Ariana dla WS | Blogger | X X

niedziela, 14 maja 2017

[Recenzja anime] - ''Kurozuka''

TYTUŁ: Kurozuka
ROK: 2008
STUDIO: Madhouse
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Akcja, Dramat, Historyczne, Horror, Sci-Fi, Romans, Wampiry

OPIS SERII:

Podczas ucieczki Kuro i jego służący, Benkei, natrafiają w górach na ukrytą chatę, którą zamieszkuje piękna i samotna kobieta, Kuromitsu. Nieznajoma pozwala im przenocować pod jednym warunkiem: pod żadnym pozorem nie będą zaglądać do jej pokoju. Przez pewne okoliczności Kuro jest zmuszony zostać dłużej w chatce w górach, co przyczynia się do tego, że coraz bardziej zakochuje się w Kuromitsu. Gdy pewnej nocy łamie obietnicę i zagląda do jej pokoju, odkrywa jej demoniczny sekret, który mimo to nie gasi jego głębokiego uczucia.

Historia o miłości, która przekracza tysiąclecia i pokonuje wszelkie przeciwności losu. Prócz jednej, nieubłaganie skazującej kochanków na wieczny krąg przelewu krwi.


FABUŁA:

Jak obiecałam, tak prezentuję kolejną Madhousową perłę, na którą raczej nigdy bym się nie napatoczyła, gdyby nie koleżanka ze studiów. Jestem wdzięczna i otwarta na wszelkie polecanki!

Kurozuka już od początku prezentuje nam specyficzność swojej historii. Choć opis na to znacząco nie wskazywał, pierwsze sceny, w których poznajemy Kuro oraz Kuromitsu, dzieją się w przeszłości, jeśli się nie mylę w dwunastym wieku. Widz sobie wtedy myśli: Okej, historyczny klimat, tradycyjne walki oraz stare zwyczaje postaci, w pełni akceptuję, bo interesujące. Tylko, że później mamy nagły i szybki plot twist, gdzie kolejną sceną jest przebudzenie się Kuro w przyszłości. I to nie naszej współczesności (XXI wiek), ale dalekiej przyszłości, w której ludzie poumierali na skutek katastrofy, a cały świat prezentuje się w klimatach post apokaliptystycznych. W tej chwili widz za bardzo nie orientuje się, co się stało, gdzie się podziały te wszystkie lata, a nade wszystko: dlaczego nie ma Kuromitsu? A im dalej zagłębiamy się w fabułę, tym więcej pytań się pojawia i ciekawość coraz bardziej rośnie. Właśnie to połączenie historyczności oraz science fiction wpłynęło przede wszystkim na mój zachwyt - nigdy nie widziałam czegoś takiego, a sposób w jaki to zaprezentowano jest niesamowicie oryginalny. Mimo, że twórca bazuje na schematach i znanych motywach, to jednak wyciąga z nich i tworzy coś nowego, przykuwającego uwagę.

Skupiając się na budowaniu światów, to po pierwsze przeszłość wygląda jak za starych, horrorystycznych legend. Góry, gęsty las, a wśród tego drewniany dom, który zamieszkuje samotnie tajemnicza kobieta. Czuć od tego złowrogość i kumulujące się napięcie, właśnie tutaj zaczęły się moje pierwsze ciarki (później gęsią skórkę miałam w ostatnim odcinku, ale to tak na marginesie). Po drugie przyszłość, post apo, z wyniszczonymi starymi biurowcami, zarośniętymi drogami - coś a la Jestem legendą, tylko tu jest więcej ludzi. Władzę despotyczną sprawuje Czerwona Armia, która dysponuje zmutowanymi jednostkami, a jej głównym celem, jak się później okazuje, jest zdobycie krwi Kuromitsu i uzyskanie nieśmiertelności. Rządom Czerwonej Armii przeciwstawiają się rebelianci, do których, jak można się domyślić, dołączy Kuro. Tak jak wizja przyszłości daje odczucia wyniszczenia, katastrofy i wiszącej w powietrzu depresji, tak czysto mroczny klimat napędzają działania głównego bohatera i jego zagubienie.

