Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 19 lutego 2018

[Recenzja anime] - "Devilman: Crybaby"

TYTUŁ: Devilman: Crybaby
ROK: 2018
STUDIO: Science SARU
LICZBA ODCINKÓW: 10
GATUNEK: Demony, Akcja, Horror, Supernatural

OPIS SERII:

Akira Fudo zostaje poinformowany przez swojego najlepszego i jedynego przyjaciela, Ryou, że coraz więcej ludzi zostaje opętanych przez demony, a świat zmierza ku zagładzie. Razem zmierzają na imprezę (sabat), aby nagrać na kamerze demoniczną obecność i uświadomić ludzkość o czającym się niebezpieczeństwie - a raczej tak twierdzi Ryou, który ma w zanadrzu zupełnie inny plan, a główną rolę w nim ma odegrać nie kto inny jak Akira... Gdy Akira zostaje połączony z jednym z najpotężniejszych demonów, przybiera imię: Devilman i z ludzkim sercem, ale z demonicznymi zdolnościami zaczyna polowanie na inne diabły.

FABUŁA:

Ostatnio wszyscy animożercy gadali o Devilmanie. Devilman tu, Devilman tam - zachwyty rosną i rosną, a Netflix gromadzi same pochwały. Co jest takiego w tym remake'u z lat siedemdziesiątych? Czy naprawdę jest się nad czym roztrząsać? Cóż, dla ludzi przyzwyczajonych do współczesnych anime, gdzie występują słodkie dziewczynki, często ratujące świat swoimi magicznymi różowymi różdżkami, Devilman może okazać się niespotykanym fenomenem. Także dla osób tęskniących za starymi, XX wiecznymi seriami, Crybaby również może zostać uznane za zbawienne. XX wiek miał to do siebie, że japońskie produkcje były wyzwolone od cenzury, która teraz nagminnie zostaje wprowadzana - zasłanianie ciała, pohamowanie się od przemocy, zachowanie kulturalnych rozwiązań. Kiedyś tak nie było. Pojawiało się wiele gołego ciała, brutalności, seksu, krew lała się potokami i panował inny, mroczniejszy klimat. Czuć to przykładowo w Perfect Blue, Great Teacher Onizuka, czy Ghost in the Shell. Remake Devilmana zdaje się powracać do tych "dojrzalszych" elementów i nie hamuje się przed ukazaniem nagości, homoseksualnego stosunku, rozrywanych członków czy brutalnych aktów przemocy. Czy wzbudza to szok? Owszem, zwłaszcza jeśli jest się młodszym odbiorcą, nieprzyzwyczajonym do takich scen i wciąż myślącym, że anime to w zasadzie bajka. Crybaby mówi: "Hej, człowieku, anime to nie tylko głupkowate kreskówki, to też sztuka, emocje i dojrzałość". I właśnie te trzy elementy budują niniejszą serię.

Kiedy myślę o historii, pierwsze co mi wpada do głowy to motyw stary jak świat, czyli zróbmy z jakiegoś słabiaka super mocnego bohatera, który dokopie tym złym. Na tym początkowo skupia się fabuła, na naiwnym chłopcu, który zostaje opętany przez demona, udaje mu się go pokonać i zyskuje nad nim kontrolę, a co za czym idzie - wielką moc. Dzięki temu realizuje plan: ocalenia świata przed niebezpiecznymi demonami, czatującymi na bezbronnych ludzi. Wszystko wydaje się zmierzać w prostym, przewidywalnym kierunku. Przyznaję, że na tym etapie jedyne, co mnie interesowało to plany Ryo. Bo w końcu bądźmy ze sobą szczerzy: czy tylko ja uważam, że pierwszy odcinek był tak chaotyczny i wydawał się tak nielogiczny, że jedyne co robiłam to gapienie się z niezrozumieniem w ekran? Po pierwszym epizodzie miałam tylko jedno pytanie: "WTF, RYO?". I to pytanie tak przechodziło z odcinka na odcinek, aż w końcu doszłam do momentu, gdzie objawiło się rozwiązanie a moja dusza uzyskała spokój. Wszystko nabrało sensu, pierwszy epizod okazał się logiczny, a ja aż zaklaskałam z podziwu.

Fabuła głównie skupia się na walce z demonami, Akira jako Devilman idzie za instrukcjami Ryo i pojedynkuje się z kolejnymi nieczystymi duszami. Z jednej strony prowadzi zwykłe życie ucznia, przygotowującego się do zawodów, a z drugiej robi za demonicznego stróża prawa, dla którego liczy się sprawiedliwość. Dopiero potem, po wielkim ujawnieniu, jakiego dokonuje Ryo, Crybaby zaczyna przechodzić w zupełnie inny klimat. Nastaje mrok, destrukcja, a widz przygląda się temu wszystkiemu w zadziwieniu. Nie spodziewałam się takiego zakończenia i takich rozwiązań - jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłowości twórcy, a także poprowadzenia akcji przez Netflixa. Innymi słowy: po obejrzeniu tej serii emocją, która tu przeważała, był przede wszystkim szok. Szok przy zakończeniu, szok przy przyjrzeniu się losom bohaterów, szok przy XX wiecznych śmiałych elementach, szok przy ułożeniu się wszystkich szczegółów w logiczną całość - szczere, totalne osłupienie.

Co do tych nawiązań chrześcijańskich - to przez cały czas patrzyłam na nie z przymrużeniem oka. Okej, demony - mogą być. Fanatyzm religijny pod koniec - hmm, no spoko, spoko. Było w tym trochę tandety i śmieszności, ale dało się przeżyć. Szczególnie, jeśli zrozumiało się główny morał z tej demonicznej szopki, między innymi: prawdziwe zło niekoniecznie objawia się pod postacią demona. O! Proszę, jaki ładny przekaz dla ludzkości. Tym bardziej, że przez cały seans nienawiść do własnego gatunku rośnie, aż widzowi pozostaje jedynie powiedzieć: "Ludzkość to jednak powinna wymrzeć".

Tak jak główna historia fascynowała i sprawiała, że miałam ochotę oglądać więcej i więcej, tak wątki poboczne wydały mi się miłym dodatkiem, który urozmaicał fabułę, ale nie wywoływał ochów i achów. Sama idea zawodów lekkoatletycznych była śmieszna - już nie chodzi mi o sposób biegania ludzi opętanych przez demony. Uznałam to za strasznie tandetne działanie tak samo jak wielki pojedynek przy zakończeniu, gdzie rozumiem, nawiązywało to do oryginalnego Devilmana, ale dla mnie zdawało się zbyt nagłe i wzięte ni z dupy. Wątek z rodzicami Akiry był ciekawy - wytłumaczył jego podejście do biegania, ale też zastanawiam się, czy musieli się w ogóle pojawiać. Czy było potrzebne wrzucenie rodziców Akiry do głównej akcji? Oto jest pytanie. Prócz tego pojawiają się również wątki związane z rywalizacją, przyjaźnią, czy miłością demoniczną i ludzką. Sporo się dzieje jak na dziesięć epizodów i może dlatego dobrze się ogląda.

BOHATEROWIE:

Zacznę może od tego, że charaktery postaci są zarysowane pod pewnymi względami wyraźnie. Mam na myśli, że wiemy, że Akira jest tym dobrym, sprawiedliwym, wrażliwym i naiwnym. Ryo uchodzi za zło wcielone (hehe), manipulatora i intryganta. Zaś Miki za świętą Matkę Teresę, która we wszystkich widzi dobro. Wiadomo, kto jest kim. Z góry jednych zaczynamy lubić, a drugich nienawidzić. Ja to bym najchętniej teraz stwierdziła, że w zasadzie wszystkich nienawidziłam, lecz byłoby to kłamstwem, bo jednak co jak co, ale przywiązałam się do tych idiotycznych szaleńców. Akiry, Ryo i Miki nie powinno się lubić - Akirę za jego naiwność, Miki za robienie się na świętą dziewicę, a Ryo... bo to Ryo, jest zły i wszyscy o tym wiedzą. Mimo że jako jedyny działa tu z pomysłem i zmierza w dobrym kierunku, to i tak nie potrafiłam się do niego przekonać, aż do samego końca. Kibicowałam Akirze i Miki, nawet jeśli byli typami osób, którymi na co dzień gardzę. Przy Devilmanie: Crybaby zaznałam samych sprzeczności! I może dlatego tak bardzo to do mnie przemówiło. Mimo świadomości, że nie powinnam tych postaci lubić, to i tak po ostatnim odcinku poczułam smutek. "Że jak to? Koniec? Już? Tak po prostu...?". Myślę, że moje przywiązanie może wynikać również z tego, że ich losy potoczyły się w taki nieprzewidywalny sposób. Lubię takie zagrania, szanuję, ponieważ szarpią emocjami widza.

Co się tyczy relacji to ucieszyłam się na widok schematu, który nie ważne jak często się pojawia i tak go uwielbiam. Mowa tu o przyjaźni między dwoma bohaterami, Kaneki - Hide, L - Kira, Lelouch - Suzaku, a teraz Akira i Ryo. Niesamowita sprawa, zwłaszcza, kiedy pojawia się między nimi konflikt i wtedy jest wielkie cierpienie, bo przecież przyjaciel staje naprzeciwko przyjaciela i wiadomo, że stanie się coś złego. Miło się obserwowało tę luźną, acz mocną więź.

Gdy przyglądałam się Miki i Akirze spodziewałam się jakichś miłosnych ekscesów, lecz na szczęście dostałam same podteksty i relację, która skupiała się na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Cieszę się, że nie rozwinęło się to w romans. Ogółem rzecz biorąc postaci poboczne są bardzo poboczne, czyli niby mają jakiś wkład w dalszą akcję, ale tak naprawdę to nie. Są po prostu zapychaczami czasu, bądź służą za przekazanie jakiejś ukrytej treści.

GRAFIKA:

Lubię specyficzne grafiki i cenię sobie ich oryginalność na tle innych typowych (przykłady ciekawych kresek: ACCA, Mob Psycho 100). Grafika Crybaby również uchodzi za s p e c y f i c z n ą. Ma swoje plusy, ale w głównej mierze pokazała mi się z tej negatywnej strony. To, co mi się podobało to na pewno projekty postaci, które różnią się od swoich starych wersji. Przemiana Akiry z ciepłych klusek w drapieżcę uznaję za wyśmienitą, tak samo jego zmiany w Devilmana. Choć sam projekt Amona nie zachwyca, to jednak spektakularne były chwile, kiedy Akira przemieniał się po części w swoją demoniczną wersję.

Zaś to co mnie raziło w tej serii, to po pierwsze psychodelia neonowych kolorów, która sprawiała, że dostawałam oczopląsu. Po drugie masa scen, gdzie postaci wyglądały nieproporcjonalnie. A po trzecie wszystko wydawało się rozlewać, w tym sensie, że prezentowało się jak narysowane na odwal przez sześciolatka. Owszem, kreska ma swoje mocne strony przy niektórych scenach i przybliżeniach, ale ogólne wrażenia są takie, że jest niechlujnie i daje po oczach przez masę kolorów i rażącej bieli.

MUZYKA:

Majstersztyk! Cudo! Rewelacja! Nic tylko słuchać w kółko i się zachwycać. Ścieżka dźwiękowa Devilmana zawiera w sobie sporo niesamowitych kawałków - od dyskotekowych łubu-dubu, przez melancholijne melodyjki i mroczne nutki, do uwielbianego przez wszystkich remake'u starego openingu, który śpiewają wszyscy. Z mojej strony wymienię tylko kilka utworów, które chwyciły mnie za serce, jednak nie zmienia to faktu, że cały soundtrack jest genialny. D.V.M.N. Theme, pojawiający się na napisach końcowych przy prawie każdym odcinku oddawał odpowiedni klimat. Przy dynamicznych scenach sprawdzał się Judgement. Przy Crybaby, występującym w ostatnim epizodzie, widzowie zmieniają się w prawdziwe beksy. Zaś arcydziełem, perłą soundtracku, jest Devilman no Uta ("Are wa dareda? Dareda? Are wa Debiru, debiruman! Debiruman!"). Poza tym ciekawym zabiegiem ze strony twórców był pojawiający się rap. Grupka dzieciaków rapowała po japońsku i z jednej strony wydawało mi się to zabawne, ale z drugiej całkiem nieźle zrobione. Przy pierwszych wrażeniach sezonu zimowego zastanawiałam się, jaki mam dokładnie stosunek do tej nowości i teraz mogę zapewnić, że wprowadziło to miłe urozmaicenie w japońskiej kreskówce. Jeszcze wspomnę słowem o openingu i endingu do 9 epizodu - za dużo emocji, szczególnie przy tym ostatnim, kiedy przypomnę sobie, co się zdarzyło.

OP - "MAN HUMAN" by Denki Groove
ED - "Konya dake" by Takkyuu to Tabibito

PODSUMOWANIE:

Uznaję Devilmana: Crybaby za interesującą produkcję, która owszem, bazuje na schematach, lecz z drugiej strony pokazuje też oryginalność przy rozwiązywaniach i zwłaszcza przy zakończeniu, które sprawia, że można oniemieć z zaskoczenia i smutku. Seria ta fascynuje zagraniami z XX wieku, wzbudza sympatię do bohaterów i zachwyca ścieżką dźwiękową. Naprawdę dobrze się ogląda i z odcinka na odcinek chce się zobaczyć więcej - więcej Akiry, Ryo i całego tego demonicznego szajsu. Polecam Devilmana: Crybaby, głównie dla tych, co nie znają starszej wersji, bo na pewno doznacie wielu szoków.

OCENA:

Fabuła: 7
Bohaterowie: 6
Grafika: 5
Muzyka: 10
Ocena ogólna: 7

6 komentarzy:

  1. Czuję się zachęcona do obejrzenia. Dobra robota! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż jestem jeszcze w trakcie oglądania, ale ogólnie mam raczej podobne zdanie. No i teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa, jak to się wszystko skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończy się niespodziewanie :3
      Jak skończysz, podziel się swoim zdaniem - jestem ciekawa jak odbierzesz zakończenie i ogólne rozwiązania fabularne :D

      Usuń
  3. takie pytanko, bo dopiero zaczęłam oglądać. dlaczego jest tutaj tyle scen seksu i nagości? czy to ma coś wspólnego z fabułą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym, że to poniekąd wpasowuje się w klimat serii - jest wiele brutalności, niecenzuralności, nagości i właściwie wszystko to, co jest w naturze ludzkiej brzydkie oraz okrutne zostaje tutaj zaprezentowane. Myślę, że chodziło właśnie o poruszenie wszelkich ludzkich aspektów, których nie lubimy uzewnętrzniać lub które wstydzimy się ukazywać. Poza tym anime skupia się na demonach kojarzonych zazwyczaj z niecenzuralnym zachowaniem, więc dla mnie nie było niczym dziwnym, że pojawia się seks czy też golizna ciała. Zwłaszcza, że historia toczy się wokół Akiry, chłopaka w wieku dojrzewania, który zmaga się ze swoją drugą demoniczną naturą - te dwa aspekty sprawiają, że seksualność może zostać pokazana w danym dziele. Oczywiście lepiej by było, gdyby nie została tak teatralnie wyolbrzymiona. Jednak z drugiej strony te sceny nie rzucają się aż tak w oczy, by ponad miarę się nad nimi zastanawiać :3

      Usuń