Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 11 lutego 2019

[Recenzja anime] - "Zombieland Saga"

TYTUŁ: Zombieland Saga
ROK: 2018
STUDIO: MAPPA
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Muzyczne, Komedia, Supernatural, Idolki

OPIS SERII:

Typowy poranek normalnego licealnego życia Sakury - obejrzenie video z jej ulubionymi idolkami, przebranie się w mundurek, zabranie ze sobą śniadania i optymistyczne nastawienie, że wszystko w jej życiu dopiero się zaczyna. Dlaczego? Bo jest młoda i całe życie przed nią - tak sądzi, w to wierzy. Do czasu, gdy wychodząc z domu zostaje potrącona - siejącą postrach w innych anime - ciężarówką, a jej życie się kończy. Jednak nie ma co rozpaczać. Sakura po niedługim czasie się budzi i odkrywa, że znajduje się w opuszczonym starym domu z dziewczynami-zombie. Ponadto ona sama jest zombie. A ponadto ponadto zostały zombie prawdopodobnie przez ekscentryka, który teraz każe  im stać się idolkami Sagi, prefektury Japonii. Czy Sakura i reszta zgodzą się na ten poroniony pomysł?

FABUŁA:

Co zrozumiałe zombie kojarzy nam się przede wszystkim z horrorem. Wyobrażamy sobie wówczas świat post apokaliptyczny, zaraźliwego wirusa, który zamienia niewinnych ludzi w bezmózgie zombiaki pragnące jedynie zeżreć żywych oraz grupkę ocalałych starającą się przeżyć. Taki typowy The Walking Dead. Jednak w przypadku Zombieland Saga spotykamy się z produkcją przeciwną utartym schematom.

Nie da się ukryć, że już od pierwszego odcinka wiadomym jest, że będziemy mieli do czynienia z komedią. I to z bardzo wytrawnym humorem! Bo jak tu się nie zaśmiać, kiedy w pierwszych minutach otrzymujemy sławnego mema z samochodem ciężarowym? Jak tu brać cokolwiek na poważnie, kiedy się okazuje, że siódemka dziewczyn z różnych okresów czasu zostaje przemieniona w zombie tylko po to, by mogły stać się idolkami Sagi? Nie zapominajmy także o tym ekscentrycznym facecie w okularach, które je do tego zmusza! Dlatego, jakby na to nie patrzeć Zombieland Saga od początku do końca zapewnia dobre, nieoklepane, i co najważniejsze zabawne widowisko.

Fabuła skupia się przede wszystkim na naszej zombie paczce, która z pomocą ich menadżera (czytaj: ekscentrycznego Koutarou Tatsumi) próbuje wypromować się na nową generację idolek w prefekturze Saga. Nie ważne, czy potrafią śpiewać, tańczyć i czy ogólnie nadają się na idolki - po prostu muszą się nimi stać, pokonując własne słabości. A słabości, przeszkód, traum i problemów z przeszłości jest naprawdę niemiara. Z tej przyczyny z jednej strony obserwujemy, jak dziewczęta radzą sobie w showbiznesie - śledzimy ich pierwsze koncerty, występy w reklamach, pozyskiwanie sponsorów, wytyczanie hierarchii w grupie, czyli kto jest ich liderką, wymyślanie nazwy dla zespołu i układanie choreografii, gdy już znajdują motywacje do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Ogólnie widzimy, jakie trudności i jakim wymaganiom muszą sprostać początkujące gwiazdy. Stąd też osoby takie jak ja, czyli niezaznajomione ze światem japońskich idolek, poznają w sposób prześmiewczy cały proces powstawania muzycznych zespołów. I było to jak najbardziej interesujące. Z tej racji wydaje mi się, że nawet osoby niezainteresowane tematem idolek (tudzież takie jak ja) pokochają zombie-dziewczyny i ich zabawne zmagania.

Zaś z drugiej strony seria prezentuje nam w międzyczasie historie z przeszłych żyć zombiaczek. Poznajemy przyczyny ich śmierci (czy tylko mnie powód śmierci Lily powalił na łopatki?), dawnych znajomych lub rodzinę oraz związane z tym teraźniejsze problemy, z którymi muszą sobie poradzić. A radzą sobie fantastycznie, dzięki radom Koutarou oraz wsparciu pozostałych dziewczyn. Te pojedyncze dramaty pogłębiają oraz urozmaicają fabułę i do tego sprawiają, że bohaterki nie są już tylko postaciami, z których można się po prostu pośmiać, lecz również zyskują naszą sympatię. Im więcej się o nich dowiadujemy, tym mniej traktujemy je jako zombie i bardziej zależy nam na ich sukcesie.

Ogólnie nie mam prawie żadnych zarzutów do historii, prócz chwil, kiedy mimowolnie myślałam, że twórcy trochę za bardzo przesadzają z absurdami. Oczywiście pamiętajmy, że jest to seria prześmiewcza, której humor bierze się właśnie z sytuacji absurdalnych, ale nie da się zapomnieć, że przy dwóch wydarzeniach miałam zgrzyt zębów. Po pierwsze śmierć Lily - tak jak u innych przyczyny zgonu były jako tako logiczne, tak przy Lily wydało mi się to troszku naciągane. Parodiowe, lecz wciąż naciągane. A po drugie ostatnie epizody przedstawiające przypadek Sakury. Cóż... Szkoda mi jej było, ale działania losu zdawały się zbyt przesadzone... Jednak te dwa zgrzyty nie wpływają za bardzo na moją ogólną ocenę, ponieważ jak mówiłam cała seria ma charakter humorystyczny i te dwa elementy też się w to wpisują.

BOHATEROWIE:

Jak już wspominałam z każdą z bohaterek wiąże się jakaś historia, która wpływa na ich teraźniejsze zachowania. Po kolei, z każdym kolejnym odcinkiem, poznajemy coraz bliżej członkinie zespołu Franchouchou i jak można oczekiwać po dziewczętach z rozmaitych okresów czasu - różnią się od siebie diametralnie. Ten element także zyskał moją sympatię, ponieważ mimo że każda z nich wychowywała się w innym środowisku i posiada inny bagaż doświadczeń, wszystkie w końcu znajdują wspólny język i tworzą zgraną paczkę. Nie będzie kłamstwem stwierdzenie, że dziewczyny z Franchouchou bez względu na ich charakter i wady, uwielbia się za sam fakt wewnętrznych przemian, które przechodzą. Każda z nich staje się z czasem silniejsza i bardziej ogarnięta. Oczywiście, jedne wzbudzają większą sympatię, a drugie mniejszą, lecz nadal pozostają uroczymi stworzonkami, które z chęcią oglądamy.

A kto w ogóle tworzy skład Franchouchou? Mamy Yuugiri, byłą gejszę, najstarszą z nich wszystkich (a raczej takie sprawia wrażenie), która zawsze wspiera dziewczyny i jako jedyna ani razu nie marudzi. Szkoda, że nie poznajemy bliżej jej przeszłości. Następnie mamy trzy postaci niegdyś będące idolkami: Ai Mizuno - występowała w zespole i dlatego dzięki doświadczeniu wie, jak poprowadzić zombie zespół, by odniósł sukces, do tego jej opowieść wywołała we mnie najwięcej współczucia; Junko - uparte dziewczę starej daty, nie brak jej stoickiego spokoju i aż do końca wydała się odstawać od reszty grupy; Lily Hoshikawa - dziecięca idolka, zawsze wesoła, radosna, a co może wydać się niewiarygodne na jej historii szczerze się wzruszyłam. To właśnie przy niej były łzy, śmiech i największe zaskoczenie. Później jest Saki, moja ulubienica, była członkini gangu motocyklowego, która wie, czego chce i zawsze stawia na swoim. Tae-chan jako największa zagadka również zyskała moje uwielbienie, choć z chęcią dowiedziałabym się cokolwiek o jej przeszłym życiu. I siódmą członkinią jest Sakura, nasza biedna potracona memową ciężarówką Sakura. Chyba najmniej przeze mnie lubiana bohaterka, a moja sympatia do niej znacząco się obniżyła właśnie przy końcowych odcinkach. Nie mówię, że to jest zła postać - posiada sensowne powody swojego zachowania i ja to rozumiem, ale jej zachowanie względem reszty szczerze mnie ubodło.

Ponadto należy wspomnieć o najlepszym, co się pojawia w tej serii - Koutarou Tatsumi. Ekscentryk, który jakimś cudem ożywił dziewczyny i chce z nich zrobić idolki, do tego zachowuje się jak wariat. Głos podkładany przez Miyano Mamoru i... czy muszę dodawać coś jeszcze? Ci, co znają postaci z głosem Mamoru doskonale wiedzą, jakim genialnym jest seiyuu. I trzeba przyznać, że rola Koutarou Tatsumiego prawdopodobnie została specjalnie napisana dla tego pana. Mamoru i Koutarou to geniusze, których należy chwalić i stawiać na piedestałach za ich charyzmę, talent oraz wrodzony wdzięk!

GRAFIKA:

To nie jest idealna kreska. Wiele w niej niezgrabności, miękkich krzywizn i łopatologii, ale nie działa to na niekorzyść serii. Dzięki temu pozornemu niechlujstwu grafika w pewnych momentach prezentuje się bardzo dynamicznie oraz względnie oryginalnie, co za czym idzie nie widzi się błędów. W swej niedoskonałości znajduje się tutaj coś ładnego i zachwycającego. A jedyne, co mnie bolało to CGI przy tańcach i występach. Tylko do tego mogłabym się przyczepić, bo reszta jest akceptowalna.

MUZYKA:

Skoro Zombieland Saga jest anime o idolkach to wiadomo, że musiała się tu pojawić spora liczba utworów muzycznych, oczywiście większość wykonana przez Franchouchou. A jaka różnorodność gatunków! Heavy Metal z krzykami i złamanymi karkami, cudowny rap z latającą głową Tae, smutna ballada Lily i popowe utwory - w mojej pamięci pozostanie na długo Mezame Returner. Do tego dodajmy świetne intro, kiedy samochód ciężarowy potrącił Sakurę oraz chwytliwy opening z cudownym wykonaniem graficznym. I choć styl utworów nie do końca wpada w moje gusta doceniam, że MAPPA wysiliła się na tyle oryginalnych piosenek.

OP - "Adabana Necromancy" by Franchouchou
ED - "Hikari e" by Franchouchou


PODSUMOWANIE:

Zombieland Saga jako oryginalna seria studia MAPPA jest bez dwóch zdań czymś przebojowym. Nie dość, że pozbywa się schematów związanych z zombie, to gwarantuje również historię przepełnioną humorem oraz ciekawymi postaciami, które pokazują zupełnie inny typ idolek, jaki do tej pory znaliśmy. Osobiście jestem zachwycona oraz doceniam wyjątkowość Franchouchou. I owszem, miło byłoby zobaczyć kontynuację.

OCENA:

Fabuła: 8
Bohaterowie: 8
Grafika: 7
Muzyka: 7
Ocena ogólna: 8

4 komentarze:

  1. Nie wiem, mi się zombie nie kojarzą z horrorem... Chyba za dużo oglądam :D Totalnie nie mój styl, ale mam ochotę z ciekawości zerknąć

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, to klasyczne potrącenie ciężarówką przekazuje więcej niż tysiąc słów ;)
    W ogóle byłam przekonana że ta seria to horror :O Dobrze że wyprowadziłaś mnie z błędu

    OdpowiedzUsuń