Ogólnie samym sednem historii jest szukanie Kuromitsu i tułaczka Kuro. Nie wiemy, dlaczego zniknęła, co się z nią dzieje, czy w ogóle żyje. Po prostu skupiamy się na podążaniu za jej śladami. I pomimo tego, tak naprawdę nie wiemy, o co dokładnie chodzi. Niby mamy świadomość ich wielkiej miłości, wiemy, że ona gdzieś zniknęła, zdajemy sobie sprawę, że trzeba ją znaleźć i uratować, ale problem zrozumienia całej fabuły tkwi w ich przeszłości, której Kuro nie pamięta. Owszem, pojawiają się sekwencje wspomnień czy mylących wizji (majaków), przykładowo z czasów II wojny światowej (albo I), gdzie możemy dostrzec, że mimo upływu setek lat bohaterowie są nadal ścigani przez nawiedzoną organizację, chcącą schwytać Kuromitsu. Jednakże te sceny dużo nie zdradzają, ale fakt faktem, dają podpowiedzi, które później tworzą jedną, spójną całość. W Kurozuce chodzi głównie o szczegóły, dlatego trzeba być czujnym i spostrzegawczym, chociaż z drugiej strony i tak to nie pomoże, dopóki nie dostaniemy na tacy końcowego wytłumaczenia. To jest dosłownie seria domysłów i niewiadomych, gdzie nawet po zakończeniu nie wiadomo, co myśleć. Prawdą jest, że skrywa drugie dno, bardziej symboliczne, które można interpretować na różne sposoby - sama do końca nie jestem pewna, czy dobrze złożyłam wszystkie elementy układanki, ponieważ cały czas czuję, że coś mi umknęło w tych szczegółach, więc albo w anime coś pominięto albo ja będę musiała obejrzeć jeszcze raz (z przyjemnością), żeby dostrzec niedostrzegalne.

Motyw wampiryzmu jest wprowadzony w dosyć delikatny sposób, nie ma tutaj, co odcinek wgryzania się w czyjąś tętnicę, czy skupianie w głównej mierze na głodzie bohatera, czy szaleństwu z powodu pojawienia się kropelki krwi. Nie ma tu typowego wampira, czułego na słońce, bojącego się srebra czy czosnku - zważając na to, że nowela została napisana w 2000 roku, kiedy panowały jeszcze stereotypowe myśli o wąpierzach, autor stworzył innowacyjną kreaturę, która wybijała się ponad schematy, za co powinien dostać ogrom oklasków. Kuro chodzi w słońcu, żywi się co jakiś czas krwią (w ciągu dwunastu epizodów zarejestrowałam dwa jego posiłki, do których nikt nie przywiązywał uwagi), do tego ma te super nadludzkie cechy, jak wyjątkowa szybkość i siła, które lubi wykorzystywać przy walkach. Anime jest bardzo dynamiczne, cały czas coś się dzieje, jest pełno pojedynków, w których krew sika na prawo i lewo, członki odlatują na kilkanaście metrów i słychać krzyki rozpaczy. Gore jak się patrzy, ale w wersji light.

Co do wątku romantycznego, jest bardzo subtelny, ponieważ mamy niewiele scen Kuro-Kuromitsu. Jedyne porywy czułości, miłości, erotyzmu pojawiają się w przeszłości, we wspomnieniach czy w majakach, gdzie widać jak bardzo się kochają i jak wiele mogą poświecić dla siebie. Przyznam, że zdarzają się chwile, w których podważamy miłość Kuromitsu do Kuro, tak samo jak zdarzają się momenty smutku, gdy zastanawiamy się czy ona żyje, czy nie. Jednak gdy przypatrzymy się, ile stuleci ze sobą przeżyli i trwali przy sobie na dobre i złe, to nasuwa się jedno, jasne stwierdzenie: to jest jeden z najpiękniejszych i najsmutniejszych wątków romantycznych. A z tego względu, że bazuje na przeszłości, a nie na teraźniejszych wydarzeniach, potęguje sympatię widza. Bez wątpliwości, koniec wmurował mnie w krzesło, kiedy powierzchownie zrozumiałam tragedię tego romansu i kiedy dotarło do mnie jak bardzo te postaci są skrzywdzone przez los. Nie mówiąc o tym, że cały ten strzępek historii, który poznaliśmy w anime tak naprawdę nie ma znaczenia, sprawił, że pokochałam Kurozukę i jej genialność. To jest wybitna historia! Majstersztyk!

BOHATEROWIE:

Problemem Kurozuki jest to, że mimo niewiarygodnie wspaniałej fabuły, reszta elementów jest taka sobie. Spójrzmy chociażby na bohaterów, na Kuro, pierwsze co przychodzi mi do głowy, kiedy chcę go scharakteryzować to to, że jego miłość i oddanie Kuromitsu było pokazane w bardzo szczery i piękny sposób, czym zaskarbił sobie moją sympatię. A jaki był ogólnie? Ciężko powiedzieć. Na pewno zagubiony, nieufny, najpierw działający, potem myślący, tragiczny bohater, który potrafi wykosić grupę ludzi w kilka sekund. Jego przemyślenia skupiające się głównie na ukochanej i próbie poskładania faktów, za bardzo nie oddały mocnych stron jego charakteru, dlatego wydaje się przezroczysty. Pomimo tego polubiłam go najbardziej ze wszystkich tych nijakich postaci, chociażby ze względu na jego determinację. Co ciekawe trochę kojarzył mi się z Vincentem Law z Ergo Proxy. Kuromitsu jako enigma sprawiła się znakomicie. Do końca nie było wiadomo, jakie są jej intencje, czy jest fałszywa, czy zależy jej na Kuro, czy nie próbuje go wykorzystać. Cały czas rozważałam, do czego ona dąży. Do tego skrywała wiele sekretów, a przez to, że się nie pojawiała przez większość czasu i była spostrzegana tylko przez pryzmat Kuro, pozostała tajemnicą do samego końca. Jej charakter również można oceniać tylko pod względem uczucia, którym darzyła ukochanego. Żałuję, że w anime nie przedstawiono przeszłości bohaterów, a dokładniej mam na myśli, kim była Kuromitsu zanim stała się wampirem, co się stało z jej stworzycielem, jak wyglądało życie Kuro przed ucieczką w góry i wiele innych pytań dotyczących ich wspólnego życia. Kurozuka równa się wielki znak zapytania (ale łudzę się nadzieją, że w noweli więcej wytłumaczono).

Jeśli chodzi o postaci drugoplanowe to z przymrużeniem oka traktowałam całą tą szajkę rebeliantów. Większość z nich zlewała się ze sobą w jedno, ale oczywiście wśród nich można było wyróżnić Kuona - mruka, cichociemnego, który tylko rzuca kąśliwe uwagi; blondynę, która reprezentowała siłę kobiet; nie zabrakło śmieszka-cwaniaczka oraz głównej szefowej, która rozsiewała wokół powagę, elegancję i majestat. Nie czułam nic względem każdego pobocznego bohatera, ale przyznaję, że zastanawiające było zakończenie i potoczenie się ich losów.

GRAFIKA:

Madhouse czyni cuda, kiedy chodzi o przełożenie mangowej kreski na anime - i jedno i drugie różnią się od siebie jak Księżyc i Słońce. Widzieliśmy to w przypadku Kiseijuu, widzimy to też przy Kurozuce, gdzie grafika w anime jest znacznie przystojniejsza od mangowej. Jednak nie na tyle, by okrzyknięto ją cudem artystycznym. W rzeczy samej podobają mi się projekty postaci, Kuro i Kuromitsu prezentują się znacznie poważniej niż w komiksie, do tego tła są wykonane satysfakcjonująco, a mroczny klimat pojawia się dzięki efektom przyciemniania i kadrowania. Plusem jest także psychodelia obrazu w momentach, kiedy Kuro wpada w szał krwi i zaczyna mordować, wówczas z ciemnych, ponurych rysunków, wychodzą wyraziste, barwne, rażące kolory, a cała akcja zwalnia - slow motion dotyczy innych, ponieważ wtedy Kuro porusza się jak wystrzelony pocisk i bez mrugnięcia okiem zabija wszystko, co się rusza. Studio przywiązało sporą uwagę do ładnego ukazania walk i ruchu - moją ulubioną graficznie sceną jest właśnie ta (patrz gif powyżej), gdzie Kuro skacze na przeciwnika, kamera się kręci, a on podrzyna mu gardło. Cudowna dynamika!

Co się tyczy minusów, to w pierwszych minutach rzuca się w oczy slender man - oczywiście nie chodzi o tego potwora, który porywa dzieci, ale o pokazywanie postaci z oddali, gdzie mają wydłużone i wychudzone ręce oraz nogi (wtedy wyglądają jak slendery). Nie brakuje też pokraczności, która idzie z tą nienaturalną chudością. A poza tym, teraz czas na mój największy przytyk: wszyscy wiemy jak działa cenzura w anime. Jednak nie wiecie jak zadziałała w Kurozuce, otóż jest scena, gdzie bohaterowie się kochają, są nadzy w lesie, w pewnym momencie zostają zaatakowani i Kuromitsu jest nadal goła, ale Kuro żeby nie było, że lata jak Adam, ma założone... uwaga, teraz najbardziej rozbrajająca chwila: ma założone bandażowe spodnie! I lata sobie w tych bandażowych spodniach, slenderowe nogi nie pomagają w powadze, i zabija. Śmieszniejszej cenzury nie widziałam.

MUZYKA:

Tak jak cała seria, muzyka też jest specyficzna. Nie brakuje ponurych nutek, mrocznych brzdąknięć, oraz tradycyjnych starych japońskich melodii, słyszalnych szczególnie na początku każdego odcinka, które zaczynają się teatralną zapowiedzią i przypomnieniem poprzednich epizodów. Tak jak fabuła miesza przeszłość z przyszłością, tak w muzyce mieszają się tradycyjne, klasyczne melodie z techno, darciem japy i psychodelicznym rzępoleniem. Klimat zapewniony. Sprawa z openingiem prezentuje się tak, że tekst w ogóle nie pasuje do serii, ale jako piosenka sama w sobie jest miła w słuchaniu i nie raz przyłapałam się na dreszczach podczas odsłuchiwania. Jest także ciekawie skonstruowany, ponieważ także ma elementy, które pomagają widzowi zrozumieć fabułę. Skoro op jest dynamiczne i dające kopa, to oczywistym zagraniem Madhouse jest umieszczenie spokojnego, melancholijnego endingu, który znowu jest nijaki. Dwa razy go słuchałam i mam dość.

OP - 'SYSTEMATIC PEOPLE' by WAGDUG FUTURISTIC UNITY
ED - "Hanarebanare" by Shigi


PODSUMOWANIE:

Kurozuka - anime zagadka, które do tej pory krąży w mojej głowie i każe rozmyślać nad niewyjaśnionymi lub bardzo dobrze ukrytymi tajemnicami. Uważam serię pod względem fabularnym za geniusz. Zachwycam się nad tym tragicznym romansem, podziwiam złożoność historii i sposób przedstawienia poszczególnych elementów, tak żeby do końca nie było wiadomo, o co dokładnie chodzi. Biję ukłony dla autora i studia, ponieważ przez dwanaście odcinków byłam trzymana w niepewności, niepokoju, a emocje rwały moje serce, kiedy w tym samym czasie mózg parował od myślenia. Kurozuka jest warta zapoznania - Madhouse wydobyło kolejną perłę z ukrycia. Polecam po stokroć!

OCENA:

Fabuła: 9
Bohaterowie: 7
Grafika: 6
Muzyka: 7
Ocena ogólna: 8+

4 komentarze:

  1. Ooo! Wygląda bardzo obiecująco! Właściwie to z chęcią zabrałabym się za to anime od razu, ale pasowałoby się pouczyć... W każdym razie dopisuję tę serię do listy pilniejszych tytułów i z utęsknieniem będę wyczekiwać dobrej okazji. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauka - największy zabijaka przyjemności >< Znam to uczucie, bo sama nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na anime.
      Ogólnie mam nadzieję, że Kurozuka przypadnie ci do gustu i może odkryjesz ukryte :3

      Usuń
  2. Już wiem, co będę robić na sesję ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń