Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 7 marca 2016

[Recenzja anime] - ''Ranpo Kitan: Game of Laplace"

TYTUŁ: Ranpo Kitan: Game of Laplace
ROK: 2015
STUDIO: Lerche
LICZBA ODCINKÓW: 11
GATUNEK: Tajemnice

OPIS SERII:

Świat, w którym żyjemy, jest jeno snem. To, o czym śnimy nocą, jest rzeczywistością.
Kobayashi postrzega świat w zupełnie inny sposób niż większość. Można by nawet powiedzieć, że trochę dziwny. Dla niego ludzie nie mający większego znaczenia, którzy nie są blisko jego osoby i nie mają na niego jakiegoś wpływu, wyglądają dosyć nijako - jak kukiełki bez twarzy albo kolorowe cienie przechadzające się obok. To specyficzne postrzeganie oraz poczucie odosobnienia od społeczeństwa wydaje się niepokojące jak na trzynastolatka, a jeszcze bardziej niepokojące jest wydarzenie w którym chłopak odegra główną rolę - niespodziewane przebudzenie się w klasie z zakrwawioną piłą w ręce i odkrycie pociętych zwłok nauczyciela. Normalny dzieciak od razu by zemdlał, wpadł w panikę, zaczął krzyczeć, wymiotować, ale nie Kobayashi. On zamiast normalnych objawów, stwierdza, że całe wydarzenie jest... interesujące. I, że w końcu w jego życiu dzieje się coś wartego uwagi...



FABUŁA:

Przy pierwszym podejściu wystarczyło mi jedynie 5 minut, żeby stwierdzić: ,,Nie, teraz nie mogę tego obejrzeć". Wzięło się to z tego, że aby wziąć się na poważnie za Ranpo Kitan musiałam wpaść w odpowiedni nastrój - nastrój na kryminały, tajemnice i morderstwa. Czasem tak jest, że zanim zerkniemy na jakieś tematyczne anime, to najpierw musimy poczekać na jakiś przeskok w nas samych, by nabrać chęci i werwy na oglądniecie. Dlatego za drugim podejściem w jak najszybszym tempie pochłonęłam tą dziwną serię.
Pierwsza sprawa w którą jest wplątany Kobayashi okazała się nawet ciekawa. Samo jego podejście do zbrodni było fascynujące, bo jak wiadomo wszem i wobec: mam słabości do psychopatów, a nasz główny bohater na pewno ma coś z głową. W sprawie poniekąd pomagają mu postaci odgrywające z czasem ważne role m.in. nastoletni detektyw-geniusz Akechi, dwójka policjantów oraz przyjaciel, który zachowuje się wobec niego w dwuznaczny sposób, ale o tym później... Nie powiem, żeby rozwiązanie mnie nie zaskoczyło, bo zostało tak szybko poprowadzone, że nawet nie miałam czasu zastanowić się nad potencjalnymi podejrzanymi. Ale tak właśnie wyglądają tutaj wszystkie tajemnicze sprawy - nie ma czasu na wysnucie domysłów, bo za mniej więcej pięć minut dostajemy odpowiedzi. Zero zabawy w kotka i myszkę z widzami. Zero wstrząsających odkryć. Przykre jest również to, że gdzieś po szóstym odcinku poziom anime pod względem tajemnic, znacząco spada. Można by powiedzieć, że do szóstego epizodu idzie to falą rosnącą - mamy intrygujące historie, zabawne postaci i niecodzienne morderstwa - a później fabuła spada na łeb na szyję, bo wkraczamy w główny problem powiązany z detektywem Akechim i Dwudziestoma Twarzami. Jak dla mnie - twórcy chcieli na siłę wprowadzić niepotrzebny dramatyzm.
Dziwna jest również teatralność, kiedy bohaterowie z poważnych miejsc zbrodni przechodzą do swoich umysłów wyglądających jak teatr - pada na nich światło, a oni wygłaszając jakiś niby wartościujący monolog. Ta groteska potrafi czasem wybić z rytmu i wprawić odbiorcę w osłupienie - ja nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić. Nie podobała mi się cała ta koncepcja teatru oraz co jakiś czas wtrącanie scenek z lekarką pokazującą prześmiewczo jak dokonano zabójstwa na danej postaci.
Zaś to co mi się spodobało i uważam to za zaletę tego anime, to próba zdefiniowania sprawiedliwości. Czym ona jest? Jak się ją stosuje? Jakie są jej luki prawne? Itd. Itp. Ten temat został potraktowany bardzo poważnie i przedstawił wszelkie rodzaje radzenia sobie z porządkiem na świecie i walczenia przeciwko złu. Ukazano różne metody, ich konsekwencje oraz stan psychiczny postaci po podejmowaniu sprawiedliwych czynów. Gdyby autorzy trzymali się głównie tego wątku w poważnych klimatach, to myślę, że Ranpo Kitan wyszłoby to na dobre.

