TYTUŁ: Brave 10
ROK: 2012
STUDIO: TMS Entertainment
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Akcja, Przygoda, Historyczne, Samuraj, Seinen, Super moce
OPIS SERII:
Kapłanka Isanami jest świadkiem jak świątynia w której się wychowała, płonie, a bliskie jej osoby są zabijane przez ninja. Ucieka do lasu, próbuje przeżyć i uchronić spinkę, która zawiera w sobie złe moce i które za żadne skarby nie mogą zostać uwolnione. Przez przypadek trafia na wojownika-zabójcę, Saizou, który jej pomaga, tylko nikt nie spodziewał się, że losy tej dwójki splotą się w jedno wspólne przeznaczenie... Wyruszają w podróż do zamku Yukimury Sanady, który prawdopodobnie będzie mógł w lepszy sposób zaopiekować się biedną Isanami niż oschły Saizou i gdy tam docierają, okazuje się, że pan Yukimura postanowił wcielić w życie swój tajemny plan - zebrać dziesięciu najzdolniejszych wojowników. A pytanie brzmi: w jakim konkretnie celu?FABUŁA:
Od wrześnie tego roku obrałyśmy sobie za cel, żeby kończyć serie, które kiedyś odłożyłyśmy na bok z myślą, że w przyszłości się nimi ponownie zajmiemy i tyle się tego nazbierało, że ta przyszłość musiała nadejść szybciej. Kiedy wylosowałam Brave 10 (tak, losujemy, bo świadomie chyba nie wybrałybyśmy jakiejkolwiek serii), zauważyłam, że po czterech odcinkach odłożyłam do On-Hold na MAL-u - dlaczego? Przecież z tego co pamiętałam nie było takie złe, był tam w głównej roli seiyuu - Ono Daisuke - którego uwielbiam, do tego dużo akcji, ogólnie bishe, więc... dlaczego? Załączyłam piąty epizod i już wiedziałam, a z wiedzą przyszła irytacja do samej siebie, po jaką cholerę chciałam do tego w przyszłości wracać? Bo jeśli weźmiemy Amaama to Inazuma, która jest produkcją tego samego studia i oceniamy jako dobrą, tak Brave 10 jest kompletną porażką pod każdym możliwym względem.Spójrzmy chociaż na to p r z y p a d k o w e spotkanie Isanami i Saizou oraz na te p r z y p a d k o w e późniejsze spotkania z wojownikami. Nie mamy żadnego gromadzenia i poszukiwania, oni sami się pojawiają! Wyskakują z najmniej oczekiwanych miejsc, toczą bitwę zazwyczaj z Saizou, odmienia im się i nagle, przykładowo największy bandzior północy, chce bawić się w rodzinę w zamku Yukimury. Czy ktoś widzi w tym sens? No, dobra, można to wytłumaczyć jako przeznaczenie, że wszyscy musieli się spotkać, ale dla mnie jako widza ogarniętego i bystrego mogli to przedstawić w subtelniejszy sposób, a nie na chama wciskać co odcinek jednego wojownika, który przez przypadek stanął na drodze Saizou i Isanami i któremu serce się odmienia, żeby służyć obcemu człowiekowi. Dodatkowo żeby nikt nie poczuł się pokrzywdzony, to każdy z tych dziesięciu musiał w jakiś sposób zademonstrować swój styl walki i z każdym dalszym odcinkiem było to coraz bardziej bezsensowne. Bo jeśli jeden bohater czaił się w krzakach, żeby później zaatakować, to nie trzeba później powtarzać tego ponownie. No, ale jakoś trzeba pochwalić się swoimi zdolnościami, trzeba pokazać jaki z niego kozak, bo potrafi władać niepraktyczną bronią, którą Saizou i tak ma w głębokim poważaniu, bo to on jest najsilniejszy. Jak widać zbiegi okoliczności bardzo mocno przywarły do tej serii, ponieważ mamy również niespodziewane odkrycie, że dwie postaci są rodzeństwem - a to dobrze się składa, bo jedna z nich ma powód by stać się jednym z dziesięciu - do tego ratowanie z opresji jest zaplanowane do ostatniej sekundy - ucieczka przed siebie, lądowanie na plaży i z a p l a n o w a n e pojawienie się znikąd statku, który wszystkich uratuje. Kit z tym, że kapitan piratów nikogo nie znał i po prostu ratował tych, co byli najbliżej - ot, taki samarytański czyn. Ale kto by się przejmował? Kto by się zastanawiał nad logiką? Kto będzie miał wątpliwości, że coś tutaj nie gra?
Kolejnym problemem jest cel zbierania tej zgrai dziwaków - przez większość epizodów mamy skupienie na poszczególnych jednostkach i ich zaprezentowaniu się, tylko że widz nie ma zielonego pojęcia po co tak naprawdę Yukimurze dziesięciu odważnych. Szykuje się do wielkiej bitwy? Prawdopodobnie tak. Ale z kim? Z tym kolesiem, którego mógł pokonać sam bez żadnego wysiłku? Tu się właśnie ujawnił problem Yony z Akatsuki no Yona, która zbiera smoczych wojowników, ale później nie wie co dalej. Niby Yukimura nie ma żadnego konkretnego planu, niby twórcy nie wiedzą, co zrobić z wielką dziesiątką, ale na końcu okazuje się coś niespodziewanego (naprawdę nieprzewidywalnego)! Całe to zbieranie miało głębszy sens, zmierzało do konkretnego celu, ale w anime dostajemy jedynie marną namiastkę wykorzystania zdolności wszystkich. Uznałam to jako zapychacz, jako powiedzenie widzom: Hej, możecie obejrzeć tę beznadziejną bitwę z wrogami, którzy pojawili się znikąd dopiero w dwóch ostatnich odcinkach, ale na bardziej spektakularną wojnę z nie-wiadomo-kim-ważnym nie czekajcie, ale za to możecie sobie przeczytać w mandze. My Wam nie pokażemy. No... Dzięki, dzięki za kolejny absurdalny element, który musiał się pojawić, za tę pseudo bitwę, która miała na celu ukazać siłę i niesamowitość wszystkich (a przede wszystkim nieśmiertelnego Saizou, który nie ma prawa się wykrwawić po tylu zadanych ciosach i przebiciu serca). Klask-klask-klask. A wspominając jeszcze o tych super mocach... Czy nie byłoby znacznie lepiej, gdyby twórca ograniczył się jedynie do sztuk walki i władania bronią? A jeśli już uparł się przy tych super mocach, to może niech wyjaśni ten ewenement, czyli skąd władają lodem, owadami, czy tam warzywami. Uczyli się specjalnych technik? Tacy się urodzili? Pełno niedopowiedzeń.
Patrząc na pozytywne strony (tak, Brave 10 ma pozytywne strony) to fajnie, że historię osadzono w czasach samurajów, kiedy był pan i jego sługa - jako taki klimat tych czasów zachowano, walki wyglądały dynamicznie i ciekawie, do tego cała ta szata spisków i knowań również została w miarę dobrze dopracowana - nie spodziewałam się zdrady. Tak jak nie spodziewałam się, że tylu znanych i kochanych seiyuu podłoży głosy bohaterom.
Chyba czas przyznać, że seiyuu są tutaj największą zaletą.
Chyba czas przyznać, że Brave 10 nie należy oglądać.
