Ariana dla WS | Blogger | X X

niedziela, 26 lipca 2020

[Recenzja anime] - "Tower of God"

TYTUŁ: Tower of God
TYTUŁ JAPOŃSKI: Kami no Tou
ROK: 2020
STUDIO: Telecom Animation Film
LICZBA ODCINKÓW: 13
GATUNEK: Akcja, Przygoda, Fantasy, Tajemnice

OPIS SERII

Do tej pory Bam znał i przyjaźnił się jedynie z Rachel - dziewczyną, która wyciągnęła go z ciemności. Lecz w pewnym momencie Rachel postanowiła spełnić swoje marzenie, dlatego zostawiła Bama i weszła samotnie do Wieży. Chłopiec nie chcąc jej stracić, rusza za przyjaciółką i dzielnie stawia czoła wyzwaniom czekającym go na kolejnych piętrach niebezpiecznej Wieży.

FABUŁA

Pamiętam, że kiedyś próbowałam zacząć manhwę, ale ze względu na warstwę estetyczną odłożyłam go na przyszłość, tak daleką i niewiadomą, że prawdopodobnie nigdy bym już do niego zajrzała. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna, że pojawiła się ekranizacja, bo to właśnie dzięki niej dostrzegłam, na czym dokładnie polega fenomen serii oraz, co najważniejsze, zachęciła mnie do powrotu do komiksu. Oczywiście nie o nim będę teraz pisać, choć może się kiedyś zdarzyć, że popełnię taką notkę, bo dzieją się tam naprawdę ciekawe rzeczy z zaskakującymi rozwiązaniami, a rozwój Bama po prostu jest... No! Ale skupmy się na anime! Na tych trzynastu epizodach ładnie zamykających fabułę pierwszego sezonu manhwy.

Świat, który przyszło nam poznawać w Tower of God jest... Wieżą. Ale nie taką zwyczajną budowlą ze spiralnymi schodami, na której szczycie znajdziemy się w kilka minut. Jest to wieża zajmująca ogromną powierzchnię, łamiąca wszelkie prawa fizyki, skrywająca wiele tajemnic i rządząca się własnymi regułami. Od razu powiem, że nie ma co liczyć na odkrycie kart dotyczących samego sedna Wieży - do tego prędzej dotrzemy w komiksie. Kiedyś. Dlatego nie ma co nastawiać się na informacje przykładowo związane: z powstaniem Wieży, ze światem znajdującym się poza Wieżą, czy też tajemniczym królem Jaahadem, który jako jedyny dotarł na szczyt. W pierwszym sezonie anime/manhwy te informacje nie mają większego znaczenia. Zamiast tego liczy się tutaj wprowadzenie wątku z pierwszymi testami Wieży, które trzeba zdać, by wspinać się wyżej; przekazanie podstawowych zasad rządzących tym światem; zaprezentowanie różnorodnych bohaterów i ich motywacji oraz relacja Bama z Rachel.

I tak właściwie nasza uwaga najbardziej skupia się na testach, których żaden normalny człowiek nie przeszedłby z łatwością (nie oszukujmy się, najpewniej zginęlibyśmy w ciągu minuty). W swej teorii te próby prezentują się prosto, przykładowo: wystarczy przebić piłkę w zbiorniku, gdzie krąży kilkunastu metrowy potwór lub też znaleźć się w trzyosobowej drużynie z ludźmi, których przed kilkoma sekundami trzeba było się pozbyć. Rozmaitość testów wpływa dosyć korzystnie na fabułę i bohaterów - postaci mogą się wykazać w pewien sposób, pod wpływem krytycznych sytuacji lepiej poznajemy ich zamiary, a do tego dowiadujemy się o zasadach istniejących w tym dziwnym świecie (informacje nie są wciskane na siłę, lecz podawane naturalnie). Ponadto tempo akcji jest szybkie, test goni za testem, dzięki czemu widz się nie nudzi. Stałym elementem stają się również niespodziewane zwroty akcji, które zdarzają się przy każdej próbie, więc teoretycznie wiadomo, że coś "niespodziewanego", niekoniecznie miłego, zawsze musi się pojawić. Tu są jakieś manipulacje, tam ktoś kogoś zdradzi i aż czuć napięcie, bo nie wiadomo, kto wyjdzie cało z danej sytuacji.

Ogółem nie ma co narzekać nad sposobem prezentowania historii. Podstawowe informacje zostają nam przekazane, testy zapewniają frajdę, nie brakuje również spokojniejszych i bardziej humorystycznych scen niezwiązanych z próbami, poza tym te trzynaście odcinków na swój sposób zamyka pewien etap oraz gracko pozostawia furtkę do kolejnego sezonu, zaś mając porównanie z komiksem stwierdzam, że jest to naprawdę satysfakcjonująca ekranizacja. Owszem, pominięto wiele szczegółów, czy też przekształcono niektóre wydarzenia, jednak wyszło to całkiem przyswajalnie.

BOHATEROWIE

Drugim elementem fabularnym, który najbardziej rzuca się w oczy, jest oczywiście wątek Rachel i Bama. W końcu nie byłoby całej tej historii, gdyby Bam nie ruszył za swą jedyną przyjaciółką! W ten oto sposób obserwujemy starania niewinnego chłopca, który zyskuje coraz większą liczbę przyjaciół i dzięki ich pomocy zdaje kolejne testy, goniąc za Rachel... Zasadniczo nie spodziewałam się, że tak szybko ją znajdzie. Sądziłam, że zobaczymy ją najprędzej w ostatnim odcinku, a tu takie zaskoczenie. I później kolejne i jeszcze jedno i na samym końcu. W każdym razie obserwowanie tej dwójki jakoś specjalnie nie emocjonowało, może później, gdy już nabrali charakteru. Ponieważ jakkolwiek by na to nie spojrzeć - niby są głównymi bohaterami, ale przez cały seans miałam poczucie, jakby pełnili rolę tła, nijakiego tła, na które nie zwraca się uwagi, bo przed nim są bardziej wyraziste postaci. Jednak nie do końca traktuję to jako wadę. Gdyby tak przyjrzeć się każdemu głównemu bohaterowi shounenenów, zauważymy, że zawsze się wyróżniają - są silni, mądrzy, utalentowani, ich charaktery są mocne i ogółem dominują w historii. A teraz weźmy Bama - nijaki, nie ma za bardzo własnego zdania, właściwie jest niepotrzebny, ale mimo to jest w nim coś, co przyciąga innych do jego osoby. I jak dla mnie jest to coś nowego, taka miła odskocznia od tych wszystkich typowo wyróżniających się głównych bohaterów. Owszem, bywa to irytujące, ale ta postać specjalnie jest tu glinianym gniotem, który dopiero zostanie ukształtowany (co widać w drugim sezonie manhwy).

Inaczej sprawa wygląda z Rachel, która niby również jest nijaka, lecz jak się później okazuje - ma doskonale zarysowany charakter. Spoilerując: rozumiem, dlaczego wszyscy jej nienawidzą. Sama również czuję do niej złość i wstręt za to, że zdradziła Bama oraz że takimi brudnymi sztuczkami próbuje dostać się na szczyt wieży. Lecz nie można też nie zauważyć, że Rachel reprezentuje przeciętnego szaraczka. Jest zwykłym, nijakim człowiekiem, który chce spełnić swoje marzenie, chce stać się silną, mieć moce, być po prostu kimś wyjątkowym. Jednak nigdy się taka nie stanie, dlatego zazdrości Bamowi. Jej punkt widzenia jest zrozumiały. Wystarczy spojrzeć na całą sytuację jej oczami. Wyobrazić sobie siebie, zwykłego człowieka, który też nie ma szans na stanie się wybrańcem. Szczęście się do nas nie uśmiecha, inni czasem mają lepiej, a my mimo wysiłku oraz starań, często przegrywamy z bardziej utalentowanymi. Frustrujące jest bycie przeciętniakiem, prawda? Jednak większość z nas nie posunęłaby się do tego samego, co Rachel (chociaż zapewne nie raz zrobiliśmy to w myślach). Nienawidzimy jej, bo przypomina nas. Dlatego uważam ją za genialną postać. Dopracowaną do szczegółu.

