Skończyło się Naruto Shippuuden. Ciężko w to uwierzyć, co? Mi też było. Wiecie, jakoś zdążyłam się pogodzić z faktem, że manga dobiegła końca. To było już w liceum, ale anime dalej wychodziło, akurat był okres fillerów, więc w sumie szczególnie to we mnie nie uderzyło. Dopiero, gdy oglądałam ostatnie odcinki Naruto, poczułam dotkliwie, że coś się kończy. A dokładnie moje dzieciństwo.
Bo tak ogólnie to Naruto nie było ot taką bajką. No dobra, było. Kiedy byłam w szkole podstawowej oglądałam ciągiem: Naruto i Króla Szamanów (w tej albo odwrotnej kolejności). I szczerze mi się to podobało. Wciągnęłam się w przygody blondyna, który sprawiał wszystkim dookoła kłopoty. Do tego stopnia, że w gimnazjum w efekcie jakichś wspominek zaczęłam szukać informacji o dalszych odcinkach (polski dubbing kończy się jakoś w połowie egzaminu na chunnia). Dowiedziałam się wtedy, co to takiego anime i... poszło. Także wiecie: jestem tutaj i piszę dla Was recenzje, ponieważ gimnazjalna ja uznała, że "obejrzy bajkę z dzieciństwa".
Wiecie ile trwa moja najdłuższa znajomość internetowa? W sierpniu będzie sześć lat. Wiecie od czego się zaczęła? Od filmiku na YouTubie związanym z Naruto. Wtedy też wciągnęłam się w inne serie anime, między innymi Bleacha czy Fairy Tail. Ta znajomość umożliwiła mi także stworzenie całkiem rozbudowanego OC do Naruto (oraz innych serii). Ayame do dzisiaj dorobiła się kilku różnych wersji swojego życia (z pewnymi stałymi punktami) i została nieźle rozbudowana pod względem przyjaciół, rodziny, historii, zagwozdek oraz przygód. I hej, nie wstydzę się powiedzieć, że do teraz tworzę związane z nią historie.
Poza tym w mojej kolekcji rysunków (bo hobbystycznie rysuję) znajdziecie nieskończone rysunki przedstawiające postacie z Naruto, czy to te główne, czy moje OC. Rysowałam je zawzięcie, a z jego większym uporem pisałam kolejne opowiadania. Miałam też crusha na Shikamaru Narę, ponieważ był według mnie najciekawszą postacią (to przez jego inteligencję). Także wiecie, swego czasu to był "fangirling na całego".
Nie twierdzę, że seria była idealna. Niektóre historie były lepsze, inne gorsze. Niektóre motywy (szczególnie w trakcie wojny) były mocno naciągane, niektóre fillery aż za bardzo się dłużyły (jakże ja na nie przeklinałam!), a niejedna postać działała mi na nerwy swoim zachowaniem (nie będę wytykać palcem, ale inicjały to S. U.). Jednak spoglądam na to z rozczuleniem. Bo jednak były naprawdę dobre fragmenty, jak walka z Painem czy egzamin na chunnia, które mnie wciągnęły i do teraz miło je wspominam. I prawdopodobnie jeszcze kiedyś je obejrzę. Dlatego chociaż na wiele aspektów sama grymasiłam, to do teraz śmiało stwierdzam, że tak, jestem fanką Naruto.
Można się zastanawiać, czy Naruto uczy. Cóż, nie twierdzę, że jest to seria edukacyjna. Niemniej podejście wielu postaci, które prezentowały jak niezwykle ważna jest odwaga, wytrwałość, poczucie własnej wartości, rodzina, przyjaciele... takie rzeczy bezsprzecznie czynią z tej serii taką, z której można wyciągnąć coś dla siebie. A szczególnie, gdy ogląda się to jako dziecko. Bo przecież samotnik, który odrzucony jest przez wszystkich, ale mimo to dąży do spełnienia swojego marzenia, przy okazji zdobywając cudownych przyjaciół - czy to nie dobra wartość dla osoby ze szkoły podstawowej?
Seria wiele razy bawiła - gagami sytuacyjnymi, dialogami, zachowaniami. Jednak także wzruszała - niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kogo ani trochę nie poruszyła historia Minato i Kushiny! I oglądając ostatni odcinek miałam w oczach łzy. To zupełnie inne odczucie, kiedy zapomniało się o tej serii po szkole podstawowej, a inne, gdy dorasta się razem z postaciami. Bo mimo wszystko Naruto w ostatnim odcinku jest niewiele młodszy ode mnie. Przez te lata razem sobie dojrzewaliśmy i mierzyliśmy się z różnymi problemami.
Brzmię jak pscyhofanka? Trudno. To anime wiele mi dała i najpewniej będę ją puszczać swoim dzieciom (pewnie będę oglądać z nimi, w ogóle ciekawe, czy też stworzą własne OC?). Naruto miało swoje wzloty i upadki. Bywało lepsze, bywało gorsze, ale jednak zawsze odczuwałam wobec niego sympatię. I zapewne będę już zawsze (nawet, gdy zacznę grymasić na niektóre sagi).
Teraz pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że Boruto będzie ciekawe, chociaż szczerze - nie spodziewam się cudów. Niemniej, przekonamy się już w kwietniu, co ciekawego zrobi syn ulubionego shinobi wszystkich.
Brzmię jak pscyhofanka? Trudno. To anime wiele mi dała i najpewniej będę ją puszczać swoim dzieciom (pewnie będę oglądać z nimi, w ogóle ciekawe, czy też stworzą własne OC?). Naruto miało swoje wzloty i upadki. Bywało lepsze, bywało gorsze, ale jednak zawsze odczuwałam wobec niego sympatię. I zapewne będę już zawsze (nawet, gdy zacznę grymasić na niektóre sagi).
Teraz pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że Boruto będzie ciekawe, chociaż szczerze - nie spodziewam się cudów. Niemniej, przekonamy się już w kwietniu, co ciekawego zrobi syn ulubionego shinobi wszystkich.
Na samo zakończenie zostawiam was z drobnym spamem znalezionych przeze mnie AMV/ASMV.
Cześć
OdpowiedzUsuńprzepraszam że pisze tutaj, ale nie pamiętam do was kontaktu
To działamy razem te wspólne podsumowanie sezonu?
Dziękuje
Krzysztof
Dla mnie "Naruto" może nie miało aż takiego znaczenia, ale pewien sentyment na pewno zostanie. Ja jednak odpadłam w trakcie wojny pośród zalewu fillerów i zakończenie poznałam z mangi. Myślę jednak, że jeszcze wrócę do oglądania, choć fillery pominę... chyba że jest pośród nich coś wartego uwagi? :)
OdpowiedzUsuńFillery z wojny? Meh, nie kłopocz się z oglądaniem. Ale myślę, że te shindeny oparte na powieści są godne uwagi. Zabawne, ciekawe i stanowią zwieńczenie całej historii.
Usuń