TYTUŁ: Love Stage!!
ROK: 2014
STUDIO: J.C.Staff
STUDIO: J.C.Staff
LICZBA ODCINKÓW: 10
GATUNEK: Komedia, Romans, Shounen-Ai
OPIS SERII:
Rodzina Sena jest jedną z tych rodzin, które zawsze błyszczą i wyróżniają się na tle innych zwyczajnych przeciętniaków. Ojciec - aktor, zajmujący się firmą. Matka - modelka i aktorka. Najstarszy syn - piosenkarz. Wszyscy piękni, utalentowani i można by pomyśleć, że najmłodsze dziecko, Izumi, również zawojuje w showbiznesie. W końcu jeśli ma się takie geny i znajomości, wystarczy jedynie powiedzieć słowo. Niestety: taka figa! Bo prócz tego, że zawsze przed kamerą Izumi trzęsie się jak osika, poci się niemiłosiernie, nie potrafi wydusić z siebie ani mono głoski, to dodatkowo nigdy mu się nie marzyło, występowanie w jakikolwiek sposób na scenie. Lepiej zostać odizolowanym od społeczeństwa mangaką! Nawet jeśli nie ma talentu w rysowaniu, będzie mangaką! I kropka.
Sprawa się trochę komplikuje w momencie, gdy zostają wyciągnięte brudy z przeszłości i pod przymusem nasz biedny Izumi musi przebrać się za dziewczynę (znowu!), by wystąpić w reklamie z bożyszczem nastolatków, Ryoumą. Czy splot nieporozumień oraz niespodziewana prawda może zmienić od dawna pielęgnowane uczucia? Czy miłość narodzona na scenie może w tym samym miejscu umrzeć? Chętnie, czy niechętnie Ryouma i Izumi otrzymają odpowiedzi.
FABUŁA:
Może się to wydać śmieszne, bądź żałosne, ale kiedy zaczynałam oglądać Love Stage!! to dopiero w trakcie wgapiania się w pierwszy odcinek, skapłam się, że Izumi jest facetem. Tak, byłam święcie przekonana, że zaczęłam serię o zwykłym romansie między dziewczyną a chłopakiem, a tu taki surprise o którym nie wiedziałam co myśleć. Dlaczego się nie domyśliłam przed załączeniem odcinka? Ponieważ wówczas nie spoglądałam na opisy serii, tylko na kreskę i stwierdziłam: O, coś ładnego, zobaczmy. No i najpierw taki szoczek, a później humor tak mnie do siebie przekonał, że postanowiłam na bieżąco pochłaniać wychodzące epizody. Do tego czułam też przeogromną potrzebę, by sprawdzić jak potoczą się losy naszego biednego Izumiego i czy jakoś sobie poradzi z tymi dziwnymi okolicznościami. Powiedzmy, że poradził sobie. J a k o ś...
Sam początek wydarzeń, a dokładniej konieczność wystąpienia naszego słodkiego bohatera w reklamie ślubnej ze wspaniałym Ryoumą jest punktem zapalnym. Bo nie dość, że musi przebrać się za kobietę to jeszcze - o, matulu! - musi wystąpić przed ludźmi. Ale daje radę. J a k o ś... Reżyser jest zachwycony. Aktorzy również. No, i Ryouma, który pałał miłością od kilku lat do pewnej małej dziewczynki, która teraz wyrosła na piękną kobietę. Wszyscy są szczęśliwi - można wracać do rysowania mangi. Niestety, tak prosto nie jest. Ryouma wyznaje Izumiemu miłość. Wohoho! Kto by się spodziewał? Wychodzi na jaw fakt, że Izumi jest facetem. Wohoho razy trzy! Ryouma czuje upokorzenie, gniew i zawód, ale po jakimś czasie zbiera się w sobie i zaczyna sobie uświadamiać, że może jednak płeć w miłości nie ma aż takiego znaczenia...
Przyznaję - przez te dziesięć odcinków ubawiłam się przednio. Do śmiechu doprowadzały mnie przede wszystkim zmieniająca się mimika bohaterów, niespodziewane zwroty akcji na niekorzyść Izumiego oraz rzucane teksty, które były tak emocjonalnie nacechowane, że wbijały się w moje poczucie humoru. Również sytuacje reżyser przedstawił bosko - w głowie mam w tej chwili, Ryoumę dobijającego do słupa oraz scenę z konkursem na najśmieszniejsze gagi przy którym Ryouma emanował mroczną aurą i wypuszczał z ust duszę. Po prostu śmieszki i hahawka na wysokim poziomie.
Rozwój fabuły i tego całego wątku romantycznego na którym głównie się skupiamy, wydawał mi się bardzo naturalny i przebiegał w odpowiednim tempie. Najpierw był stos nieporozumień, który powoli malał, następnie czas przyjaźni oraz zauroczenia i w końcu odkrycie gorących uczuć. W tym samym czasie poznawaliśmy wewnętrzne rozterki Izumiego i Ryoumy, kłopoty związane z showbiznesem oraz zmagania ze spełnianiem swoich marzeń (mówię o rysowaniu mangi). To było bardzo dobrze rozegrane, prawie idealnie jak na romans, bo nie mamy jedynie ograniczonej przestrzeni między naszą dwójką, ale także rozszerzenie tego zakresu na rodzinę, przyjaciół, świat kariery, fanów itd. I to wszystko wpływa na relację Ryoumy i Izumiego.
Co jeszcze mogę rzec? A! Te miśki-maskotki pokazujące czasem tabliczki z jakimiś ripostami były świetne i też wprowadzały wątek komiczny.
Sam początek wydarzeń, a dokładniej konieczność wystąpienia naszego słodkiego bohatera w reklamie ślubnej ze wspaniałym Ryoumą jest punktem zapalnym. Bo nie dość, że musi przebrać się za kobietę to jeszcze - o, matulu! - musi wystąpić przed ludźmi. Ale daje radę. J a k o ś... Reżyser jest zachwycony. Aktorzy również. No, i Ryouma, który pałał miłością od kilku lat do pewnej małej dziewczynki, która teraz wyrosła na piękną kobietę. Wszyscy są szczęśliwi - można wracać do rysowania mangi. Niestety, tak prosto nie jest. Ryouma wyznaje Izumiemu miłość. Wohoho! Kto by się spodziewał? Wychodzi na jaw fakt, że Izumi jest facetem. Wohoho razy trzy! Ryouma czuje upokorzenie, gniew i zawód, ale po jakimś czasie zbiera się w sobie i zaczyna sobie uświadamiać, że może jednak płeć w miłości nie ma aż takiego znaczenia...
Przyznaję - przez te dziesięć odcinków ubawiłam się przednio. Do śmiechu doprowadzały mnie przede wszystkim zmieniająca się mimika bohaterów, niespodziewane zwroty akcji na niekorzyść Izumiego oraz rzucane teksty, które były tak emocjonalnie nacechowane, że wbijały się w moje poczucie humoru. Również sytuacje reżyser przedstawił bosko - w głowie mam w tej chwili, Ryoumę dobijającego do słupa oraz scenę z konkursem na najśmieszniejsze gagi przy którym Ryouma emanował mroczną aurą i wypuszczał z ust duszę. Po prostu śmieszki i hahawka na wysokim poziomie.
Rozwój fabuły i tego całego wątku romantycznego na którym głównie się skupiamy, wydawał mi się bardzo naturalny i przebiegał w odpowiednim tempie. Najpierw był stos nieporozumień, który powoli malał, następnie czas przyjaźni oraz zauroczenia i w końcu odkrycie gorących uczuć. W tym samym czasie poznawaliśmy wewnętrzne rozterki Izumiego i Ryoumy, kłopoty związane z showbiznesem oraz zmagania ze spełnianiem swoich marzeń (mówię o rysowaniu mangi). To było bardzo dobrze rozegrane, prawie idealnie jak na romans, bo nie mamy jedynie ograniczonej przestrzeni między naszą dwójką, ale także rozszerzenie tego zakresu na rodzinę, przyjaciół, świat kariery, fanów itd. I to wszystko wpływa na relację Ryoumy i Izumiego.
Co jeszcze mogę rzec? A! Te miśki-maskotki pokazujące czasem tabliczki z jakimiś ripostami były świetne i też wprowadzały wątek komiczny.
Oczywiście, Izumi, o c z y w i ś c i e... |
BOHATEROWIE:
Tak jak poniekąd wspomniałam rodzina i przyjaciele nie są tutaj jedynie tłem. Wpływają na decyzje bohaterów (szczególnie Rei - ten okularnik powyżej), troszcząc się o ich dobro (Rei i Shougo), próbują pomóc (Rei), ale też nie pobłażają i krzykną jeśli trzeba (Rei...). Tak ogólnie to Rei jako postać drugoplanowa ma tutaj ogromne znaczenie! Bez niego nic by tutaj (w tej serii) nie funkcjonowało jak należy. To on ma łeb na karku, on zachowuje się jak rodzic dla Izumiego i jest najbystrzejszy z całej tej gromady. On. Jest. Idealny. Co do rodziny Sena, to rodzice zawsze są jakoś z boku i mają naprawdę zabawną relację; Shougo (brat Izumiego) wydał mi się dziwny (ogólnie tutaj wszyscy są dziwni), ale zyskał w moich oczach, kiedy tak bardzo rozpieszczał i dbał o swojego młodszego braciszka. O przyjaciołach z klubu mangi, mogę powiedzieć jedynie tyle, że fantastycznie trollują twarzami.
Zaś przechodząc do mojego ukochanego Ryoumy (<3)... Uwielbiam faceta. Za jego wygląd i charakter, za to, że tak długo pielęgnował w sobie tą miłość, za ekspresywne wyrażanie własnych emocji i szczerość, która przyjdzie mu z czasem. Trochę mnie peszyły te łzy, ale każdy mężczyzna musi czasem popłakać. Co do Izumiego to zaiste jest to słodkie zwierzątko, które swoją niewinnością, stanowczością i determinacją zaskarbiło sobie moje serce. Poza tym jest równie uparty, niezdarny i zestresowany jak ja, więc z łatwością odnaleźliśmy wspólny język.
Ogólnie rzecz biorąc nie ma tak, że jakiegoś bohatera nie polubiłam - wszyscy są bardzo sympatyczni i kawaii!
Ryouma <3 |
GRAFIKA:
Te oczy!!! O bogowie za te oczy należałaby się ocena dla kreski 20/10. I za całokształt rysowania postaci męskich - cudowne twarze, włosy, sylwetki, mięśnie i przede wszystkim: oczy i usta! Kocham ten styl - poniekąd miękki, ale z pazurem. Zmieniająca się mimika twarzy, ruch i gesty postaci oraz humorystyczne gagi z podkreślaniem jakichś mocniejszych emocji, to jest coś co zwraca uwagę widza. Jeśli chodzi o tła to są blade i zwyczajne, nie ma też żadnych udziwnień czy artystycznych zabiegów. To co zwróciło moją uwagę to ukazywanie postaci nie mających żadnego znaczenia, całkowicie pobocznych, które nie mają wpływu na fabułę, na biało-niebiesko. Wyblakłe, nie zwracające uwagi - podobnie było w Ranpo Kitan. Co ciekawe, Izumi w pewnym momencie też stał się jedną z takich postaci, co miało wskazać: hej, ja też jestem człowiekiem z tłumu, ale moja własna historia właśnie się pisze - i znowu nabrał kolorów. Chciałam jeszcze zwrócić, że w anime nie brakuje scen typowych dla shounen ai/yaoi, czyli nieco o erotycznym zabarwieniu - scenarzyści wyszli z tego tak, że zrobili różowe lub niebieskie zlewanie się z tłem postaci i nic nie widać - dla jednych wybawienie, dla innych rozczarowanie.
MUZYKA:
Soundtrack wcale a wcale mi się nie podoba. Cukierkowaty, pozytywny, bez charakteru, czasem brzmiący jak z jakiejś gry, niezapadający w pamięci... Jedyne co kojarzę to melodyjka z tej reklamy o ślubie, która była znośna. I oczywiście opening i ending, które miło się słuchało, ale także nie wywarły należytego wrażenia.
ED - "CLICK YOUR HEART!!" by Kazutomi Yamamoto
PODSUMOWANIE:
Love Stage!! jest boskim anime. Zapewnia rozrywkę, jakieś pouczenia, miłosne uniesienia i dobrze przedstawioną historię, która przede wszystkim bawi. Nie da się tej serii nie polubić, a tym bardziej nie ma możliwości by obejrzeć te jedynie dziesięć odcinków bez jakichkolwiek emocji. Oglądałam ją dwa lata temu i wciąż dobrze wspominam - i co najważniejsze: jakiś czas temu obejrzałam ponownie i znowu się porządnie uśmiałam. Polecam zajrzeć i się przekonać w czym tkwi diabeł śmieszków.
OCENA:
Fabuła: 8
Bohaterowie: 8
Grafika: 9
Muzyka: 4
Ocena ogólna: 8
Noo, ja się aż tak "Love Stage!!" nie zachwycałam, ale oglądało się dość przyjemnie, zwłaszcza ze względu na całą masę humoru. A te maskotki to naprawdę przeuroczy dodatek. ^^
OdpowiedzUsuńStrasznie polubiłam tę serię za zrealizowanie animacji, jest taka lekka i przyjemna do oglądania! Każde shoujo, nie tylko BL powinno być tak ekranizowane.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, w wielu komediach brakuje tej lekkości co w Love Stage!!, ale nic na to nie poradzimy :/
UsuńMnie manga wyruchała w mózg napastowaniem i molestowaniem, omg nope.
OdpowiedzUsuńNie czytałam XD
Usuń