BOHATEROWIE:

Mówiąc prosto: to każdy jest jakoś spaczony. Kobayashi to trzynastolatek bez prawie żadnych emocji, zawsze uśmiechnięty i szczęśliwy, kiedy przyjdzie nowa sprawa związana z interesującym morderstwem. Do tego wygląda jak słodka, mała dziewczynka i z chęcią zostaje trapem na różnych psycholi. Niczego się nie boi, ludzi nieważnych postrzega jako kukiełki i ogólnie nie martwi się śmiercią. Jak dla mnie kreacja fizyczna tej postaci jest okropna - dlaczego musieli przekombinować z jego wyglądem? Dlaczego nie mogli go narysować jako normalnego chłopca? Dobra, rozumiem, że później nie byłoby tylu gagów sytuacyjnych, ale osobiście nie przepadam za takimi bohaterami. Inaczej jest z jego charakterem, który przypadł mi do gustu. Przyjaciel naszego trapa, Hashiba, jak najbardziej nie widzi problemu z jego dziewczęcą stroną. Wręcz wzbudza w nim nieznane uczucia! Dlatego też w Ranpo Kitan nie brakuje dwuznaczności i podtekstów homoseksualnych nie tylko pomiędzy dwójką TYCH dzieciaków. Niektórzy się ucieszą, niektórzy zbrzydzą.
Jeśli chodzi o naszego geniusza-detektywa, Akechiego, to jak to geniusze-detektywi mają w zwyczaju - posiadają pewne przyzwyczajenia i uzależnienia. W jego przypadku jest to branie ogromnej ilości tabletek (nieee... nie jest ćpunem...) oraz ciągłe picie kawy - przez odcinek potrafi wypić do 10 puszek, co zaraz mi przypomina profesorka z Subete ga F ni Naru, który zapalał papierosa co dwie minuty. No, ale geniusze tak mają. Akechi zabiera się zazwyczaj za sprawy niezwykłe, a jego głównym nemezis jest właśnie Dwadzieścia Twarzy z którym wiążą go silne uczucia i relacje z przeszłości... Jak dla mnie te dwie postaci zasługiwały na lepsze rozwinięcie fabuły.
Do moich ulubieńców na pewno trafił Kage Otoko - Mężczyzna Cień, który zawsze nosi papierową torbę na głowie i potrafi przebrać się za każdą osobę - nie wiem jak on to robi, lecz jest wspaniałym dodatkiem komicznym do tej groteski - oraz Kagami, jeden z policjantów, który najbardziej poruszył i prawie przywołał potoki łez. Wspomnieć jeszcze chciałam m.in. o Nakamurze, drugim policjancie, który jak nic musi być reinkarnacją Mado z Tokyo Ghoula; oraz o Czarnej Jaszczurce, zboczonej kobiecie, która przede wszystkim wywoływała zniesmaczenie.
Jak można zauważyć jest pełno barwnych bohaterów o skrajnych charakterach i na pewno któryś musi się przypodobać każdemu z widzów.

