Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 23 października 2017

[Inne] - Pierwsze wrażenia sezonu jesiennego 2017

Jesień. Pora depresji, umierającej i przysypiającej natury, pluchy, zimnoty i ogółem wszelkiego poczucia, że nic nam się nie chce. Jednak Animaniaczkom się chce, jak i reszcie otakowców, oglądanie nowego sezonu jesiennego 2017! Yay! Anime mod! Miejmy wszyscy nadzieję, że ten sezon jeszcze czymś nas zaskoczy!


Black Clover
W tym świecie każdy w wieku piętnastu lat otrzymuje magiczną księgę (Grimuar), a jego magiczne zdolności wzrastają i kształtują się w zależności od danej osoby. Kiedy Asta i Yuno, którzy zostali jako niemowlęta porzuceni pod kościołem, biorą udział w ceremonii wręczenia Grimuarów, okazuje się, że uzdolniony magicznie Yuno otrzymuje księgę z czterolistną koniczyną, zaś niepotrafiący korzystać z magii Asta... pozostaje z pustymi rękoma. Następnie, przez pewne okoliczności, chłopiec odkrywa, że jednak jakiś Grimuar mu przynależy, między innymi z pięciolistną czarną koniczyną, która uznawana jest za demoniczną. Obydwaj chłopcy postanawiają wyruszyć w podróż, by zostać Cesarzem Czarodziejem - najznamienitszym magiem na świecie.
Chyba nigdy wcześniej tak się nie umęczyłam przy opisie serii. Ale mniejsza z tym, skupmy się na Black Clover, które już po pierwszych odcinkach okazało się... typowym, schematycznym shounenem. Z głośno krzyczącym, stawiającym na siłę bohaterem, który nigdy się nie poddaje i inteligencją nie grzeszy (mowa o Aście), a jako coś ciekawego dostajemy też drugiego bohatera - cichego, spokojnego, uzdolnionego, który (moje założenie) niestety nie będzie aż tak potężny jak baka Asta. Dołóżmy do tego nawalanki, przygody i magiczny świat. Shounen jak się patrzy. Owszem, ciekawa sprawa z tymi księgami oraz intryguje mnie przeszłość tej dwójki, ale wątpię, żeby coś mnie tutaj zaskoczyło. Uważam że jak na razie jest to przyjemna seria dla zabicia czasu, mam nadzieję, że z czasem zmienię swoje zdanie na lepsze.


Blend S
Maika jest miłą dziewczyną o nieprzyjemnym spojrzeniu, które potrafi odstraszyć (a także zniechęcić) każdego. Jest to ogromne utrudnienie, kiedy próbuje się znaleźć dorywczą pracę, by zarobić na studia. Na szczęście po długich poszukiwaniach przypadkiem trafia do kawiarni, w której właściciel od razu chce ją zatrudnić, bo jest bardzo moe i kawaii. Tylko że... w tej kawiarni każda kelnerka musi odgrywać jakąś rolę, przykładowo: tsundere, młodsza siostrzyczka, a Maice zostaje przydzielona rola sadystki. Jak nasza miła bohaterka poradzi sobie z tym wyzwaniem?
Na początku to było takie: meh, to na pewno będzie coś nieciekawego, ale po zachwytach Puchie stwierdziłam, że muszę zobaczyć co w tym jest takiego zniewalającego. I co tu dużo ukrywać? Pierwszy odcinek, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu i wzrastającej sympatii do tych przeuroczych bohaterów. A szczególnie do menadżera, blond Włocha, który ma niekontrolowane krwotoki z nosa oraz Maiki, idealnie wykonującej swoją rolę S. Nie mogę się doczekać poznania reszty pracowników! Ogólnie rzecz biorąc myślę, że warto zahaczyć w tym sezonie o Blend S, które jako komedia spisuje się póki co na złoty medal.

Houseki no Kuni
W dalekiej przyszłości Ziemię zamieszkują istoty zbudowane z najróżniejszych minerałów, od diamentu do jednego z najbardziej kruchych - fosfolitu. Przybrawszy postacie prawie ludzkie niniejsze istoty walczą z najeźdźcami z Księżyca, którym zależy na ich wartościowych ciałach. Główna bohaterka, Phosphophyllite, jako najmłodsza i najkruchsza, zamiast otrzymania broni do obrony swojego gatunku, dostaje zadanie, aby sporządzić encyklopedię nieznanych dotąd form życia na Ziemi.
Kreska jest szpetna i tak jaskrawa, że koniecznie trzeba przyciemniać ekran przy oglądaniu - to jest pierwsze, co się rzuca w oczy. Co do fabuły to wizja walczących kryształowych dziewczynek, które po kilku ciosach kruszą się na części, jakoś specjalnie mnie nie przekonała. A sam zamysł, że główna bohaterka ma się skupić na tworzeniu encyklopedii wydaje się wielce nużącym wątkiem. Nie oczekuję od tej serii zbyt wiele, bo póki co nie pokazała nic ciekawego, prócz brzydkiej i łopatologicznej CGI szaty graficznej. Niczym dziwnym nie będzie, jeśli porzucę ją przed połową.

Inuyashiki

Inuyashiki Ichirou jest 58-letnim przeciętnym obywatelem, któremu szczęście w życiu nie dopisuje. Rodzina traktuje go jak powietrze, nikt się nim nie przejmuje, a do tego wykryto w nim raka żołądka, który do trzech miesięcy wykończy go na amen. Jedynym pocieszeniem było znalezienie porzuconego, acz pociesznego pieseła, z którym może wychodzić na spacer. Ale jak to z pechem bywa nawet na zwyczajnym spacerku z pieskiem może zdarzyć się coś niespodziewanego. Tudzież Inuyashiki zostaje zabity przez pozaziemskie istoty, które przypadkiem zbłądziły w rejony ziemskie. Spanikowane postanawiają odtworzyć go na nowo... I w ten sposób, kiedy bohater budzi się w domu, odkrywa, że coś z jego ciałem jest nie tak. Między innymi stał się androidem bojowym, skrywającym niemały arsenał. Do czego wykorzysta nowe zdolności?
Przyznaję, że tytuł kojarzyłam głównie po recenzji Myszy (klik!), która zbytnio nie wychwalała mangi, lecz mimo to zwróciła moją uwagę na tę serię. Nie spodziewałam się, że w ogóle powstanie anime! Dlatego zamiast zaczynać komiks, postanowiłam najpierw zająć się animowaną wersją, która... póki co nie wywołała we mnie żadnych emocji, prócz bulwersu na otaczającą nas rzeczywistość. Czy pomysł na starego głównego bohatera fascynuje? A owszem, jest to diabelnie interesujące. Tak samo przyczyna, która sprawiła, że Inuyashiki stał się tym, kim jest - niestety wątpię, że coś na ten temat się jeszcze pojawi. Pierwszy odcinek okazał się równie zaskakujący jak  pierwszy epizod Gantz tego samego autora. Dlatego też oczekuję od tej serii sporo dobrego i mam nadzieję, że nie pojawią się elementy podobnie wkurzające, co w Gantz. Myślę, że warto zajrzeć do tego animca, szczególnie jeśli ktoś jest zaintrygowany nową formą głównego bohatera (w sensie, że po pierwsze jest stary, a po drugie stał się maszyną bojową). Czegoś takiego raczej do tej pory nie było.

Juuni Taisen
Dwunastu wojowników, którzy symbolizują chińskie znaki zodiaku, walczą ze sobą na śmierć i życie, by otrzymać nagrodę, jaką jest: spełnienie jednego życzenia.
Nie wiem, co mnie bardziej kupiło. Śmiertelna rywalizacja z mordowaniem na prawo i lewo oraz ciekawe intrygi czy psychopatyczny króliczek, chodzący na szpilkach z wielkim puchowym ogonkiem, do tego wyglądający, jakby nie skrywał się ze swoją ghoulowością i wariactwem. Cóż... Bez wątpienia to drugie. Prócz tego, że wygląd postaci, który czasem aż za bardzo reprezentuje ich znak zodiaku i wydaje mi się przesadzony,  to uważam Juuni Taisen za dosyć ciekawą serię, którą można obejrzeć dla rozrywki. Albo dla tego dziwacznego królika, którego motywów na razie nie znamy, acz wszyscy powinniśmy mu kibicować.

Mahoutsukai no Yome
Chise od dziecka widziała to, co dla innych jest niewidoczne. Nie, nie chodzi o zmarłych, lecz o dziwne stworzenia, jedne przyjazne, a drugie przerażająco niebezpieczne, które sprawiały jej problemy. Uważając tą zdolność za przekleństwo, zaczęła powoli staczać się w ramiona samotności, depresji, rozpaczy i zobojętnienia, aż w pewnym momencie na końcu beznadziei zaczęło błyskać słabe światełko, które okazało się czarnoksiężnikiem. Dziwnie wyglądającym czarnoksiężnikiem, który postanowił uczynić z Chise swoją uczennicę a zarazem oblubienicę. Jak potoczą się losy dziewczyny, która skrywa w sobie wyjątkowy dar?
Już w tej chwili jestem w stanie stwierdzić, że perłą sezonu jesiennego 2017 bez dwóch zdań będzie Mahoutsukai no Yome. Mój zachwyt zaczął się po przeczytaniu pierwszego tomiku mangi, następnie został spotęgowany po niedawno obejrzanych OVA, które ukazały jedną z historyjek z tego uniwersum i była ona tak smutna i tak piękna, że nie mogłam się już doczekać oficjalnej serii. I w końcu nastała ta wiekopomna chwila, w której przez dwadzieścia cztery tygodnie będę mogła radować się przygodami Chise oraz Eliasa. Mistrza i Uczennicy. Czarnoksiężnika i Oblubienicy. Grafika jest piękna, opening porywa moje serce, a historia niesie jakieś przesłanie i nie jest banalna. Cudowny klimat, świetna główna bohaterka oraz postaci poboczne. Pozostaje mi jedynie ekscytacja i polecanie każdemu, by zwrócił uwagę na niniejszą serię!

Net-juu no Susume
Moriko jest trzydziestoletnią kobietą, która już nie pracuje, dlatego postanawia zostać niby z własnego wyboru NEETem. Takim NEETem z krwi i kości. Czyli jedzenie gotowców, nie ruszanie się z domu, tylko siedzenie przed kompem i granie. A kto trzydziestolatce zabroni? Rozpoczynając nowego RPG, tworzy siebie jako przystojną postać męską i bierze się za zadania. Tylko że... strasznie w tej grze ssie, bo ciągle ginie. Na pomoc przychodzi jej kawaii dziewczyna, Lily, która pomaga jej w przystosowaniu się do realiów gry. A po jakimś czasie pomiędzy Moriko a Lily zaczyna tworzyć się głębsza relacja...
Patrząc na plakat nietrudno zgadnąć jak zostanie poprowadzona fabuła, prawda? Ona gra facetem, a on dziewczyną. Oboje spotkają się przez jakieś okoliczności w realu i wtedy... bum! Pojawią się komplikacje, miłosne zawirowania i ogólnie będzie sztampowo. Niby Net-juu no Susume ma dziesięć epizodów, lecz po obejrzeniu pierwszego, który trochę mnie wynudził, cieszę się, że seria nie będzie mieć więcej. Zapowiada się schematycznie i nużąco, romans między NEETami, który nie można nazwać: epickim. Ot, anime dla zabicia czasu, mam nadzieję, że jakoś mnie zaskoczy.

Shokugeki no Souma: San no Sara
Trzeci sezon Shokugeki no Souma, gdzie tym razem nasi wywołujący orgazmy kucharze będą zmagać się ze sławetną Elitarną Dziesiątką najlepszych szkolnych kuchcików. Zapowiada się apetycznie!
Jako przestrogę dla tych, którzy jeszcze nie zaczęli trzeciego sezonu, wspomnę jedynie o tym, że przed rozpoczęciem, najlepiej obejrzeć dwa OVA - Shokugeki no Souma: Ni no Sara OVA - gdzie dostajemy jeden odcinek o wyjeździe naszych głównych bohaterów do gorących źródeł, zaś drugi pokazuje nam spotkanie Elitarnej Dziesiątki. Niniejsze spotkanie jest później wspominane w trzecim sezonie, w pierwszym epizodzie. No, a skoro formalności stało się zadość. Powiem jedynie tak: po trzech odcinkach czuję się jak w domu, to jest ten niesamowity klimat kuchennego shounena, który uwielbiam i za którym tęskniłam. Souma daje jak zwykle z siebie wszystko, a my możemy jedynie z burczącym żołądkiem i ślinotokiem przyglądać się przepysznym potrawom. Do tego dochodzą iście ciekawe informacje o przygotowywanych daniach, które sprawiają, że nie jest to anime robione ni z pupy. Podsumowując: kolejna perełka sezonu, o którą warto zahaczyć!


A Wy co oglądacie i polecacie w tym sezonie? Macie swoich faworytów?

5 komentarzy:

  1. Paulina mnie namawia abym ogladal Mahoutsukai no Yome z nią
    Widze że warto ;3

    Macie jakieś pomysły na przyszłe posty (nie recenzenckie)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądaj! Oglądaj!

      Jak na razie planowalysmy czysto recenzenckie, ale oczywiscie rozwazamy tez (na pewno z mojej strony) cos nowego, swiezego, zabawnego i... jeszcze tego nie wymyslilam >< ale rozumiem ze jestescie znowu chetni na współpracę? Jak macie jakies pomysły mozecie pisac na maila, ktory podala wam jellyfish, per puchie :3

      Usuń
    2. Z ludzmi NA POZIOMIE zawsze miło sie współpracuje ;3

      Usuń
  2. Na razie nie planuję oglądać niczego z tego sezonu, jakoś mnie wzięło na starocie :)

    OdpowiedzUsuń