Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 13 czerwca 2016

[Recenzja anime] - ''Subete ga F ni Naru: The Perfect Insider"

TYTUŁ: Subete ga F ni Naru: The Perfect Insider
TYTUŁ ANGIELSKI: Everything Becomes F: The Perfect Insider
ROK: 2015
STUDIO: A-1 Pictures
LICZBA ODCINKÓW: 11
GATUNEK: Psychologiczne, Tajemnice

OPIS SERII:

Wyobraź sobie, że jedziesz na wycieczkę na wyspę, gdzie znajduje się ośrodek badań, a w nim pracuje światowej sławy geniusz. Sam/sama również jesteś profesorem i dzięki temu jakoś udaje ci się dostać do środka. Zwiedzasz ten surowy budynek i rozmawiasz z innymi naukowcami w nadziei, że spotkasz w końcu TEGO geniusza. Udaje ci się. Tylko... Dlaczego jest martwy? Dlaczego wyjechał ze swojego pokoju na stole bez kończyn? I czemu jest ubrany jak na ślub? Kto mógł zamordować i poćwiartować zwłoki w pomieszczeniu do którego nikt nie miał wstępu? I, co najważniejsze, gdzie jest morderca...?
Ten problem muszą rozwiązać Souhei Saikawa - bardzo mądry profesor, który niczym Holmes potrafi dedukować - oraz jego uczennica, Moe, piękna, mądra, bogata i nadzwyczaj irytująco zakochana w Saikawie. Czy rozwiążą zagadkę zamkniętego pokoju? Czy uda im się odkryć zbrodnie i sekrety z przeszłości doktor Magaty?

FABUŁA:

