Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 19 listopada 2018

[Recenzja anime] - "Happy Sugar Life"

TYTUŁ: Happy Sugar Life
ROK: 2018
STUDIO: Ezola
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Dramat, Psychologiczne

OPIS SERII:

Satou od dzieciństwa starała się znaleźć kogoś, kogo pokocha z wzajemnością. Szukała miłości czystej oraz słodkiej jak cukierek, aż w końcu jej się udało. Po długich poszukiwaniach odnalazła prawdziwą miłość, którą stara się pielęgnować i nie utracić. Dlatego zrobi wszystko - popełni każdą zbrodnię, zabije każdego na swojej drodze - byleby nie utracić szczęśliwego, słodkiego życia.

FABUŁA:

Och, jak miło to brzmi, nieprawdaż? Dziewczyna, która zrobi dla miłości wszystko, nawet dźgnie kogoś nożem. Tak, dobrze myślicie. Szykowała się całkiem niezła psychologiczna seria z kolejną różowowłosą yandere. Mieliśmy dostać historię ze spaczoną miłością i owszem, taką otrzymujemy, lecz prócz tego twórcy podają nam na zakrwawionej tacce bardzo pociągający aspekt w Japonii, jakim jest pedofilia. Zaś gdyby tak jednym słowem określić Happy Sugar Life, będzie nim: "patologia". 

Każda przedstawiona w tej serii relacja podchodzi pod patologię. Masochistyczna ciotka, która nie powinna wychowywać dzieci, pracodawczyni-pedofilka, która gwałci niewinnych chłopców, niebezpieczna dziewczyna-yandere, czy też chłopiec, odkrywający w sobie nagle zboczone popędy do małej dziewczynki. I uwierzcie mi, że takich osób jest tutaj znacznie więcej. Prawie tak, jakby całą Japonię opanowała plaga zboczeńców i niestabilnych psychicznie - taki skromny wniosek można wysnuć. I co ja mogę rzec na ten temat? Oczywiście, gorzko się śmiałam przy każdym odcinku, ponieważ ten natłok patologicznych osób przyczyniał się do coraz większych absurdów. Sytuacje stawały się zbyt naciągane, postaci nie wiedziały, co robić, więc sprawiały same głupoty, a fabuła biegła w jakimś fantazyjnym kierunku i zakończyła się kolejnymi narodzinami nowego pokolenia spaczonych umysłowo osób. Śmiech to zdrowie, prawda? Zatem tutaj ubawicie się wyśmienicie.

Jednak spójrzmy też na to na poważnie, ponieważ seria w żadnym wypadku nie jest kwalifikowana jako parodia lub komedia. Happy Sugar Life to dramat psychologiczny i jeśli tak zaczniemy go odbierać, to przede wszystkim podczas oglądania poczujemy niesmak. Pojawi się wielka fala obrzydzenia dla postaci, które nie kryją się ze swoimi niecodziennymi popędami. A następnie irytacja i plucie sobie w brodę, że tak właściwie: "Po co ja to dalej oglądam?". Na początku dało się to jeszcze jako tako obserwować, lecz gdzieś w połowie warstwa absurdalności i głupoty zaczęła się zwiększać i już nie dało się tego anime odbierać na poważnie. Czułam torturę a zarazem fascynację. Chciałam serię porzucić oraz obejrzeć do końca, aż przeważyło to drugie. Najwyraźniej jest to nieszczęsne guilty pleasure!

BOHATEROWIE:

Jedyne, co traktowałam na serio to stan psychiczny Satou (miłość do yandere pozostanie we mnie na zawsze) oraz rozwój relacji pomiędzy Satou a Shio. STARAŁAM się patrzeć na to poważnym okiem i zrozumieć ich więź, która powstała niespodziewanie i rozwijała się... wyjątkowo niewinnie. Naprawdę: niewinnie. Satou nie patrzyła na tę małą dziewczynkę jak na obiekt seksualny, lecz jak na prawdziwą miłość, o którą trzeba było dbać, troszczyć się o jej dobro oraz potrzeby i nigdy nie pozwolić, by stała się jej krzywda. Ta niewinność, a co za tym idzie, spostrzeganie przez Satou miłości czystej-słodkiej-wartej ochrony oraz brudnej-gorzkiej-koniecznej zniszczenia, jako jedyne spodobało mi się w całej serii.

Satou oraz Shio są tutaj najciekawszymi bohaterkami. Mają swoje tajemnice, przeszłość, o której nie pamiętają lub nie chcą pamiętać i motywację, by zmienić swoje nieszczęsna, splamione patologią życia. To zdecydowanie do mnie przemówiło, nawet jeśli ich relacja również mogła podchodzić pod pedofilię. Co do innych postaci... Zasadniczo nikogo nie polubiłam, nawet dwie główne bohaterki nie zdobyły mojej sympatii, a to wszystko przez głupotę. Każdy w tym anime jest pozbawiony szarych komórek i robi cuda niewidy, które w normalnym świecie na pewno nie przeszłyby bez rozgłosu w mediach lub nie zwróciłyby uwagę policji, sąsiadów, rodziców, kogokolwiek! Wszystkich ich potępiam. Wszystkich!

GRAFIKA:

Pojawiały się wzloty i upadki. Ładne kadrowanie miało miejsce, kiedy pojawiała się potrzeba podkreślenia słodkości danych bohaterek lub żeby metaforycznie pokazać ich stan emocjonalny. Zaś niedopracowanie prezentowało się prawie przez większość odcinków, ale w dzisiejszych seriach nie jest to niczym nowym i zaskakującym. Ogólnie grafikę odbieram jako średnią, lecz mającą swoje mocniejsze i bardziej przemawiające kadry (jak na przykład śmierć pewnej osoby została przedstawiona bardzo estetycznie i subtelnie).

MUZYKA:

A teraz pytanie dla tych, co oglądali: kto był na tyle spostrzegawczy, że usłyszał OST z Bleacha? Tak, dokładnie, Happy Sugar Life zmiksowało w sobie fragmenty z On The Precipice Of Deafeat (klik!) i stworzyło nową  melodię (klik!). O co chodzi? Dlaczego to zrobiono? Nie wiem, ale uważam to za interesujące, tym bardziej, że podobno w anime, również z sezonu letniego, Chio-chan no Tsuugakuro pojawił się OST z Naruto. Sama muzyka w recenzowanej serii nie była jakoś wyjątkowo zwracająca uwagę, lecz ma w sobie kilka klimatycznych OST-ów, jedne podchodzą pod horror, drugie pod akcję, a inne są melancholijne lub typowo słodko-niewinne. Innymi słowy, nic nadzwyczajnego, prócz tego miksu z Bleachem. Chociaż te utwory z rytmami kościelnymi... Tworzyły dziwną atmosferę.

Do tego wspomnijmy o niesamowitym openingu, który okazał się chwytliwy i dobrze się go odsłuchiwało przy każdym odcinku. Akari Nanawo spisała się przy układaniu specjalnej piosenki do anime. Warstwa wizualna również robi wrażenie. Co do endingu, niestety nie przekonał mnie utwór oraz głos wokalistki, choć w niektórych chwilach brzmi jak Aimer, jednak nie oczekujmy cudów, to nie jest to samo.



PODSUMOWANIE:

Co by tu powiedzieć, oprócz tego, że jest to seria, którą ogląda się na własną odpowiedzialność i że można ponieść poważne szkody na psychice? Zatem... Happy Sugar Life jest patologiczne, niesmaczne, fascynujące i wyjątkowo absurdalne - gdybym chciała wymienić je wszystkie, musiałabym napisać osobny post ze spoilerami. Ogólnie rzecz biorąc, jak się zacznie oglądać, to nie można się oderwać, byleby poznać, jak to wszystko naprawdę się kończy. Jest ciekawie, ale też głupio. Bohaterowie inteligencją nie grzeszą, lecz swoim spaczeniem przyciągają uwagę widza. Jeśli lubicie się pośmiać, kochacie yandere, chcecie się dowiedzieć, czy Satou przebija Yuno Gasai lub pragniecie poznać brzydszą naturę loliconu, zapraszam do obejrzenia Happy Sugar Life. Gwarantuję śmiertelną dawkę słodyczy i odmóżdżenie.

OCENA:

Fabuła: 4
Bohaterowie: 3
Grafika: 5
Muzyka: 6
Ocena ogólna: 4
Mówisz, że Shio jest słodka? Lepiej uważaj, Satou patrzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz