TYTUŁ ANGIELSKI: The World is Still Beautiful
ROK: 2014
STUDIO: Studio Pierrot
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Przygoda, Romans, Fantasy, Shoujo
OPIS SERII:
W Królestwie Słońca nie ma takiego, czegoś jak deszcz. Pogoda jest zawsze słoneczna, ciepła, bez żadnych opadów mokrej pluchy, można by rzec: raj dla turystów, ale dla mieszkańców ta anomalia przysparza niemało problemów, a główną z nich jest: trudność w nawadnianiu plonów. Jednakże istnieje takie miejsce w którym cały czas pada, zaś legenda głosi, że tamtejszy lud potrafi śpiewem kontrolować pogodę - to miejsce zwie się Królestwem Deszczu. Bezwzględny król Słońce, który panuje prawie nad całym światem, postanawia ożenić się z jedną z księżniczek z Królestwa Deszczu i ten wybór pada na najmłodszą, siedemnastoletnią Nike.
Gdy Nike-hime niezbyt zachęcona wizją przymusowego małżeństwa przybywa do Królestwa Słońca, na powitanie otrzymuje niezbyt miłe niespodzianki - a tu ktoś ją próbuje okraść, tam zrobić krzywdę, a gdy trafia w końcu do zamku króla i przychodzi moment poznania przyszłego małżonka, to okazuje się, że jest piętnastoletnim smarkaczem, który zamyka ją w podziemiach. Czy może być coś gorszego? Owszem, może się przykładowo narodzić romantyczne uczucie, które będzie musiało przejść wiele prób i błędów. Czy Nike uda się zmiękczyć oschłe serce piętnastoletniego arcykróla? Czy może jednak różnice będą zbyt wielki by żyć długo i szczęśliwie?
Gdy Nike-hime niezbyt zachęcona wizją przymusowego małżeństwa przybywa do Królestwa Słońca, na powitanie otrzymuje niezbyt miłe niespodzianki - a tu ktoś ją próbuje okraść, tam zrobić krzywdę, a gdy trafia w końcu do zamku króla i przychodzi moment poznania przyszłego małżonka, to okazuje się, że jest piętnastoletnim smarkaczem, który zamyka ją w podziemiach. Czy może być coś gorszego? Owszem, może się przykładowo narodzić romantyczne uczucie, które będzie musiało przejść wiele prób i błędów. Czy Nike uda się zmiękczyć oschłe serce piętnastoletniego arcykróla? Czy może jednak różnice będą zbyt wielki by żyć długo i szczęśliwie?
FABUŁA:
Jest to kolejna seria typu: obejrzałam kiedyś dwa, trzy odcinki, odłożyłam na bok i po pewnym (dłuższym) czasie znowu do niej wróciłam z nowym nastawieniem. Tylko, że tym razem nie było to rozczarowaniem jak Brave 10, które przemęczyłam i przebolałam. Soredemo zapewniło mi całkiem niezłe widowisko... lecz niestety bez wad się nie obyło.
Spójrzmy najpierw na to niecodzienne zjawisko, jakim jest anime o księżniczce, która - uwaga, uwaga - nie ma czerwonych włosów i w trakcie pokonywania przeszkód nie ścina ich! Nieprawdopodobne, tym bardziej, że ostatnimi czasy był wielki bum na płomiennorude księżniczki - jednak w Soredemo postanowiono pozostać przy marchewce, ale kto wie, może w mandze w pewnym momencie Nike-hime zetnie swoje długie, blado marchewkowe włosy... Popatrzmy teraz na kolejną nowość, którą przyjęłam z zaskoczeniem, a jest nią pokazanie kiełkującej miłości pomiędzy piętnastolatkiem a siedemnastolatką - raczej nietypowe (nie licząc Opowieści Panny Młodej), bo w utartych schematach przyjęło się, że w królewskich romansach to zazwyczaj mężczyzna jest nieco starszy od kobiety. Nie na odwrót, a tu co? Coś nowego. Trzeba też wspomnieć, że twórcy anime dali Liviusowi piętnaście lat, ale w mandze ma prawowite dwanaście - czyżby scenarzyści chcieli załagodzić potencjalnie kontrowersyjny związek, który mógłby podchodzić pod pozorną pedofilię? Możliwe, możliwe. Przyznam, że sama patrzyłam na tę relację z przymrużeniem oka i nawet świadomość, że Livius zachowuje się bardziej dojrzale niż wskazuje jego wiek, to i tak mój mózg myślał: on jest nadal dzieckiem. Z tej przyczyny trochę absurdalne wydawało się to, że zasiada na tronie od bodajże trzech lat - dziwne, że nikt nie przejął władzy lub nie próbował nim manipulować lub pozbyć się takiego małego smarka, co nie stanowiłoby przecież, aż takiego problemu. Jednakże z drugiej strony, kiedy sobie przypomniałam o historycznych faktach, które mówiły o dzieciach wstępujących na tron, np. Jadwiga została królową w wieku bodajże jedenastu lat, to przypadek Liviusa nie wydawał się już aż tak naciągany. Jak widać: ciężko mówić o Soredemo w kategoriach realnych i nierealnych, bo jak na złość balansuje pomiędzy wiarygodnością a absurdem. Z tego powodu moje odczucia względem tej serii są mieszane, ponieważ niby całkiem dobrze się oglądało, ale pojawiły się elementy, które się ze sobą gryzły. Pomijając element dwunastolatka (piętnastolatka) rządzącego krajem, podbijającego inne królestwa z własnej woli, zachowującego się aż nazbyt dojrzale i to, że nikt nie czyha na jego koronę, ani nie spiskuje jak go obalić, to... drażniące dla wybrednego widza okazały się typowe zagrania shoujo-romans.
Początek skupiał się na trudnej w okiełznaniu relacji Nike i Liviusa - darli koty za każdym razem jak się widzieli, ona traktowała go jak dzieciaka-tyrana, on chciał wykorzystać jej moce - narodził się konflikt. Następnie wszystko to złagodniało - on zachowywał się bardziej ludzko, ona dowiedziała się o jego matce i mu współczuła (dodam, że dziwne było niepokazywanie ani razu oczu matki, jakby na sam ich widok widz miał zostać porażony, więc... no, cóż... za każdym wspomnieniem kryła się bezoczna kobieta), do tego dodajmy spięcia-napięcia przy których oboje sobie dogryzali, na szczęście był to miły sposób dogryzania. Później, przy samym końcu, ich relacja zaczęła przypominać schematyczny romans - tu rumieńce, tam zawstydzenia, trzymanie się za rączki, ja cię uratuję, ty mnie później - w tamtej chwili czułam już tylko zażenowanie, bo jednak ten związek jest dziwny i z mojej strony wyglądał bardzo patologicznie, ponieważ Nike miała swoje chwile w których traktowała go jak młodszego brata, a następnie robiła rzeczy przeznaczone dla kochanków... Ż e n a d a. W ogóle nie czułam między nimi chemii. Strasznie zirytowało mnie także wywoływanie na chama zazdrości (dokładnie w jednym odcinku najpierw Livi miał poczuć zazdrość i uświadomić sobie uczucia do Nike, a w kolejnym epizodzie to Nike miała poczuć i zrozumieć to samo), robienie prób dla jednego i drugiego, czy też stawianie typowych przeszkód, żeby popchnąć ich związek dalej. Rozumiem - zło konieczne każdego shoujo-romans, ale czy tutaj trzeba było to robić tak na siłę? Bez żadnej subtelności? Bez żadnego pozwólmy temu związkowi naturalnie rozkwitnąć? Przykre, bo jeśli już pokazujecie coś nowego, to zróbcie to porządnie. Podsumowując: odczułam brak satysfakcji z tego romansu.
Szczęściem można nazwać to, że w Soredemo dużo się dzieje. Jakieś pseudo spiski zakonnych, pojawianie się nowych postaci, tam pseudo dramaty (piszę pseudo dramaty, ale jednak w jakiś sposób poruszają i widz kibicuje postaciom, żeby dobrze się skończyły), tu wycieczka na miasto czy do innego kraju, walki, wspominki i też ten element fantasy o którym jeszcze nie napisałam, czyli kontrola deszczu i wiatru. Prawdą jest, że moce Nike są dodatkiem, który ma urozmaicić tę serię i równie dobrze bez niego wszystko jakoś by funkcjonowało, lecz niestety/stety jest i ukazuje się co odcinek. Dodam, że Nike kontroluje deszcz, kiedy zaśpiewa jedną piosenkę, a skoro deszcze musi siąpić co odcinek, to... co odcinek słuchamy jednej i tej samej piosenki... I w kółko, i w kółko jeden i ten sam kawałek, bez żadnej zmiany tonacji. Odpowiadając na pytanie: tak, szlag mnie trafiał już po piątym odcinku. Ogólnie rzecz biorąc z jednej strony fajnie, że te moce zostały wykorzystane wyjątkowo w niebitewny sposób, tylko po to, żeby załagodzić jakieś spory, czy drzazgi w sercu, ale z drugiej strony ciekawie byłoby zobaczyć jak Nike wykorzystuje je do jakieś krwawej walki (wiem, nierealne, ponieważ Nike jest zbyt dobra).
Spójrzmy najpierw na to niecodzienne zjawisko, jakim jest anime o księżniczce, która - uwaga, uwaga - nie ma czerwonych włosów i w trakcie pokonywania przeszkód nie ścina ich! Nieprawdopodobne, tym bardziej, że ostatnimi czasy był wielki bum na płomiennorude księżniczki - jednak w Soredemo postanowiono pozostać przy marchewce, ale kto wie, może w mandze w pewnym momencie Nike-hime zetnie swoje długie, blado marchewkowe włosy... Popatrzmy teraz na kolejną nowość, którą przyjęłam z zaskoczeniem, a jest nią pokazanie kiełkującej miłości pomiędzy piętnastolatkiem a siedemnastolatką - raczej nietypowe (nie licząc Opowieści Panny Młodej), bo w utartych schematach przyjęło się, że w królewskich romansach to zazwyczaj mężczyzna jest nieco starszy od kobiety. Nie na odwrót, a tu co? Coś nowego. Trzeba też wspomnieć, że twórcy anime dali Liviusowi piętnaście lat, ale w mandze ma prawowite dwanaście - czyżby scenarzyści chcieli załagodzić potencjalnie kontrowersyjny związek, który mógłby podchodzić pod pozorną pedofilię? Możliwe, możliwe. Przyznam, że sama patrzyłam na tę relację z przymrużeniem oka i nawet świadomość, że Livius zachowuje się bardziej dojrzale niż wskazuje jego wiek, to i tak mój mózg myślał: on jest nadal dzieckiem. Z tej przyczyny trochę absurdalne wydawało się to, że zasiada na tronie od bodajże trzech lat - dziwne, że nikt nie przejął władzy lub nie próbował nim manipulować lub pozbyć się takiego małego smarka, co nie stanowiłoby przecież, aż takiego problemu. Jednakże z drugiej strony, kiedy sobie przypomniałam o historycznych faktach, które mówiły o dzieciach wstępujących na tron, np. Jadwiga została królową w wieku bodajże jedenastu lat, to przypadek Liviusa nie wydawał się już aż tak naciągany. Jak widać: ciężko mówić o Soredemo w kategoriach realnych i nierealnych, bo jak na złość balansuje pomiędzy wiarygodnością a absurdem. Z tego powodu moje odczucia względem tej serii są mieszane, ponieważ niby całkiem dobrze się oglądało, ale pojawiły się elementy, które się ze sobą gryzły. Pomijając element dwunastolatka (piętnastolatka) rządzącego krajem, podbijającego inne królestwa z własnej woli, zachowującego się aż nazbyt dojrzale i to, że nikt nie czyha na jego koronę, ani nie spiskuje jak go obalić, to... drażniące dla wybrednego widza okazały się typowe zagrania shoujo-romans.
Początek skupiał się na trudnej w okiełznaniu relacji Nike i Liviusa - darli koty za każdym razem jak się widzieli, ona traktowała go jak dzieciaka-tyrana, on chciał wykorzystać jej moce - narodził się konflikt. Następnie wszystko to złagodniało - on zachowywał się bardziej ludzko, ona dowiedziała się o jego matce i mu współczuła (dodam, że dziwne było niepokazywanie ani razu oczu matki, jakby na sam ich widok widz miał zostać porażony, więc... no, cóż... za każdym wspomnieniem kryła się bezoczna kobieta), do tego dodajmy spięcia-napięcia przy których oboje sobie dogryzali, na szczęście był to miły sposób dogryzania. Później, przy samym końcu, ich relacja zaczęła przypominać schematyczny romans - tu rumieńce, tam zawstydzenia, trzymanie się za rączki, ja cię uratuję, ty mnie później - w tamtej chwili czułam już tylko zażenowanie, bo jednak ten związek jest dziwny i z mojej strony wyglądał bardzo patologicznie, ponieważ Nike miała swoje chwile w których traktowała go jak młodszego brata, a następnie robiła rzeczy przeznaczone dla kochanków... Ż e n a d a. W ogóle nie czułam między nimi chemii. Strasznie zirytowało mnie także wywoływanie na chama zazdrości (dokładnie w jednym odcinku najpierw Livi miał poczuć zazdrość i uświadomić sobie uczucia do Nike, a w kolejnym epizodzie to Nike miała poczuć i zrozumieć to samo), robienie prób dla jednego i drugiego, czy też stawianie typowych przeszkód, żeby popchnąć ich związek dalej. Rozumiem - zło konieczne każdego shoujo-romans, ale czy tutaj trzeba było to robić tak na siłę? Bez żadnej subtelności? Bez żadnego pozwólmy temu związkowi naturalnie rozkwitnąć? Przykre, bo jeśli już pokazujecie coś nowego, to zróbcie to porządnie. Podsumowując: odczułam brak satysfakcji z tego romansu.
Szczęściem można nazwać to, że w Soredemo dużo się dzieje. Jakieś pseudo spiski zakonnych, pojawianie się nowych postaci, tam pseudo dramaty (piszę pseudo dramaty, ale jednak w jakiś sposób poruszają i widz kibicuje postaciom, żeby dobrze się skończyły), tu wycieczka na miasto czy do innego kraju, walki, wspominki i też ten element fantasy o którym jeszcze nie napisałam, czyli kontrola deszczu i wiatru. Prawdą jest, że moce Nike są dodatkiem, który ma urozmaicić tę serię i równie dobrze bez niego wszystko jakoś by funkcjonowało, lecz niestety/stety jest i ukazuje się co odcinek. Dodam, że Nike kontroluje deszcz, kiedy zaśpiewa jedną piosenkę, a skoro deszcze musi siąpić co odcinek, to... co odcinek słuchamy jednej i tej samej piosenki... I w kółko, i w kółko jeden i ten sam kawałek, bez żadnej zmiany tonacji. Odpowiadając na pytanie: tak, szlag mnie trafiał już po piątym odcinku. Ogólnie rzecz biorąc z jednej strony fajnie, że te moce zostały wykorzystane wyjątkowo w niebitewny sposób, tylko po to, żeby załagodzić jakieś spory, czy drzazgi w sercu, ale z drugiej strony ciekawie byłoby zobaczyć jak Nike wykorzystuje je do jakieś krwawej walki (wiem, nierealne, ponieważ Nike jest zbyt dobra).
BOHATEROWIE:
Jeśli fabuła nie idzie w odpowiednim kierunku, to często się zdarza, że bohaterowie są tym, co ratuje daną serię. Czy w Soredemo ta reguła występuje? Nike jest księżniczką nieokrzesaną, waleczną, optymistyczną, pewną siebie, zawsze dbającą o innych i przede wszystkim w kryzysowych sytuacjach szuka rozwiązań korzystnych dla każdej ze stron. Bywa też naiwna, głupkowata i niedojrzała (śmieszne zestawienie, kiedy spojrzymy na Liviusa jako tego dojrzałego), jednak te wady nijak się mają, kiedy spojrzymy na jej mocne strony. Jest postacią urzekającą i bardzo uczuciową i w pewnym sensie obdarzyłam ją sympatią, pewnie przede wszystkim za to, że uparcie dążyła do celu. Gdybym miała ją zestawić z innymi księżniczkami, które znam, to na pewno znalazłaby się w pierwszej trójce. Co do Liviego to czasem zachowuje się jak typowy tsundere. Raz jest agresywny, krzyczy, wrzeszczy, przypomina prawdziwego tyrana bez emocji, a innym razem jego nieśmiałość czy oblanie się rumieńcem wywołuje pozytywniejszy odbiór jego osoby. Głównie to mnie mało obchodził, ale ceniłam go za inteligencję, dojrzałość i mocny charakter - przeżył tyle złych rzeczy, że aż dziw, że może wykazywać się jakimiś pozytywnymi emocjami. Relacja między tą dwójką jak pisałam nie poruszyła mojego serca, lecz spodobało mi się, że oboje postanowili siebie wspierać w trudnych chwilach i wyczuwali, kiedy to drugie dusi w sobie jakieś smutki. Niby nie aprobuję tego związku, lecz przyznaję, że zachowywali się między sobą lepiej niż niektóre inne pary w shoujo.Postaci poboczne jakichś specjalnych ról nie pełniły, chyba że miały wprowadzić wstawki humorystyczne, sceny zazdrości, czy stawały się przeszkodami, które nasza dwójka miała pokonać, żeby umocnić się w miłości. Jednak polubiłam Radę, tych starych pryków, którzy tylko siedzą i komentują walory albo wady Nike albo walną czasem coś w ogóle nie na temat, co śmieszy; ciekawy wydawał się również wujek Bard - niby typowy playboy, ale ze smutną przeszłością (czyli tak bardzo typowo), a o wkurzającej małolacie nie chce mi się nic pisać. O! Mój respekt wzbudziła babcia Nike i uwielbiam całą jej specyficzną rodzinę!
Zatem: czy bohaterowie ratują to anime? Jakoś specjalnie nie wykazują się oryginalnością i sporo jest wkurzających typków, dlatego mogę powiedzieć tyle, że: niektórzy satysfakcjonują i wydają się fajni, ale to jednak nie wystarczy.
GRAFIKA:
Nic nowego, nic zaskakującego, nic oryginalnego, nic artystycznego. Średniak pod względem graficznym. Kreska taka, byleby tylko usatysfakcjonowała i pozostawiła po sobie nijakie odczucia estetyczne. Tak jak to często bywa: te ważniejsze sceny są szczegółowo i ładnie zarysowane, a te mniej wyglądają jak kulfony. Przyłapałam ich na tym, że oczy czasem się rozjeżdżały albo że z twarzami coś się działo niepokojącego, ale nie było to aż tak krzywdzące, żeby stwierdzić, że studio się nie wysiliło. Nie. Studio zrobiło swoje w przeciętny sposób i jedynie ładnie zarysowywało zjawiska pogodowe, bądź krajobrazy.MUZYKA:
Kiedy odsłuchiwałam OST-y pierwsze, co przyszło mi na myśl, to było stwierdzenie, że czuję się, jakbym słuchała muzykę z bajek Disneya. Takie swojskie, lekkie, bajeczne rytmy. Jedne smutne, drugie wesołe, a trzecie przeznaczone na kryzysowe wydarzenia. Weźmy przykładowo ten OST, równie dobrze brzmiałby w Śpiącej Królewnie czy innych księżniczkowych filmach. Nie odbieram tego jako coś złego, bo muzyka w Soredemo jako serii o księżniczce równie dobrze brzmi, ale nie jest to niczym nadzwyczajnym, co poruszyłoby moje serce. Chociaż... zdarzył się jeden utwór, który przy smutnych sytuacjach potrafił wzruszyć i wycisnąć ze mnie łezkę, więc... nie jest tak źle. Jeśli chodzi o tą wałkowaną przy każdym odcinku pieśń deszczu, to naprawdę przesadą była częstotliwość jej śpiewania. Czułam się prawie jak bohater Mechanicznej Pomarańczy przy słuchaniu dziewiątej symfonii Beethovena - innymi słowy: tortury.Ci, co nie kojarzą, przypomnę: przepadam za dynamicznymi openingami i endingami, dlatego nic dziwnego, że w Soredemo ani OP, ani ED mi się nie podobały. Za spokojne, za nudne i za nijakie.
OP - "BEAUTIFUL WORLD" by Joanna Koike
ED - "PROMISE" by Rena Maeda
PODSUMOWANIE:
Soredemo Sekai wa Ustukushii wydawało się serią z nowym pomysłem, ale autorzy postanowili pójść w sztampowość przez co stało się to zwykłym zapychaczem czasu albo kolejnym przystankiem dla miłośniczek shoujo. Ogląda się dobrze, można się pośmiać, powkurzać i wzruszyć; wątek romantyczny dla mnie był trochę zbyt dziwny, żeby jakoś specjalnie się wczuć, ale to nie znaczy, że innym się nie spodoba. Poboczne wątki miały za zadanie jedynie wzmocnić uczucia Nike i Liviego, dlatego anime zamieniło się w miłosną sielankę. Nie ma co liczyć na spiski czy jakieś tajemnice, bo są zrobione naprawdę słabo. Tutaj chodzi tylko i wyłącznie o romans i niestety jest to romans przeciętny, ale jeśli ktoś chce odmóżdżacz na wieczór, to jak najbardziej polecam. Zaś jeśli chcecie jakieś lepsze romanse, to mogę zaproponować :3.OCENA:
Fabuła: 5
Bohaterowie: 5+
Grafika: 5
Muzyka: 5-
Ocena ogólna: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz