Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 15 stycznia 2018

[Recenzja filmu] - "Kuroko no Basket: Last Game"

TYTUŁ: Kuroko no Basket: Las Game
ROK: 2017
CZAS TRWANIA: 1 h 30 min
STUDIO: Production I. G.
GATUNEK: Sportowe, Szkolne

OPIS FILMU:

Amerykańska drużyna koszykarzy, Jabberwock, przybywa do Japonii, gdzie po łatwej wygranej zaczyna naśmiewać się z japońskich sportowców. Trener Kagetora tworzy drużynę złożoną z najzdolniejszych graczy w kraju: Pokolenia cudów oraz Kagamiego Taigi.


FABUŁA:

W pewnym momencie oglądania serii Kuroko no Basket zaczęłam zastanawiać się, dlaczego przy opisywaniu tej produkcji nie używa się tagu supermoce. Biorąc pod uwagę niesamowite talenty, które prezentują gracze, cóż... nie sposób myśleć o tym inaczej niż o jakiejś magii. Nie inaczej było w przypadku Last game. W pewnym momencie prezentowanie niesamowitych talentów Pokolenia cudów jest już prawie komiczne ze swoją absurdalnością. A skoro pojawił się ktoś teoretycznie silniejszy od nich, to wow, ich moce musiały wskoczyć na kolejny poziom. W związku z tym widzimy, jak na jednym boisku prawie jednocześnie używają swoich zdolności.

To sprawia, że byłam nieco rozczarowana. Mimo wszystko Pokolenie cudów było zawsze niepokonane, jeżeli walczyli razem, w jednej drużynie (a przynajmniej tak nam wszyscy powtarzali przez trzy sezony anime). Widząc ich zmagania z Jabberwock... Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, bo dostajemy kogoś na podobnym poziomie. Jednak z drugiej strony: osobiście oczekiwałam, że gdy Pokolenie cudów (+Kagami) będą po jednej stronie barykady, to... nikt im nie podskoczy. Wiele razy miałam wrażenie, że twórcy jakby na siłę spróbowali ich osłabić w stosunku do tego, co wcześniej te osoby prezentowały w serii, tylko po to, aby dorobić jeszcze jeden film. Jeszcze jeden mecz z kimś, kto teoretycznie jest niepokonany.

Wydaje mi się, że ten film działał przede wszystkim na sentymencie do postaci. Jeszcze raz możemy ich zobaczyć na jednym boisku. Ba! Możemy zobaczyć Aomine i Kagamiego w jednej drużynie. Przekonać się, jak świetna była współpraca Midorimy i Akashiego czy Kise i Kuroko! No po prostu raj dla wszystkich fanów serii, którzy oglądają to już bardziej dla samej sympatii wobec bohaterów niż oczekiwania czegoś nowego i zaskakującego.

Bo nic nowego i zaskakującego już tutaj nie spotkacie. Pojawiają się stare schematy, które przerabiane były w KnB już wcześniej we wszystkich sezonach. Nie da się nas niczym zaskoczyć, żadnym przebiegiem meczu, dialogami, sytuacjami, zdolnościami. Wszystko to już wcześniej widzieliśmy. Dlatego zabrakło dreszczyku emocji, gdy widziałam spierające się ze sobą drużyny. Po prostu miałam pewność, jak to się potoczy dalej.

Kuroko no Basket byłoby niczym bez zabawnych sytuacji i żarcików. Fakt, że umieszczono takie, a inne osoby w jednej drużynie wiele razy doprowadził do komicznych sytuacji, które wywoływały uśmiech na twarzy widza. Ogólnie wydaje mi się, że ten film fabularnie skupiał się na podkreśleniu takich emocji jak: rozbawienie dialogami i sentyment wobec postaci. Tylko przy tym towarzyszyło nam rozczarowane i znudzenie, bo to wszystko widzieliśmy już wcześniej.

BOHATEROWIE:

Za wiele w kwestii bohaterów nie można powiedzieć. Widzimy postacie, których przeszłość i charakter zostały wyeksploatowane w poprzednich sezonach (Pokolenie cudów). Teraz możemy ich zobaczyć po "przemianie" i współpracujących razem. To na pewno sprawia, że człowiekowi robi się ciepło na serduszku. Fajnie zobaczyć, że te postacie jednak potrafią ze sobą współdziałać, osiągnąć coś wspólnymi siłami. Najwięcej w kwestii wewnętrznego sporu i przemiany charakteru możemy zobaczyć u Akashiego, co wychodzi na plus, bo jego wątek zostaje w tym filmie zamknięty.

Jednakże inne postacie? Większość stanowiła zaledwie tło. Nie poznajemy wcale drużyny Jabberwock. Zostali oni wrzuceni na zasadzie "Kogoś musimy dać! Kogo? Napakowanych, amerykańskich osiemnastolatków, którzy będą no-name!". Bo tak naprawdę w tej drużynie znaczenie mają tylko dwie osoby. Liczyłam, że może ich przeszłość, sytuacja, zachowanie zostaną chociaż minimalnie rozwinięte. Niestety: nic takiego się nie dzieje. Także wiemy o nich tylko tyle, że są wredni i nie lubią Japończyków. Wow, niezwykła budowa postaci.

Reszta bohaterów, których widzieliśmy w poprzednich sezonach, walczących z Seirin pojawia się na kilka chwil, aby wtrącić od siebie komentarz na temat meczu, np. "O, wszedł w zone". Widzimy wtedy, że dawni wrogowie stali się wiernymi kibicami. Także postacie w Last game są spłaszczone do granic możliwości.


GRAFIKA:

Graficznie najbardziej fascynuje mnie przedstawienie osiemnastoletnich chłopaków. Powiedzmy sobie szczerze, no już wiele razy widzieliśmy w tej serii licealistów, którym z wyglądu daleko było do osoby w ich wieku. Jednakże osobowość (np. Aomine) nadrabiała, pokazując dziecięce elementy. Jednak w przypadku drużyny Jabberwock twórcy zaszaleli. Naprawdę odbiega to od wszelkich granic realizmu, jak wygląda amerykańska drużyna koszykarzy. Nie mam pojęcia, czym mama ich karmiła w dzieciństwie, ale zdecydowanie przesadziła.

To nie jedyny problem dotyczący grafiki, który pojawił się w tym filmie. Wiele razy nawalały proporcje. Widać to szczególnie w scenach, w których drużyny pokazywane są z góry. Można wtedy zauważyć sporą dysproporcję między malutkimi główkami, a szerokimi ramionami i ogółem wielkim ciałem.

W przypadku sportówek ogromną rolę odgrywa dobra animacja, która niestety wiele razy była sztywna. Jasne, trzeba przyznać, że wiele (może nawet większość) scen i ruchów bohaterów była dobrze zanimowana i płynna, jednakże dalej pozostają w pamięci te przykre momenty, kiedy animacja pozostawiała wiele do życzenia.

Znacząco rozpisałam się na temat tego, co złe, więc może skupmy się na pozytywach chociaż przez chwilę. Grafika nie odbiega jakością od tego, co było prezentowane w sezonach anime. Dalej powtarzają się te same błędy, przy zachowaniu tych samych pozytywów.
Najbardziej doprecyzowanym graficznie momentem jest zbliżenie na piłkę do koszykówki bliżej filmu. Serio, można dosłownie policzyć wszystkie wypustki, które się na niej znajdowały. Jest to udana scena, jednak pozostaje pytanie: dlaczego akurat skupili się na tym jednym elemencie, skoro tyle innych rzeczy nawaliło?


MUZYKA:

Najbardziej znaczący dla całego filmu jest utwór Glorious Days, który utrzymuje klimaty serii głównie ze względu na to, że odpowiadają za niego ci sami twórcy, którzy poczynili wcześniejsze openingi. W związku z tym nie można mieć szczególnych zażaleń do tej piosenki. Oprócz tego pojawia się jeszcze jedna, nieco spokojniejsza, która według mnie bardziej ginie w filmie. Reszta to utwory znane nam już wcześniej za sprawą bycia theme różnych bohaterów. I to by było na tyle.

W związku z tym nie można powiedzieć, aby muzyka grzeszyła oryginalnością w Last Game, ale mimo to zachowuje klimat produkcji. Oglądając mamy pozytywne odczucia, pojawia się doza sentymentu, a utwory są dobrze dobrane w stosunku do wydarzeń na boisku. W związku z tym nie mogę nic zarzucić muzyce.



PODSUMOWANIE:

Byłam zaskoczona, że na MyAnimeList ten film ma 8,35/10 na punktów. Dla mnie ta produkcja była mocno przeciętna, bazująca na starych schematach, bez powiewu świeżości. Jedyne, co przyciągało do tego filmu, to zobaczenie Pokolenia cudów w jednej drużynie, a to w efekcie było rozczarowujące. Film jest do obejrzenia przez fanów serii, jednak nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego.

OCENA:

Ocena fabuły: 5
Ocena bohaterów: 5
Ocena grafiki: 7
Ocena muzyki: 7
Ocena ogólna: 6

8 komentarzy:

  1. Mimo wszystkich elementów, jakie w tej serii są mooocno naciągnięte, mam naprawdę miłe wspomnienia. Jakkolwiek lubię Kuroko, tak ten film w ogóle mnie nie interesuje i nie interesował. Dla mnie ta seria zakończyła się wraz z ostatnim tomem mangi i nie potrzebuję niczego więcej.
    Dzięki za recenzję, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że raczej nie warto się za niego zabierać. Jakoś wizja drużyny z Pokoleniem Cudów i Kagamim boli mnie prosto w serduszko, nie podoba mi się ten pomysł. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również mam miłe wspomnienia z tą serią, aczkolwiek liczne elementy, które są MOCNO naciągane są nieprzyjemną skazą. Jeżeli ten pomysł Ci się nie podoba, to faktycznie: nie sięgaj po ten film, bo przyniesie Ci same rozczarowania.

      Usuń
  2. Mój chłopak jest maniakiem anime, ja przyznam szczerze, że wolę czytać mangę. On był zachwycony tą pozycją, to chyba jego klimaty. A film jest chyba specjalnie tworzony na schemat tych starych anime.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie słońce, https://cleosevhome.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film był pewnie stworzony tylko po to, aby hajsy się zgadzały, bo w sumie wszyscy przeżyliby i bez niego :P

      Usuń
  3. Faktycznie, przy takiej drużynie można się było spodziewać, że od samego początku będą nie do pokonania, a tymczasem wystarczyła jakaś tam amerykańska drużyna, żeby mieli spory problem.
    Jak pewnie wiele osób, obejrzałam ten film głównie z sentymentu do postaci i chęci zobaczenia ich wspólnej gry. Nie oczekiwałam nie wiadomo czego, więc nie czuję się jakoś rozczarowana, chociaż zawsze mogło być lepiej. Tylko ten angielski w japońskim był wręcz trudny do zniesienia... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten angielski był okropny! ><"
      Mimo sympatii do tej serii, mam nadzieję, że więcej takich tworów nie powstanie, bo robi się to ZDECYDOWANIE zbyt przesadzone.

      Usuń
  4. Tak, film dosyć średniawy , jednak jak na złość po kilku miesiącach zachciało mi się obejrzeć jeszcze raz to nigdzie nie ma :/

    OdpowiedzUsuń