawieniem i są niezmiernie wciągające, zaś sam fakt, że od pierwszego odcinka do trzynastego wszystko tworzy złożoną, spójną całość, jest godne podziwu. Bohaterowie jak i muzyka wzbogacają tą wyjątkową bajkę. I gdyby nie te trzy ostatnie epizody, na pewno oceniłabym wyżej, ponieważ sam pomysł na fabułę oraz realizacja przeskoczyły moje oczekiwania. Świetnie się bawiłam, pozachwycałam i porozmyślałam. Id:Invaded nie jest banalne i warto dać tej serii szansę.

OCENA

Fabuła: 8
Bohaterowie: 8
Grafika: 5+
Muzyka: 8
Ocena ogólna: 8

2 komentarze:

  1. O mój boże jak mi się podoba plakat! Ostatnio (o dziwo!) oglądamy z M anime i to nawet wyszukane przez niego, to mu podsunę ten tytuł, może się zainteresuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, plakaty to małe arcydzieła :D Polecam Id:Invaded, jeśli przepadacie za zagadkami oraz science-fiction ^^ Myślę, że to dobry tytuł do oglądania dla dwóch osób.

      Usuń