BOHATEROWIE:
Isanami jest taką bohaterką, której nie da się polubić. Po prostu nie da. Ma bardzo malutki móżdżek, który skutkuje tym, że pakuje się w różne niepotrzebne kłopoty, cały czas potrzebuje ratunku, bo sama obronić się nie potrafi, a do tego bardzo łatwo daje się podpuścić. Innymi słowy: irytuje do granic możliwości, tym bardziej, że cały czas Saizuje. No, ale co tu się dziwić? W anime, gdzie jest dużo bishów musi pojawić się jedna, porządna idiotka i Isanami prezentuje się w tej roli doskonale. Przynajmniej zlitowano się nad nami i dano porządną postać kobiecą, która jest silna, bezlitosna i sarkastyczna - mowa o Anie, jedynej osobie, która rozsądkiem dorównuje Saizou. Z Aną przeważnie nie ma kłopotów, a jeśli jakieś się pojawią to są one na tyle poważne i ciekawe, że warto jej pomóc. Na odstrzał weźmy teraz największą płciową zagadkę, jaką jest Kamanosuke (jest to płciowa zagadka na miarę: Hideyoshiego z Baka to Test), gdzie nie tylko widz się zastanawia, ale również wszyscy bohaterowie, czym dokładnie jest ta osoba. Kobieta czy mężczyzna? Choć upiera się, że jest mężczyzną, co przyczynia się do wielu podtekstów yaoistycznych, to jednak można przypuszczać, że jest ukrywającą się kobietą. Niestety, nie dostajemy wystarczająco informacji by dokładnie się tego dowiedzieć - może w mandze wyjaśniają, ale nie mam siły, żeby ją czytać. Ogólnie skąpe informacje dotyczące przeszłości bohaterów pojawiają się dosyć często - o jednych wiemy więcej, a o drugich jakieś strzępy historii, które się ukazały, ale nie są na tyle jasne, żeby coś z tego wynieść. A szkoda, bo to bardziej urozmaiciłoby fabułę i może przyhamowało tempo akcji. Co zabawne, bądź tragiczne, płeć męska również jest tu idiotami. Mamy idiotę z kompleksem siostry. Mamy idiotę kochającego swój pistolet. Idiota kochający zwierzęta. Na szczęście poziom ich baka nie był tak drażniący jak w przypadku Isanami i za to rozśmieszał. Za najlepiej myślącą jednostkę prócz Yukimury (który ma łeb na karku) oraz Any, uważam Saizou. Saizou myśli, działa, kiedy musi, nie rzuca się jak głupi na wroga, ma mocny charakter i zawsze znajdzie wyjście z krytycznej sytuacji. Tylko teraz nasuwa się pytanie, czy on też nie jest jakąś odmianą idioty, skoro postanowił trzymać się całej reszty?Relacje są budowane na szybko, wszyscy się poznają, wiedzą, że są niebezpieczni, ale bez żadnych ale ufają sobie do granic możliwości. Nikt się nie boi, że ktoś może kogoś zaciukać w nocy. I choć powinno się to wydawać sztuczne, że obce sobie osoby, nagle stają się dobrą, kochającą się rodziną, to jednak nie raziło to moich oczu - może dlatego że ten mały absurd został zasłonięty większymi logicznymi wpadkami.
GRAFIKA:
Kiedy studio ma mały budżet to grafika najbardziej cierpi - taka jest święta prawda. W Brave 10 kreska wraz z widzem przeżywają udrękę cyklicznie. To, co było robione dobrze i co się chwali: to sceny walk. Pełne dynamizmu, niepowtarzanych ruchów i prezentujących się bardzo schludnie. To, co było robione źle, to cały ruch postaci wtedy, gdy nie walczyli. Twarze się rozmazywały, oczy skakały, zdarzało się, że usta w ogóle się nie poruszały albo że emocje na twarzy nie były tak gwałtowne jak słowa seiyuu. Wielokrotnie spostrzegłam takie sceny w których, żeby ograniczyć pokazywanie ruchu, kadr był skupiony przez kilkanaście sekund na tej nieżywej, bez emocjonalnej twarzy, która coś tam tłumaczyła, a następnie był przeskok na drugą twarz, która odpowiadała - byleby jak najmniej pokazać, że postaci się ruszają. A ruszały się czasem sztucznie.Oczywiście projekty postaci są dobre, każdy wygląda inaczej, a ubrania oddają osobowość i styl walki danej osoby; widać, że jest to kreska mało wybitna, prosta (wystarczy zerknąć na styl rysowania włosów), jednak studio mogło się bardziej nią pobawić, tym bardziej, że pojawia się element super mocy. Nie bali się również użyć kopiuj-wklej, kiedy chodziło o jakąś większą liczbę osób - w anime przeżywamy więcej niż raz atak klonów. Poza tym muszę wspomnieć o ubraniu jednej postaci, między innymi Rokurou - cały czas zastanawiałam się jak to możliwe, że jest mu w tym wygodnie? Czy ta spódnica albo spódnico-spodnie nie spadają mu? Przecież to wygląda jakby w każdej chwili miało mu zlecieć i odsłonić nagość!
MUZYKA:
Soundtrack głównie obracał się wokół openingu, czyli kiedy odbywała się jakaś walka albo kulminacyjny moment, to leciała w tle składanka brzmiąca jak lekko zmieniony OP. Kolejny element serii, który nie jest wybitny. Dlatego myślę, że ograniczę mój komentarz do muzyki w tle słowami: była bardzo słaba i mało wpadająca w ucho.Patrząc teraz na coś interesującego - opening - to wyjątkowo dobrze się go odsłuchiwało za każdym razem. Owszem, zasługa Daisuke Ono i jego specyficznego głosu oraz tego, że słowa piosenki mają sens i pasują do historii. Jednak od dawna zastanawia mnie jedno: czy Daisuke Ono potrafi śpiewać. Wiem, niby wykonuje openingi, ale jeśli ktoś się przysłucha to zazwyczaj wygląda to tak jakby mówił do muzyki i czasem wyciągał końcowe sylaby. Zatem... Czy można to uznać za wabiący śpiew, czy za hipnotyzujący ciąg mówionych słów? Z drugim openingiem sprawa jest śmieszna, bo muzyka jest ta sama, tylko kto inny śpiewa i... wychodzi to tragicznie. Pierwszy duet wykonał to znacznie lepiej. Jeśli chodzi o ending to kojarzy mi się z takimi starymi bajkami z zigzapa (coś a la intro do Valeriana i Laureline). Zapewne to przez te elektroniczne rytmy. Nie twierdzę, że mi się nie podobało, raczej mało usatysfakcjonowało.
OP1 - "Seirei Hirai" by Daisuke Ono and Tetsuya Kakihara
OP2 - "Tenka wo Odoru" by Hiroshi Kamiya and Toshiyuki Morikawa
ED - "Adeosu" by ADAPTER
PODSUMOWANIE:
Wydawać by się mogło, że Brave 10 jest kompletną porażką, ale gdyby tak było, bez wahania dałabym ocenę jeden na dziesięć. Jednakże są tutaj rzeczy, które zostały dobrze rozegrane. Chociażby sam cel zbierania dziesięciu wojowników - miało to ręce i nogi i zapewne zostało wykorzystane w lepszy sposób w mandze niż w anime. Do tego tak jak pisałam, ładnie rozporządzono walkami, bohaterowie byli różnorodni i miło się słuchało tak wielu wspaniałych seiyuu. Gdyby nie te absurdy, niedociągnięcia fabularne i Isanami, to seria mogłaby okazać się ciekawym przeciętniakiem. Na dzień dzisiejszy: nie polecam.OCENA:
Fabuła: 3
Bohaterowie: 5
Grafika: 4
Muzyka: 3
Ocena ogólna: 3+
Podziwiam, że nie porzuciłaś tego anime, kiedy przypomniałaś sobie dlaczego wcześniej go nie skończyłaś. :o
OdpowiedzUsuńHmmm, no nie zapowiada się szczególnie obiecująco, zwłaszcza przy tych wszystkich zbiegach okoliczności i denerwujących postaciach. Bez żalu sobie odpuszczę. ;)
I słusznie :3
UsuńJest to recenzja typu: przestroga. :D