GRAFIKA:

Jest bardzo ładna, szczególnie przy rysowaniu postaci i ich twarzy. Oczywiście większą uwagę przywiązano mężczyznom i podkreślaniu ich przystojnej natury - ach, te oczy Kagamiego... Kobietom, jeśli takowe się pojawiały, a zdarzało się to rzadko, również niczego nie brakowało. Weźmy na przykład stałą kobiecą postać jaką jest Kobayashi - no przecież piękna z niego trzynastolatka!
Równie przyjemne dla oka było bawienie się światłem, przechodzenie z mroku w stonowane jasności oraz rzetelne przechodzenie od wydarzeń poważnych w komiczne. Kiedy pojawiały się sceny teatralne to były do nich naturalne przejścia i funkcjonowały całkiem zgrabnie. Wszelkie pomieszczenia są przejrzyste i szczegółowe; nie ma podobnych bohaterów, każdy wygląda inaczej. No, oprócz tych kukiełkowych nieważnych osób - co także jest ciekawym zabiegiem w tej serii.

MUZYKA:

Po zapoznaniu się z openingiem od razu pożałowałam, że nie usłyszałam go wcześniej, bo na pewno wrzuciłabym go na listę Najlepsze openingi 2015. Pierwszy raz zdarzyło mi się usłyszeć taki styl śpiewania i choć z początku wydawał mi się dziwny i niemelodyjny, to później te wrażenia całkowicie znikły. Amazarashi są genialni i ta genialność objawia się przede wszystkim w klimacie jaki nadali temu anime. Mroczny, drażniący i zmuszający do wybijania rytmu palcami o stół. Cudownym zwieńczeniem każdego odcinka jest równie pochłaniający ending, który zapada w pamieć.
Jeśli chodzi o muzykę między sytuacjami, to najbardziej poruszyło mnie Last Days swoim nostalgicznym i melancholijnym wykonaniem. Dwa razy zostało idealnie dopasowane do wydarzeń z odcinków i tylko wtedy przyczyniło się prawie do mojego załamania oraz klnięcia na czym to świat stoi. Niestety, autorzy nie bali się także nadużywać tego kawałka i wielokrotnie niepotrzebnie go wpychali. W takich momentach tracił swoją wyjątkowość... Innym dobrze brzmiącym kawałkiem była muzyczka Tanteitachi no Kyusoku - dobrze się ją odsłuchuje, kiedy chce się porozmyślać, ale! to takie osobiste odczucia.

OP - ''Speed to Masatsu'' - amazarashi
ED - "Mikazuki" - Sayuri


PODSUMOWANIE:

Jak można zauważyć więcej można powiedzieć o postaciach niż o fabule, ale ja tam nie narzekam, bo to właśnie bohaterowie są najważniejsi. To oni dodają uroku i działają na naszych emocjach. Ogromnym plusem są tutaj muzyka i grafika, ale nie da się nie zwrócić uwagi na słabą, wadliwą fabułę, która miała potencjał, ale coś nie pykło po drodze i wyszło jak wyszło. Co mogę powiedzieć na koniec o Ranpo Kitan? Tylko to, że jakoś nie żałuję obejrzenia tych 11 odcinków, lecz z drugiej strony nic by się nie stało, gdybym tak po prostu nigdy tego nie obejrzała. No, dobra. Zapewne nie usłyszałabym tego cudownego openingu.

OCENA:

Ocena fabuły: 5
Ocena bohaterów: 7
Ocena grafiki: 8
Ocena muzyki: 8
Ocena ogólna: 5

2 komentarze:

  1. Moje kochane amazarashi, świetni są <3
    Widzę, że mamy całkiem podobne zdanie na temat Ranpo Kitan. I też jakoś nie żałuję, że poświęciłam na nie swój czas, przynajmniej dzięki temu usłyszałam "Mikazuki" (opening znałabym tak czy inaczej, bo to właśnie on zachęcił mnie do tej serii). Za to na muzykę w tle prawie nie zwróciłam uwagi. "Last Days" rzeczywiście jest całkiem przyjemne. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amazarashi górą :D
      Przyznam, że do obejrzenia skusiła mnie twoja recenzja tegoż anime, ale potrzebowałam trochę czasu, żeby przygotować się do tego :3

      Usuń