Mój umysł jest pod różnymi względami strasznie spaczony, a jednym z jego odchyłów jest doszukiwanie się banałów nawet w bardzo poważnych dziełach. Niestety Subete ga F ni Naru jako gatunkowo bardzo poważna seria również to dopadło - to moje spaczenie banałowe. Weźmy pierwszy odcinek po którym ani jeden widz nie ma pojęcia o co chodzi i o co będzie chodzić - na szczęście ja oszczędziłam Wam tego bólu i w opisie nakreśliłam jako tako, że wszystko obraca się wokół poszukiwania: motywów zbrodni, mordercy i sposobów jego działania. Jest to wiedza bezcenna, jeśli zabieracie się za to anime, bo dzięki temu wiecie do czego dąży cała ta pokomplikowana historia. I to jest jedyna pewna rzecz. Reszta jest chaosem. Ale wróćmy do pierwszego epizodu. Ja nie miałam zielonego pojęcia z czym mam jeść tę fabułę i dlatego oglądałam z dystansem. Skutki i spostrzeżenia? Jakiś profesor całkowicie pozbawiony emocji, co chwilę rzuca jakimiś mądrościami, myśląc, że będzie wyglądał super - banał nr 1. Głupia, bogata smarkula próbuje mu dorównać i też coś mądrego wypali, byleby mu się przypodobać - banał nr 2. Wprowadzenie wątków humorystycznych, które śmieszą w żałosny sposób (mówię o kroplach do oczu) - banał nr 3. Profesorek, jak to wielkie umysły detektywów mają w zwyczaju, ma swój nałóg, czyli wypalanie papierosa co 2 minuty - banał nr 4. I jeśli miałabym coś o tym nałogu jeszcze dodać to to, że co odcinek wypala mniej więcej dziesięć papierosów. A co z fabułą? Nie wiem nic, bo próbowałam zrozumieć mądrościowe rozkminy bohaterów. I tak właśnie zarysowały się moje pierwsze spostrzeżenia na temat pierwszego odcinka Subete ga F ni Naru. Oczywiście później było lepiej, bo jakoś pojęłam, że przede wszystkim jest to kryminał a nie rozprawa filozoficzna w pigułce.
Dobrą radą jest, że kiedy zaczniecie tę serię to koniecznością jest zwracanie uwagi na szczegóły, bo już od samego początku dostajemy pomocne wskazówki przy rozwiązywaniu zagadki. Sama nie jestem pewna czy idzie to na korzyść czy nie, ale żeby wszystko zrozumieć trzeba być bardzo skupionym podczas oglądania. Tak jak podczas czytaniu kryminału: skupienie i zwracanie uwagi na szczegóły, które niby nie mają znaczenia, ale jednak coś się za nimi kryje.
Powiem szczerze, że z mojej perspektywy widza bystrego, to ta sprawa mnie przerosła. Czy to z powodu, że oglądałam odcinek na tydzień; czy przez mieszanie przeszłości i teraźniejszości bohaterów; czy przez ogromne upchnięcie mądrych dialogów, rozkmin i wydarzeń w jedenastu odcinkach; a może po prostu przez moje zbagatelizowanie tej serii? Pewnie wszystko to razem wzięte za bardzo mnie przytłoczyło i nie mogłam odkryć niczego, dopóki mi tego na tacy nie podali. Z jednej strony to dobrze, że do samego końca nie wiedziałam o co chodzi, bo niewiedza pchała mnie do przodu i z tej przyczyny anime mnie wciągnęło, lecz z drugiej strony poczułam się mało usatysfakcjonowana, ponieważ na nic nie mogłam wpaść sama z siebie przez ten wszechogarniający CHAOS! Ale co bym złego nie powiedziała, to i tak jest to lepsze niż Ranpo Kitan.
Klimat jest poważny, wręcz osaczający, wpływ na to ma przede wszystkim muzyka oraz przedstawianie poszczególnych wydarzeń, poprzez mieszanie przeszłości doktor Magaty oraz Moe z teraźniejszością w której jest pełno mądrych rozmów i przemyśleń Saikawy. Jeśli są jakieś żarciki, to na tyle żałosne lub sztywne, że nie dają rady zniszczyć tej powagi.
Jeśli chodzi o wielkie zaskoczenia to tutaj co odcinek wychodzi coś, czego bym się nie spodziewała - oglądanie serii z wybałuszonymi oczami: gwarantowane. Jednak nawet jeżeli przez dziesięć epizodów doznajemy sporadycznych szoczków, to i tak wielki cios w nasz mózg jest przy jedenastym, gdzie poniekąd wszystko się rozwiązuje. Dosłownie: mój mózg leżał i nie dowierzał, że to się mogło tak skończyć, że wyjaśnienie tego morderstwa jest takie a nie inne, że mordercą jest ta osoba i że wszystko od początku miało sens i w tym momencie stało się całością. Układanka skończona.

BOHATEROWIE:

Zacznę może od postaci, która jest prawdziwą perełką i którą jako jedyną mogłam polubić... Nie, pewnie nikt się nie domyśla o kim mówię. Kogo mogłam zaakceptować z moimi skłonnościami  do uwielbiania psychopatów? No ba, że doktor Shiki Magatę, niedoszłą zabójczynię, geniusza z rozdwojeniem jaźni razy siedem. Fantastycznie było móc poznawać jej ciężką przeszłość owianą tajemnicami oraz snuć domysły na temat jej schizów-nie-schizów. Shiki sama w sobie intryguje od początku i nie tylko przez to, że wyjeżdża na stole bez kończyn i życia; nasza fascynacja jest podsycana przede wszystkim przez Saikawę, który z jakiegoś nieznanego nam powodu jest nią niebywale zaciekawiony i próbuje ją zrozumieć. A skoro on próbuje, to my musimy czekać z niecierpliwością na jego rezultaty. I w ten sposób doktor Magata staje się naszą główną obsesją, bo chcemy się dowiedzieć o niej każdego najdrobniejszego szczegółu. Poza tym uwielbiam jej relację z Saikawą, oczywiście tą mentalną, gdzie dla obydwóch czas nie ma znaczenia i nie ma żadnych granic.
Co do profesorka to jednak powinien coś zrobić z tym uzależnieniem od papierosów... A tak serio, to był w porządku, jednakże byłoby jeszcze lepiej, gdyby tak wykazywał więcej emocji (najwidoczniej w Subete ga F ni Naru jest założenie, że każdy geniusz musi mieć osowiałe uczucia i ograniczoną mimikę twarzy). Ponieważ gdy weźmiemy taką Moe to ona aż tryska emocjami, co świadczy jednoznacznie o jej zidioceniu. Ale! Saikawa sensei zdobył u mnie jakieś plusy przede wszystkim za swój umysł. I chociaż z początku jego wypowiedzi niby trąciły banałem, to jednak facet wiedział co mówi i miał słuszność nad zastanawianiem się nad takimi rzeczami. Ponadto chciałabym się trochę więcej dowiedzieć, co go tak fascynowało w Shiki - czy tylko wielki umysł, czy może jakieś zauroczenie...
I teraz przejdźmy do najbardziej znienawidzonej bohaterki, a o kim dokładnie jest mowa? Tak! O Moe Nishinosono - burżujce, idiotce, zakochanej bez wzajemności w profesorze, dziewczynce z ciężką przeszłością, którą nie potrafi sobie poradzić i wykazującą jakieś nikłe odznaki intelektu. Dlaczego tak wkurza? Hm, może dlatego że reprezentuje sobą wątek typowo romantyczny, który nie jest tu potrzebny? Może dlatego, że cały czas się nadyma i focha jak pięciolatka? Może dlatego, że niczego nie ogarnia i zaniża intelektualnie tę serię? No, ale dobra, przyznaję, zawsze jest potrzebna słodka idiotka, żeby nie było zbyt dramatycznie. Jej przeszłość w ogóle mnie nie wzruszyła, jej łzy nie ruszały, ale cała reszta zachowania doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Gdyby nie to całe jej: Saikawa-sensei, notice me! to może bym ją jakoś zdzierżyła, ale nie, każdy odcinek to samo...
Saikawa-sensei! Please notice moe Moe!

GRAFIKA:

Nie jest jakoś specjalnie wyróżniająca się, ani tym bardziej oryginalna, ale każdy element jest dopracowany i nie dopatrzyłam się żadnych niedociągnięć. Twórcy nie musieli się za bardzo wysilać, skoro większość scen rozgrywa się w laboratorium na wyspie, jednak jeśli już dochodziło do zmian miejsc akcji to zawsze wpadały w oko i zachwycały. To co mi zapadło w pamięci to właśnie bawienie się światłocieniem, barwami kolorów oraz płynna animacja przy ruchach bohaterów. Nie mam się do czego doczepić, prócz tych śmiesznie narysowanych brwi, dlatego nie będę owijać w bawełnę.

MUZYKA:

Jak już wspomniałam muzyka w tle buduje poważny, osaczający klimat, szczególnie ten jeden OST, który występował przy wydarzeniach z przeszłości Shiki albo jakichś dramatycznych zwrotach akcji. Przez te skrzypce, aż ciarki przechodzą po plecach...
W openingu zakochałam się od pierwszego słyszenia i to samo dotyczy endingu, który nawet wybrałam jako najlepszy sezonowy. Już po pierwszych nutach słychać, że jest to coś nowego i porywającego do tańca. Trochę wplecionej elektroniki, trochę mocnych uderzeń i już się wybija te rytmy w głowie albo palcem o biurko. Dodatkowo techniczne zrobienie OP jest bardzo oryginalne z tymi elektronicznymi postaciami - jestem zachwycona. Zaś w ED bardzo mi się podoba fakt, że powoli się rozkręca, by na końcu wybuchnąć prawdziwą gammą dźwięków i cudownym głosem piosenkarki. Nic tylko podziwiać.

OP - "talking" by KANA-BOON
ED - "Nana Hitsuji" by Scenarioart


PODSUMOWANIE:

Tak jak pisałam Subete ga F ni Naru ze swoją kryminalną sprawą trochę bardzo mnie przytłoczyło tym swoim chaotycznym układem wydarzeń, ale jak na serię z tajemnicami to utrzymuje poziom do końca i zaskakuje niespodziewanymi zwrotami akcji. Sprawa jest doskonale dopracowana i jednak jest to plusem, że widz nie może odkryć o co tak naprawdę chodzi. Bohaterowie z filozoficznymi rozważaniami są interesujący - oprócz tej moe idiotki. I... nie pozostaje mi nic innego jak polecenie tej serii dla fanów takich gatunków, bo Subete ga F ni Naru jest jedną z takich wisienek na torcie. Nie żałuję, że to obejrzałam, ale przyznam, że będę musiała kiedyś jeszcze raz na spokojnie do tego przysiąść i zrozumieć głębię. A Wam mogę jedynie radzić: skupienie i zwracanie uwagi na szczegóły.

OCENA:

Fabuła: 6
Bohaterowie: 6 (nie wliczając Shiki, bo ona jest 10/10)
Grafika: 7
Muzyka: 7
Ocena ogólna: 6

5 komentarzy:

  1. Porzuciłam po 4 odcinku, zanudziło mnie na śmierć, no i te koelhizmy.
    ,, Jakiś profesor całkowicie pozbawiony emocji, co chwilę rzuca jakimiś mądrościami, myśląc, że będzie wyglądał super - banał nr 1. Głupia, bogata smarkula próbuje mu dorównać i też coś mądrego wypali, byleby mu się przypodobać - banał nr 2. Wprowadzenie wątków humorystycznych, które śmieszą w żałosny sposób (mówię o kroplach do oczu) - banał nr 3. Profesorek, jak to wielkie umysły detektywów mają w zwyczaju, ma swój nałóg, czyli wypalanie papierosa co 2 minuty - banał nr 4. "

    XDDDDDD Genialne, miałam identyczne spostrzeżenia.

    To filozoficzne ple ple nie jest do rozumienia, to taki zabieg, by widz miał wrażenie, że obcuje z czymś MUNDRYM.

    Nazwałaś Nishinosono burżujką, pójdź w me ramiona :D

    Piękna recenzja, świetnie się czyta ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, tylko te spostrzeżenia z czasem, z dalszym oglądaniem, trochę zbladły i już mi tak nie przeszkadzały (oprócz idiotki Moe) :D Np. przyzwyczaiłam się do mądrości, bo zauważyłam, że jednak mają sens i można nad nimi porozmyślac :3 Więc tak, czułam się jakbym obcowała z czymś MUNDRYM XD
      Idę w twe ramiona i odtańcujemy tango!
      Dziękuję, napracowałam się nad logicznym składaniem zdań i ciekawym przedstawianiem moich uwag i przemyśleń ^^

      Usuń
  2. Zatrzymałam się na pierwszym odcinku i miałam oglądać dalej po ukazaniu się całości, ale w końcu jakoś mi się odechciało. Teraz chyba jednak wrócę do tej serii (o ile uda mi się jakoś przecierpieć Moe...), bo mnie zaciekawiłaś, zwłaszcza tym wątkiem kryminalnym. No i do tego piszesz, że jest lepsze od "Ranpo Kitan", które, pomimo tak wielu niedoróbek i przesady, oglądało mi się nawet nieźle. Opening rzeczywiście świetny, a na muzykę w tle postaram się zwrócić większą uwagę niż zwykle (chociaż zawsze sobie to powtarzam, a w końcu i tak zapominam xD).
    A po pierwszym odcinku najbardziej zapadła mi w pamięć dziwna koszulka profesora, chcę zobaczyć kolejne! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli... wolisz oglądać kryminały niż je czytać? XD
      Śmieszno, bo nie pamiętam koszulki jaką miał w pierwszym odcinku, a skoro tobie zapadła w pamięci, to musiało być to COŚ (sprawdza internety i jest w szoku: czy chodzi o tego łopatologicznego słonia? XD).
      Polecam serię, bo jednak ma jakiś potencjał :3

      Usuń
    2. Hmm... to już chyba zależy od nastroju, ale nie ukrywam, że do anime detektywistycznych mam szczególną słabość. ^o^
      Tak! Właśnie o tego słonia mi chodzi! xD

      Usuń