Chłód nastał. Liście opadają. Brakuje jeszcze pluchy, która, mam nadzieję, nie nadejdzie. Jesień w całej swej nieprzyjemnej okazałości, a wraz z nią nowe świeżutko wypieczone anime. Dwie długo wyczekiwane kontynuacje i garść nowości, w których już wyczułam czarnego konia tego sezonu. Dlatego bez przedłużania, zapraszam do przeczytania i nadrobienia nowości sezonu jesiennego 2021!
Blue Period
Nie wszystkie serie o sztuce oraz jej tworzeniu przemawiają do mnie i właściwie za najlepsze dzieło w tym temacie uważam Kakukaku Shikajika. Niestety mało znana manga, która jednak niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. I właśnie takie powinny być serie z tematyką artystyczną i powiem wam, że Blue Period te emocje wywołuje. Wiem, że jest pełno takich anime o bohaterach, którzy nagle odnajdują coś, w co chcą się angażować za wszelką cenę. Jednak nie zawsze przekonuje to widza lub bywa, że motywacje są przekoloryzowane i puste. Jednak w Blue Period podejście Yatory trafiło w mój czuły punkt. Chłopak ma głowę na karku i wie, jaką rozsądną ścieżkę wybrać, by żyć w przyszłości wygodnie, bez zmartwień i jak reszta społeczeństwa. Lecz wraz z zajęciami z plastyki, gdzie pojawia się przecudowna nauczycielka plus bardzo uzdolniona senpai, coś bohatera porusza. Nie jest to nagłe i nienaturalne, mija trochę czasu i kilka wątpliwości, po których postanawia zaryzykować wszystko dla sztuki. To szukanie własnej tożsamości i oddanie się pasji po prostu trafiło w moje serce, dlatego nic dziwnego, że Blue Period wydaje mi się na tę chwilę czarnym koniem sezonu. Oczekuję od tej serii wiele i mam nadzieję, że dalej będzie wzbudzać emocje.
Kimetsu no Yaiba: Mugen Ressha-hen
Film oglądałam jakiś czas temu, ale wciąż doskonale pamiętam wydarzenia z tej krótkiej kinówki oraz emocje, jakie towarzyszyły mi przy oglądaniu. Właściwie jestem jedną z tych osób, które twierdzą, że film wystarczył i nie ma potrzeby rozbudowywania tego arcu, ale z ciekawości sprawdziłam - jak wiele scen rozbudowali, czy wnoszą coś więcej do fabuły i czy faktycznie były konieczne. Po pierwszym odcinku stwierdzam, że... tak i nie. Tak, ponieważ zostało dokładniej wyjaśnione, jakim sposobem Rengoku wylądował w pociągu oraz znalazło się więcej czasu, by móc go lepiej zrozumieć i polubić. Ale też: nie, ponieważ naprawdę nie potrzebowałam sceny z babunią i irytującą wnusią. Jako fanka bez wątpienia będę oglądać dalej i wiem, że ponownie będę płakać.
Komi-san wa, Comyushou desu.
Manga miała w sobie to coś, że od razu stała się jedną z moich ulubionych i od wielu lat dziwiłam się, że żadne studio nie chce się porwać na ekranizację tak dobrego dzieła, jakim jest Komi-san. Humor jest wybitnie dobry, gagi przemawiają do mnie za każdym razem, a charyzmatyczni (wręcz dziwaczni) bohaterowie stanowią kwintesencję całej serii. Wiem, że będę się tu świetnie bawić i po cichu kibicować Komi, aby spełniła swoje marzenie.
Mieruko-chan
Z Mieruko-chan znałam się już od ponad roku, czytając sporadycznie wychodzące rozdziały mangi i nie ukrywam, że zdziwiłam się, że w ogóle jakieś studio porwało się na ekranizację. Zasadniczo w mandze nic się nie działo, były jedynie krótkie sceny z udziałem zjaw i reakcje Miko. Nic więcej, żadnej rozbudowanej fabuły. Dlatego miło mnie zaskoczyło, że w anime postanowili pokazać coś więcej. A najlepiej wyszło to w pierwszym odcinku, gdzie wpierw poznajemy zwykłą codzienność bohaterki, a następnie w tą codzienność zostają wplątane przerażające istoty - cudny kontrast. Podoba mi się graficzna warstwa, duchy są straszne, Miko i jej przyjaciółka urocze. Klimat także balansuje między czarnym humorem a prawdziwym horrorem, bo nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by się stało z bohaterką, gdyby w drugim odcinku podążała za kolejką duchów. Ogółem polecam, całkiem dobrze się ogląda.
Mushoku Tensei 2
Drugi sezon o zreinkarnowanym zboczku, który podróżuje po nieznanych krainach.
Najpiękniejszy wizualnie isekai powrócił! Wraz ze zboczonym Rudeusem myślący głosem Tomokazu Sugity. Wraz z jego niebezpiecznie silnymi towarzyszami oraz nowymi przygodami, które czekają ich w drodze do domu. Nie powiem, miło było wrócić do tej serii, zwłaszcza, że już w pierwszym odcinku poznaliśmy ciekawą nową postać, jaką jest Kishirika. Humor dalej się trzyma tej serii, akcja powoli nabiera tempa i czekam, czekam!, aż Rudy spotka się nareszcie z Roxy. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić Mushoku Tensei - nadróbcie pierwszy sezon, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście!
Platinum End
Seria od twórców Bakumana oraz Death Note'a - już sama ta informacja podnosi oczekiwania, a jak wiadomo, oczekiwania bardzo łatwo popsuć... Nie powiem, że pomysł na fabułę jest oryginalny. Bo przecież nie da się nie zauważyć, że śmierdzi tutaj połączeniem Mirai Nikki z Death Notem, lecz nie jest to coś złego. Póki co. Pierwszy odcinek zaprezentował typowego bohatera - skrzywdzonego, niepasującego do świata, nijakiego nastolatka, który nagle dostaje szansę na stanie się kimś lepszym. To pierwsze wrażenie trąciło schematami, ale nie w zły sposób, ponieważ mimo to zaintrygowało, w jakim kierunku to wszystko się potoczy. Oczywiście spodziewam się mnóstwo przewidywalnych rzeczy, ale znając twórców Death Note'a lubią robić niespodziewane zwroty akcji i w sumie to od nich zależy, jak seria z dalszym rozwojem będzie odbierana. Albo pójdzie ścieżką czegoś znanego, sztampowego i przewidywalnego, albo pokaże coś nowego i zaskakującego.
Saihate no Paladin
I kolejna seria, którą miałam szansę poznać znacznie wcześniej w wersji mangowej. Jest to jeden z ciekawszych oraz oryginalniejszych isekaiów, jakie czytałam, ale nie zaliczam go do najlepszych. Ma interesująco skonstruowaną fabułę, dobrze wykreowanego bohatera, który posiada predyspozycje na zostanie paladynem oraz całkiem emocjonalne momenty. Kiedy obejrzałam pierwszy odcinek, aż miło było przypomnieć sobie te początki Williama oraz jego najbardziej beztroskie chwile, które w anime zaprezentowano pod względem wizualnym przepięknie. Czekam na moment, aż bohater wyruszy w drogę i zostanie dokładniej wyjaśnione, jak funkcjonuje ten świat, bo mimo że czytałam kilka rozdziałów mangi, te kwestie pozostają wciąż dla mnie niewyjaśnione.
Sakugan
Hm, hm... Czy coś wam to nie przypomina? A kiedy rzucę takie tytuły jak: Tengen Toppa Guren Lagan, Made in Abyss albo Deca-Dence? Bo właśnie takie pierwsze wrażenie odniosłam, widząc bohaterów żyjących pod ziemią, ponieważ na powierzchni jest zbyt niebezpiecznie. Poza tym wciąż czuję ten niesmak po ostatnim przeciętniaku, jakim było Deca-Dence, a przyglądając się relacji Memempu oraz Gagumbera, mimowolnie przypominam sobie o Natsume i Kaburagim. Podobne zachowania, podobne cele. Ten pierwszy odcinek Sakugana nie wionął świeżością, miał swój przykry moment, ale nie wywarł aż takiego mocnego wrażenia. Zachowanie Memempu może irytować tych o słabych nerwach. Animacja potworów woła o pomstę do nieba. Zaś fabuła na tę chwilę obiecuje przygody, lecz w jakiej formie nam je sprzedadzą? Zobaczymy. Przewiduję, że seria okaże się przeciętniakiem.
Senpai ga Uzai Kouhai no Hanashi
Oczywiście jest to must watch tego sezonu. Lekka, zabawna komedia romantyczna, którą ogląda się z poczuciem ciepełka na sercu. A wiecie co jest najlepsze? Sądziłam, że będzie to seria szyta na miarę Uzaki-san czy też Nagatoro-san, gdzie główna bohaterka okaże się tą wredną irytującą babą, lecz zamiast tego dostajemy powiedzmy-że-denerwującego-senpaia, który trochę przywodzi na myśl bohatera z Ore Monogatari. Poza tym mamy tu podobny motyw - wielki facet i mała kobieta, niby niepasujący do siebie, ale tworzący razem całkiem dobrany duet. Ogólnie bardzo podoba mi się prezentowanie tutaj relacji między bohaterami - te romantyczne i przyjacielskie - jest się nad czym pośmiać, a także z przyjemnością poobserwować jak się rozwijają. Jest to bez wątpienia jedna z najsympatyczniejszych serii sezonu!
Taisho Otome Otogibanashi
Kolejna lekka seria tym razem skupiająca się na romansie. W sumie nie wiem, co więcej powiedzieć po obejrzeniu jednego odcinka, prócz tego, że zawiało mi takimi starymi shoujo/romansami. Może ze względu na takie typowe charaktery postaci - on posępny, spokojny i pesymistyczny, zaś ona promienna, szczęśliwa, pełna energii i optymizmu. Do tego muszą mieszkać razem, więc on tam sobie dalej cierpi i użala nad sobą, a ona jako "dobra kobieta" zajmuje się całym domem: gotuje, sprząta i stara się uszczęśliwić bohatera. Nie powiem, żeby jakoś mnie to zachwyciło. Ten pierwszy odcinek po prostu poleciał, nie wzbudził jakiś większych emocji, ani też nie zwiastował czegoś nadzwyczajnego. Ot spokojny romans, gdzie pewnie pojawią się wątki jednania z rodziną. Co zrozumiałe nie przekreślam serii i z czasem zobaczę, czy warto oglądać do końca.
Takt Op. Destiny
Dziecko Madhouse i MAPPY - co tu jeszcze dodawać, prócz tego, że serię trzeba było obejrzeć? Chociażby sprawdzić, jak wizualnie sobie poradziły te dwa znakomite studia, a poradziły sobie wybitnie dobrze. Sceny walki, kadrowanie, kolorystyka - to wszystko jest przepiękne. Plus także za wykorzystywanie klasycznych znanych utworów, a nie współczesnych techno szarpanin. Fabularnie na tę chwilę nie wiem, co uważać, ponieważ po pierwszym odcinku pojawiły się bezkrwawe potyczki, niezbyt wiele napięcia czy też dramatyzmu, ale w tym samym momencie otrzymaliśmy ciekawie rozrysowanych bohaterów. Na pewno będę śledzić dalszy rozwój serii i liczę na coś fenomenalnego!
Moje faworyty:
Blue Period
Komi-san wa Comyushu desu.
Zabieram się za oglądanie "Takt Op. Destiny" i "Platinum End"!
OdpowiedzUsuńDobry wybór :3
Usuń