Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

[Recenzja mangi] - "Fire Punch"

TYTUŁ: Fire Punch
AUTOR: Tatsuki Fujimoto
ROK: 2016-2018
LICZBA ROZDZIAŁÓW: 83
LICZBA TOMÓW: 8
GATUNEK: Akcja, Tajemnice, Supernatural, Seinen

OPIS SERII:

Za sprawą Lodowej Wiedźmy świat zmienił się w śnieżną pustynię. Tym, którym udało się przeżyć, doskwiera nieustające zimno oraz głód. Cała nadzieja spoczywa w ludziach obdarzonych unikalnymi zdolnościami. Jednym z nich jest nastoletni Agni, którego ciało zdolne jest do natychmiastowej regeneracji. Pewnego dnia do jego osady przybywają żołnierze z formującego się ruchu oporu. Ich przywódca, mający moc władania niegasnącym ogniem, pali całą wioską wraz z jej mieszkańcami. Agni zmuszony jest widzieć jak jego bliscy oraz młodsza siostra giną w strasznych męczarniach. Sam jednak nie może umrzeć. Jego ciało zbyt szybko się regeneruje, mimo iż płomienie nie chcą zgasnąć. Mijają lata. Agni coraz bardziej przyzwyczaja się do bólu, od nowa uczy się poruszać, a nawet panować nad ogniem trawiącym jego ciało. Wiedziony zemstą rusza na poszukiwania człowieka, który odebrał mu wszystko... (opis od JG)

FABUŁA:

Kiedy JG ogłosiło swoje trzy nowości, to oczywiście najbardziej zachwyciła mnie wiadomość o Gokushufudou, ex-yakuzie zajmującym się domowymi sprawunkami, i dopiero po tym zauważyłam Fire Punch. Mangę, która na pierwszy rzut oka przypominała kolejną serię o superbohaterach (taki trochę Endeavor z Boku no Hero Academia), jednak po przeczytaniu opisu miałam w głowie przede wszystkim obrazy typowego typka, który zmierzy się z rozmaitymi typkami z supermocami i w końcu dokona zemsty na swoim nemezis. W myślach rysował mi się taki schematyczny shounen skupiający się na nawalankach. I co z tego wyszło? Coś, co całkowicie przeskoczyło moje oczekiwania. Kompletne zaskoczenie, kończące się osłupieniem i lekkim niezrozumieniem. Ale po kolei...

Wszystko z początku wydaje się zmierzać ku zemście - Agni kroczy przez śnieżne pustynie i zabija każdego, kto go dotknie. Przy okazji ratuje po drodze San, głupkowatego, naiwnego chłopca, który został wygnany z własnej wioski i teraz nie wiedząc, co ze sobą zrobić, postanawia dołączyć do Agniego, traktując go jak zbawcze bóstwo. W tym momencie czytelnik myśli sobie, że po pierwsze zostaje formowana drużyna, a po drugie San okaże się w przyszłości zastępstwem za młodszą siostrę i tym samym zbawieniem dla głównego bohatera. Owszem, są to błędne założenia, bo wszystko toczy się w zupełnie inny, zaskakujący sposób. I właściwie tak się dzieje przez całą fabułę - autor wodzi nas za nos, jak mu się podoba. Podsuwa nam jakieś tropy, sytuacje, przez które zaczynamy myśleć schematami wyniesionymi z innych dzieł, a kiedy już jesteśmy pewni, że tak właśnie będzie, mangaka rozbija nam ten obraz i kieruje w zupełnie niespodziewane obszary. Wszystko jest tutaj nieoczywiste i bardzo oryginalnie stworzone, a zarazem tajemnicze i nie do końca dopowiedziane.

Świat, jaki stworzył Fujimoto jest jak za czasów epoki lodowcowej. Ludzie mają problem z przeżyciem w zimnie, głodują i szukają jakiegokolwiek rozwiązania, by móc przetrwać, a jest to niby spowodowane przez Lodową Wiedźmę, osobę obdarzoną, która z niewiadomego powodu postanowiła zniszczyć Ziemię. Lecz... czy jest to w ogóle prawdą? Niekoniecznie. Pod żadnym pozorem nie dostaniemy w tej mandze żadnych pewnych informacji. Wszystko jest tutaj wielką niewiadomą, a czytelnik musi się domyślać i snuć mnóstwo teorii, czy to związanych ze światem, bohaterami, czy też z wątkami, które stają się coraz dziwniejsze. Wydaje mi się to naprawdę dobrym zabiegiem, takie niedoinformowanie i co za tym idzie, zastanawianie się nad prawdziwymi przesłaniami autora. Widać, że Fujimoto szanuje czytelnika i jego inteligencję, bo zostawia tyle wskazówek, ile trzeba, by samemu coś wywnioskować. Nie mówi wprost, co zupełnie zepsułoby klimat Fire Punch, lecz pozwala nam samym z własnych doświadczeń, z tego co czytaliśmy lub oglądaliśmy, dopowiedzieć sobie niektóre elementy historii. Pytań mnoży się mnóstwo i nie na wszystkie znajdziemy odpowiedzi, jak chociażby - skąd się wzięli obdarzeni? lub: o co chodzi z zakończeniem?

Ponadto przejawia się tutaj wielowątkowość, która teoretycznie nie powinna dziwić. Jednak mangaka co rusz wrzuca jakiś wątek, przykładowo nagłe pojawienie się obcokrajowców mówiących po angielsku i wprowadzenie ciekawych postaci ubranych w samą bieliznę, lecz nie zostaje to dalej rozwinięte. Nie widzimy, co tak właściwie się dzieje z tymi obcokrajowcami, ani nie dostajemy wyjaśnień, skąd się wzięli. Mają swój krótki epizod, który szybko się kończy i więcej nie są potrzebni w tej historii. Ogólnie takich wątków jest sporo - mają potencjał rozwinięcia; wprowadzają taką furtkę, dzięki której główna fabuła może na chwilę zboczyć i skupić się na problemach innych ludzi, ale autor mówi: NIE. Głównym bohaterem i wątkiem jest historia Agniego, na nim się skupiamy, o nim tylko opowiadamy. Dlaczego tak jest? Bo Agni odgrywa najważniejszą rolę. Agni jest Fire Punchem i zawsze musi się znajdować w epicentrum fabuły. I to ma swoje uzasadnienie, jakim jest najważniejszy wątek i jednocześnie najważniejszy problem mangi - odgrywanie ról.

Gdy zostaje wprowadzona postać Togaty i jej chęci nakręcenia przełomowego filmu, tym samym z fabułą zjeżdżamy na bardzo dziwne tory związane z życiem jako filmem oraz ludźmi jako aktorami. W ten sposób Agni dostaje rolę herosa, a jako heros musi wykonywać pewne zadania. Później jego rola ulega zmianom, ale faktem jest, że za każdym razem, gdy staje się kimś innym, zmienia się również stosunek ludzi do jego osoby. Nie powiem, żebym jakoś specjalnie była zadowolona z kwestii filmowości, odgrywania ról oraz pomijania innych wątków, ponieważ tylko Agni się liczy. Owszem było to zaskoczeniem, czymś nowym i oryginalnym, rozumiem także, co autor osiągnął tym zabiegiem, lecz odniosłam wrażenie, że zadziałało to na szkodę mangi. Stała się bardziej sztuczna i z lekka naciągana. Filmowość jest tutaj głęboko zakorzeniona, bo jak się później okazuje nie chodzi jedynie o hobby Togaty i manię nakręcenia hitu, właściwie wszystko się tutaj kręci wokół filmów i ich wpływów. Jednak jak mówię - zamiary Fujimoto były słuszne, wiem, co chciał przekazać, lecz  w ostatecznym rozrachunku niestety obniżyło to moją ocenę. A co ją zdecydowanie podniosło? Zagadnienia związane z tworzeniem nowych wierzeń, tworzeniem nowego świata, szukaniem powodów do życia, ofiarami, które stają się w innych okolicznościach takimi, jak ich oprawcy, powtarzaniem błędów, zachłannością ludzkości oraz problemami seksualnymi. Świetnie rozwinięte elementy, nad którymi każdy powinien się zastanowić.


BOHATEROWIE:

Zatem Agni jest głównym bohaterem, któremu życie daje nieźle popalić (taki żarcik okolicznościowy). Wokół niego krąży fabuła i przez różne wydarzenia kierujące go ku zemście, a także później, możemy zaobserwować, w jaki sposób jest odbierany przez innych. Widzimy, w jakie role się wciela oraz co robi, by sprostać oczekiwaniom. Tak właściwie Agni jest postacią tragiczną - stracił siostrę, cały czas płonie i się regeneruje, ludzie chcą od niego cuda niewidy, a on pragnie jedynie zemsty. Nic więcej. A kim on tak zasadniczo jest? Co lubi? Co go charakteryzuje? Nie wiemy. O Agnim samym w sobie mało się dowiadujemy, głównie przez pryzmat innych. I to także jest ciekawy zabieg - postrzeganie postaci przez jego czyny oraz zdanie innych, niekoniecznie prawdziwe. I choć powinno to powodować, że stosunek czytelnika do jego osoby będzie całkowity obojętny, to jednak przykro patrzeć na jego losy. Współczucie oraz żal są obecne za każdym razem, gdy widzimy, jak zostaje pokrzywdzony i nie może zaznać szczęścia lub też zbawiennej śmierci.

Reszta postaci jest mniej znacząca. Nie poznajemy za bardzo ich przeszłości, ani nie przywiązujemy do nich wystarczającej uwagi - dla mnie albo byli wkurzający, albo neutralni. Szkoda, bo zdecydowanie ich historie urozmaiciłyby fabułę i zapewne bardziej byśmy się do nich przywiązali. Z chęcią przyjrzałabym się jeszcze bliżej znakomitej Togacie mającej hyzia na punkcie filmów, bo nie dość, że jest bardzo barwną i z lekka spaczoną osobą, to do tego dużo wie (przez 300 lat życia można zdobyć sporo ciekawych informacji oraz historii). Lecz jak na złość wyjawia niewiele, a my zostajemy z wieloma pytaniami i uwielbieniem do jej dziwactw.

GRAFIKA:

Kreska szczerze od początku do końca zachwycała. Autor zwraca uwagę na detale, tła i cieniowanie. Wszystko wydawało się estetyczne i przyjemne dla oczu. Trochę gorzej było z bohaterami, ponieważ czasem zdarzało się, że nie byłam w stanie odróżnić jednego mężczyzny od drugiego albo znaleźć różnice między blondwłosymi kobietami. Co mnie zaskoczyło (po raz któryś w tej mandze), to sposób przedstawiania pojedynków. Niektóre walki rysowano normalnie, w pełni dynamicznie, a inne... po prostu wycinano. Chodzi mi o scenę, gdzie widać, że zaraz zacznie się mordobicie, a w następnym kadrze mamy ciemność, zaś w kolejnym rozstrzygnięcie całego zatargu. Rozumiem, że ponownie nawiązywało to do filmowości, do tego, że "kamera" w tym momencie została wyłączona lub zasłonięta i jest to poniekąd oryginalny zabieg, ale czy pozytywnie odbierany? Dla mnie było to miłą niespodzianką, ponieważ znowu odbiegliśmy od typowego shounena z nawalankami, gdzie tak właściwie niektóre bijatyki nie wnoszą niczego użytecznego. Mangaka bawi się tutaj grafiką oraz samym prezentowaniem historii. To on ma kontrolę i doskonale wie, jak ją wykorzystać. Szanuję i podziwiam.

PODSUMOWANIE:

Fire Punch jest mangą wyłamującą się ze schematów i skupiającą się na problemach natury ludzkiej. Oryginalna, emocjonująca, zagadkowa, a nade wszystko mądra historia, mająca swoje przesłania oraz przestrogi jest czymś, co sprawia, że nie da się jej potraktować z obojętnością. I choć w pewnych chwilach robi się dziwnie, jak przy zakończeniu, oraz często niedorzecznie to i tak jestem w stanie docenić Fire Puncha głównie za niespodziewane prowadzenie akcji. Świetna kreska, poważny klimat i troszkę nijacy bohaterowie, lecz żeby nie było - wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Warto przeczytać, bo nie jest czymś banalnym i przewidywalnym!

OCENA:

Fabuła: 7
Bohaterowie: 5
Grafika: 8
Ocena ogólna: 7

7 komentarzy:

  1. Jak mogłaś, przez Ciebie chcę zbierać serię którą planowałam sobie odpuścić! A tak serio, przy zapowiedzi też spodziewałam się kolejnego shounena z motywem zemsty, a twoja recenzja zapowiada coś bardzo oryginalnego. W ogóle nie wiem czemu byłam przekonana że seria jest niezakończona, tylko 8 tomów dodatkowo zachęca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gomene... >///<
      Ale naprawdę warto! Cieszę się, że udało mi się zachęcić, bo warto zapoznać się z tak odmiennie prowadzoną historią! ^^
      Na szczęście jest zakończona, krótka i do tego szybko się ją czyta :D

      Usuń
    2. Zamówiłam prenumeratę na pierwszy tom :D Teraz tylko czekać na premierę, już się nie mogę doczekać ^^

      Usuń
  2. Podjęcie się recenzji tej mangi jest serio odważne, szanuję.
    Właśnie skończyłem czytać i mój mózg się rozpłynął. Myślałem, że już nic mnie w mangach nie zaskoczy do tego stopnia, a tutaj ciągle autor wytaczał cięższe i cięższe działa.
    A już w ogóle to, że ktoś to w Polsce wydaje, było dla mnie szokiem, bo to taki specyficzny tytuł jak na nasze warunki. Może nawet będę zbierał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och... Czyli nie wytłumaczysz mi zakończenia? ><
      Przyznaję, że Fire Punch to bardzo zacna, oryginalna i wyjątkowa manga - i tak, ciężko było mi się zabrać za napisanie recenzji. Może od dzisiaj zacznę nosić pseudonim "Odważna" XD

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że to była trochę manga o sprzeciwianiu się porządkowi rzeczy. Ogółem nie ma to jak tajm skejpy liczone w milionach lat.

      Usuń
    3. Zgadzam się i zastanawiam się, czy zakończenie nie miało udowodnić, że nawet rzeczy, które wydają się wieczne - kiedyś się w końcu kończą. Ale wydaje mi się to zbyt płytka interpretacja >< Może z czasem przyjdzie olśnienie!

      Usuń