Co do reszty bohaterów, a dokładniej do głównej ekipy, okazali się bardzo sympatycznymi osobami. To właśnie przy nich w miarę się emocjonowałam. Podziwiałam geniusz strategiczny Khuna, żartobliwe "żółwiowanie" Raka, pewność siebie i arogancję Endorsi, niesamowicie charyzmatyczną Yuri, całkiem mądrego dresiarza Shibisu oraz wielu innych wykazujących się swymi niesamowicie silnymi charakterami. To oni zapewniali najwięcej zabawy, im się kibicowało i ich historii chciało się słuchać.

GRAFIKA

W porównaniu do pierwszych rozdziałów manhwy... Cóż, ta animowana kreska jest majstersztykiem! Jednak oceniając ją jako osobny byt, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to kolory. Nie tak jaskrawe jak w Houseki no Kuni, ale wciąż będące boleścią dla moich gałek ocznych. Po drugie niesamowite projekty postaci. Każdy ma w sobie coś oryginalnego i nie wyglądają jak kopiuj-wklej. Po trzecie cudowne tła - zbożowe pole, czy też zadanie z fokami, gdy Bam znajdował się pod wodą. Studio naprawdę znakomicie się popisało! Również przy zabawie ze światłocieniem. Kreska jest dynamiczna, walki zapewniają dobre widowisko i w żadnym wypadku nie doszukałam się żadnych uchybień.

MUZYKA

A teraz przechodząc do najlepszego... Jak już wspominałam przy podsumowaniu sezonu wiosennego 2020, soundtrack do Tower of God jest niezwykle klimatyczny. Mroczny, melancholijny, łączący w sobie tradycję oraz elektronikę. Wszystko to skomponowane przez Kevina Penkina, twórcę ścieżek dźwiękowych do Tate no Yuusha oraz Made in Abyss, dlatego nic dziwnego, że tutaj także muzyka okazała się ogromnym sukcesem. Te utwory nie są ignorowane, a wręcz ma się ochotę ich odsłuchiwać nawet po skończeniu anime. Za najbardziej charakterystyczne OST-y uważam: Ignition, Administrator, Golden Shinsu Unleashed oraz Battle. Jeśli zaś chodzi o opening i ending w wykonaniu koreańskiego zespołu Stray Kids - chłopcy mają talent. Op bez dwóch zdań stał się jednym z moich ulubionych, zaś Ed całkiem miło się odsłuchiwało i nadal odsłuchuje. Szkoda tylko, że oprawa wizualna została skąpo potraktowana.

OP - "TOP" by Stray Kids
ED - "SLUMP" by Stray Kids



PODSUMOWANIE

Tower of God jako anime spełniło swoją rolę - zapewniło mi całkiem niezłe widowisko w ładnej oprawie i z bardzo klimatyczną muzyką. Poznanie całej tej gamy różnorodnych bohaterów uznaję za ogromny plus. Również kreacja tego świata jest niebywale intrygująca, podobnie pomysły na testy, które niby proste, ale nie mają w sobie nic banalnego. Jest to dobre anime i z chęcią powitałabym drugi sezon, bo wiem, że byłby znacznie lepszy. I w tej chwili zdaję sobie sprawę, że moja recenzja ma wydźwięk zdecydowanie pozytywny, pewnie dlatego, że zaczęłam czytać manhwę, ale mimo wszystko, mimo tych wszystkich pozytywnych rzeczy, o których pisałam, czegoś w tym pierwszym sezonie zabrakło, by całkowicie porwać moje serce. Jednak co ciekawe nie odczuwam już tego "braku" przy kontynuacji w manhwie. Bądź co bądź zachęcam do obejrzenia Tower of God ze świadomością, że za webkomiksie również trzeba się zabrać, jeśli chcecie zobaczyć jak ogromną przemianę przechodzi Bam oraz jak bardzo ten komiks jest uzależniający.


OCENA

Fabuła: 6+
Bohaterowie: 6
Grafika: 7
Muzyka: 9
Ocena ogólna: 6+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz