TYTUŁ: Danganronpa 3: The End of Hope's Peak Academy Mirai-hen
ROK: 2016
STUDIO: Lerche
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Akcja, Horror, Psychologiczne, Tajemnice
OPIS SERII:
Sądziliście, że w sytuacji, gdy Remnants of Despair zostały pokonani, a Junko Enoshima jest martwa, to świat będzie już zawsze pełen Nadziei? Nic bardziej mylnego.
Po tragicznych wydarzeniach, które pogrążyły świat w Rozpaczy powstała Future Fundation, która miała zadbać o naprawienie świata. Niestety obecnie jej największym zmartwieniem jest Naegi Makoto, który pomógł Remnants of Despair i ukrył ich przed innymi członkami organizacji. Uznany za zdrajcę chłopak ma zostać przesłuchany, jednak w trakcie tego dzieje się coś bardzo niedobrego... Monokuma powraca, a gra w zabijanie rozpoczyna się na nowo - tym razem pośród ludzi, którzy powinni nadać światu na nowo sens. Jednak tym razem zasady są surowsze, a sieć intryg rozciąga się szerzej niż sądzimy...
FABUŁA:
Danganronpa 3: The End of Hope's Peak Academy Mirai-hen było wypuszczane równolegle do serii Zetsubou-hen. Przy czym, aby zapewnić sobie odpowiednią formę oglądania należy zadbać o oglądanie odcinków tych dwóch produkcji na przemian, zaczynając od Mirai-hen.
Gdy zaczęłam oglądać serię poczułam się dość zagubiona, ponieważ nie za bardzo orientowałam się, o co chodzi. Wszystkie wydarzenia wydawały się zatrzeć w mojej pamięci, ale na szczęście wszystko szybko się poukładało. Aby uniknąć tej dezorientacji wystarczy, że przeczytacie opis serii, który wyjaśnia główny powód aresztowania Naegiego Makoto. Wszyscy członkowie Future Fundation zostali zgromadzeni w jednym miejscu. Najważniejsze osoby, które mogłyby sprawić, że świat zostanie odbudowany są w jednym budynku. W jednym pomieszczeniu. Osoba, która nie chce dopuścić do naprawy ma idealne pole do popisu. Aż żal byłoby nie wykorzystać takiej sytuacji, prawda? Ta osoba postanawia to wykorzystać, ponieważ po chwili wszystkie postacie biorą udział w kolejne grze w zabijanie. Jednak tym razem zasady zostały trochę zmienione... Co parę godzin bohaterowie zasypiają, a wtedy jeden z nich ginie. Do tego każdego z nich obejmują pewne zakazane akcje, których nie mogą się podjąć. Nie chcę wam spoilerować, dlatego użyję abstrakcyjnej zasady - nie możecie nic przeczytać. Jeżeli to zrobicie, to do waszego organizmu zostaje wstrzyknięta trucizna i umieracie. Żeby tego było mało - Rozpacz i tak przejmuje kontrolę nad wieloma członkami organizacji, a więc bardzo szybko niektórzy zaczynają na siebie nawzajem polować.
Pod tym względem seria jest niezwykle zbliżona do pierwszego sezonu anime. Na początku trochę mi to zgrzytało, ponieważ myślałam sobie - to wszystko już było. I w sumie taka prawda. Wiele wątków jest w pewnym stopniu powielonych, a niektóre elementy wydają się być niezbyt zaskakujące, ponieważ podejrzewamy, jak się rozwiną. Sama gra w zabijanie utrzymuje klimaty poprzedniej, dlatego pomijając pewne dodatkowe utrudnienia dla bohaterów, to nic niezwykłego się nie dzieje.
Niemniej nie można powiedzieć, że wszystko jest tak bardzo przewidywalne. Samo rozwiązanie zagadki - kto za tym wszystkim stoi, kto morduje było tylko po części do przewidzenia. W takcie oglądania czytałam liczne teorie w internecie oraz sama się głowiłam. Niektóre kwestie byłe szalone, a inne wydawały mi się całkiem logiczne i pewne fragmenty finałowego rozwiązania przewidziałam. Nie oznacza to jednak, że wszystkie. Na sam koniec, gdy dowiedziałam się: "hej, to było tak" byłam zaskoczona, co w przypadku tej serii jest pozytywem. W końcu - kto chciałby od początku wiedzieć, jak to wszystko się potoczy? Chociaż zazwyczaj mam ogromną chęć poznania rozwiązania, to cieszę się, że akcja została rozegrana tak, a nie inaczej. Myślę, że większość widzów nie spodziewała się, że to wszystko rozstrzygnie się w taki sposób.
Podobał mi się także sposób, w jaki ta seria przeplatała się z Zetsubou-hen. Muszę przyznać, że ogromnym plusem było przeplatanie wątków i to, jak jedna seria naprowadzała nas na rozwiązania w drugiej. Podrzucano nam pod nos pewne rozwiązania, wskazówki, a także rzucano światło na relacje między bohaterami. Bo jednak - aby zrozumieć, co dzieje się w przyszłości, trzeba znać tło historyczne. To dzięki temu dowiadujemy się, dlaczego dane postacie się nienawidzą, lubią albo zachowują tak, a nie inaczej. Ogólnie uważam, że zrobienie tych dwóch serii było dobrym zagraniem.
Niestety teraz muszę skupić się na pewnych minusach fabularnych. Dotyczą one aspektów związanych z nieśmiertelnością postaci. Kojarzycie taki syndrom niektórych serii, w których obrywa się wiele razy i dalej stoi? Mam wrażenie, że w przypadku Danganronpy Mirai-hen trochę tak się stało. Wiele razy miałam odczucie, że osoba powinna - niezależnie od poziomu adrenaliny - funkcjonować o wiele gorzej, niż faktycznie miało to miejsce. Długie monologi na łożu śmierci i tym podobne działały mi na nerwy i wydawały się przesadzone. Rozumiem zamysł niektórych zagrań, niemniej spodziewałam się, że osoby z pewnymi obrażeniami nie są w stanie funkcjonować aż tak długo i dalej składać pełne zdania. No, ale mogę się mylić.
Miałam też wrażenie, że brakuje pewnego rodzaju charakteru w tej serii. Przy otrzymaniu Zetsubou-hen, które naprawdę było dobrze wykonane jeżeli chodzi o stopniowanie Rozpaczy, to tutaj mam wrażenie, że Mirai-hen ogląda się z myślą "meh, i tak będzie dobrze". Wiele razy chwyciłam się na tym, że niektóre rzeczy nie budziły we mnie żadnych emocji, ponieważ z tyłu mojej głowy pojawiało się ciche "twórcy pewnie na to nie pozwolą".
BOHATEROWIE:
Postacie zawsze są najistotniejsze w przypadku tej serii. W wielu produkcjach jakoś można na ich niedopracowanie przymknąć oko, ale w przypadku takiego anime, jakim jest Danganronpa, niedopatrzenia by nie przeszły tak łatwo. Widzowie bardzo szybko zwróciliby uwagę, że coś jest nie tak.
Jak już wspomniałam w przypadku fabuły - bardzo mnie cieszy, że wiele wątków dotyczących postaci oraz ich relacji z innymi osobami pojawia się także w Zetsubou-hen. Pozwala to widzom na lepsze zrozumienie, dlaczego dana osoba postępuje w taki, a nie inny sposób. Muszę przyznać, że dla mnie zawsze ważnym jest to, co dana osoba przeszła wcześniej, co wpłynęło na jej zachowania. To właśnie dlatego seria dostaje ode mnie ogromnego plusa za fakt, że wiele bohaterów zachowuje się w swój charakterystyczny sposób właśnie ze względu na wydarzenia z przeszłości.
Myślę jednak, że najbardziej intrygującymi postaciami są te, które spotykamy w serii po raz pierwszy. Te, które poznaliśmy już w pierwszym sezonie są niezwykle przewidywalne w swoich zachowaniach, oklepane i po prostu wiem, czego się po nich spodziewać (obawiam się, że momentami zakrawało to o nudę). O wiele bardziej ekscytujący są członkowie Future Fundation, których nie widzieliśmy wcześniej. Ich historie, zachowania oraz relacje z innymi osobami są intrygujące. A zachowanie spójności oraz logiki związanej z relacją przeszłość-teraźniejszość zdecydowanie wpłynęła na korzyść serii.
W przypadku tego sezonu raczej każda postać otrzymuje podobną ilość czasu na poznanie jej przeszłości (pomijam tych, którzy umierają na tyle wcześnie, że za wiele się o nich nie dowiadujemy). W każdym razie wiele z nich poznaliśmy na tyle dobrze, że dało się odnaleźć logikę w ich działaniu. Podoba mi się to, że nie zostali zignorowani i dało się przywiązać do sporej części osób, których historie przemycano do głównej osi fabuły. Bo jednak drobnostki z ich przeszłości miały znaczący wpływ na główne wydarzenia.
Podoba mi się to, że w wielu przypadkach widzimy w postaciach zachodzącą zmianę. Ze względu na wydarzenia, odkrywane sekrety nastawienie niektórych osób zmienia się diametralnie. Rozpacz oraz Nadzieja kotłują się w nich, a przez to twórcy uzyskali o wiele ciekawsze kreacje. Niektórzy są nieprzewidywalni, a ciekawostki, które są nam stopniowo dostarczane - satysfakcjonują.
Podsumowując, nie mogę szczególnie narzekać na to, jak zostały przedstawione postacie. Największe zgrzyty budzi we mnie kwestia starych, znanych nam postaci, które zostały po prostu odgrzane z pierwszego sezonu. Nie ma w nich szczególnej przemiany - są najzwyczajniej w świecie statyczni.
Podsumowując, nie mogę szczególnie narzekać na to, jak zostały przedstawione postacie. Największe zgrzyty budzi we mnie kwestia starych, znanych nam postaci, które zostały po prostu odgrzane z pierwszego sezonu. Nie ma w nich szczególnej przemiany - są najzwyczajniej w świecie statyczni.
GRAFIKA:
Grafika serii jest specyficzna. Trzeba się przyzwyczaić do tego, jak rysowane są postacie, jak wyglądają i po prostu to zaakceptować. Nie każdego może rajcować to, jak wyglądają bohaterowie (ja na przykład nie jestem zachwycona), ale ogólnie zadbano o staranność oraz zachowanie oryginalności w wyglądach postaci. Wiele razy ich charakter odwzorowuje się w aparycji i w sumie jest to ciekawe.
Pod niektórymi względami postacie wyglądają bardzo podobnie i można się przez to denerwować, ale na szczęście więcej jest cech, które odróżniają danych bohaterów od siebie. Twórcy postarali się o to, aby każda osoba była inna, miała indywidualny styl i nie była czystą kopią kogoś obok.
Cieszyło mnie zrezygnowanie z fioletowej krwi, chociaż z drugiej strony było to dla mnie zaskakujące. Przywykłam do tego komicznego elementu z pierwszej serii, że gdy ktoś krwawi, to na fioletowo. Tym bardziej zaskakująca jest ta zmiana, że schemat kolorystyczny z gier utrzymuje się w Zetsubou-hen. Wydaje mi się jednak, że nadanie posoce normalnego wyglądu było dobrym zabiegiem, ponieważ ucięło możliwość przytyku.
Ogólnie animacja jest w porządku. Jednak momentami można narzekać na pewną sztywność postaci i papierowość. Niestety jest to dość przykre, ale nie wszystkie sceny wyglądają na szczególnie płynne. Jednak większość z nich wypada nieźle.
Co uznaję za minus? Spoiler w openingu. Już w drugim odcinku zauważyłam pewien element, który na miejscu twórców bym sobie darowała. Ciężko go przeoczyć, gdy raz się go zauważy, ale jeżeli chcecie sobie darować - nie przyglądajcie się zbyt uważnie. Według mnie to duża wada oprawy graficznej serii.
MUZYKA:
Możliwe, że zacznę trochę od końca, ale przede wszystkim chcę wspomnieć o endingu, który wylądował w podsumowaniu sezonu letniego jako najlepszy (według mnie). Bardzo lubię jego proste opracowanie graficzne, które mimo wszystko jest wymowne, ładną melodię oraz bardzo trafny tekst, który idealnie wpasował się w linię fabularną. Pod względem muzyki jest to według mnie najmocniejszy aspekt serii.
Jeżeli za to chodzi o opening, to chociaż jest on w porządku i miło się go słucha, to jednak nie uważam, aby był tak dobrze dopasowany, jak ending. Tekst również jakoś odnosi się do serii, niemniej nie jest tak bardzo trafny.
Jeżeli chodzi o muzykę, która jest w tle, to jest ona elektroniczna i ma w sobie coś mocno niepokojącego. Kiedy oglądam serię, to zawsze czuję dreszcz przy niektórych melodiach. Pewne utwory mocno zapadają w pamięć i towarzyszą im wspomnienia dotyczące dość makabrycznych scen. Nie są to bardzo wyszukane i różnorodne melodie, jednak trzeba przyznać, że pasują do klimatu anime.
PODSUMOWANIE:
W porównaniu do innych serii, to myślę, że najbliżej jej poziomem do pierwszego sezonu, który był zachowany w bardzo podobnych klimatach. Jeżeli jednak zestawi się Mirai-hen z Zetsubou-hen, to drugie anime wypada zdecydowanie lepiej od pierwszego. Nie mówię jednak, że ta produkcja jest zła. Jest w porządku, odpowiednia dla fanów, ponieważ informuje ich o tym, co działo się później, a OVA (o którym napiszę w najbliższym czasie) stanowi ładną klamrę, która pozwala na zamknięcie rozdziału związanego z wpływem Junko Enoshimy. Fanom zdecydowanie polecam.
OCENA:
Ocena fabuły: 7
Ocena bohaterów: 7
Ocena grafiki: 6
Ocena muzyki: 8
Ocena ogólna: 7
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz