Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 18 września 2017

[Recenzja anime] - ''One Outs''

TYTUŁ: One Outs
ROK: 2008-2009
STUDIO: Madhouse
LICZBA ODCINKÓW: 25
GATUNEK: Psychologiczne, Seinen, Sportowe


OPIS SERII:

Lycaonsi w świecie japońskiego baseballu są uznawani za najsłabszą drużynę. Hiromichi Kojima, najlepszy zawodnik Lycaons, chce to zmienić i sprawić, że drużyna odzyska dawną świetność i stanie na podium. I choć mogłoby się to wydawać nieosiągalnym marzeniem, okazuje się jednak bliskie spełnieniu, gdy Kojima poznaje na swojej drodze Tokuchiego Touę. Miotacza, który ma na swoim koncie 499 wyautowanych osób. Dla Tokuchiego nie liczy się nic innego prócz hazardu i nie widzi siebie w roli profesjonalnego baseballisty, dlatego gdy Kojima chce się z nim zmierzyć, na szali zostaje postawiona kariera Kojimy oraz prawa ręka Tokuchiego. Szczęśliwym przypadkiem wygrywa ten pierwszy, a skoro może zrobić z prawą ręką Tokuchiego co chce, postanawia wykorzystać ją w nadchodzących rozgrywkach i mistrzostwach. Toua się zgadza, jednakże nikt nie jest świadomy, że prócz oficjalnych meczy na boisku, bohater bierze także udział w hazardowej grze o grube miliony.

FABUŁA:

Kiedy myślę o sporcie, który kocham to jest nim bez zastanowienia: siatkówka. Mogę zagrać, obejrzeć realne rozgrywki, a tym bardziej z zapałem poprzyglądać się animowanej wersji, jaką jest Haikyuu!! Kiedy myślę o sporcie w anime, który obejrzę z ciekawością, to będzie to koszykówka - oczywiście, Kuroko no Basket. Zaś gdy chodzi o tolerancję (bo za samymi sportami nie przepadam), to w moich rankingach uwzględnię: Free, Prince of Stride, czy też: Yuri on Ice. Nie znoszę piłki nożnej, futbolu, rugby, czy tak jak kiedyś myślałam: baseballu. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek uznam ten sport za interesujący, za warty jakichkolwiek emocji z mojej strony, jednakże One Outs to zmienił. A to wszystko za sprawą głównego bohatera i połączenia sportówki z hazardem. Ponadto kto by się spodziewał, że baseball może być grą psychologiczną? Na pewno nie ja.

Na baseballu nie znałam się w ogóle, tyle tylko, że trzeba odbić piłkę i zaliczyć bazy. Jakiekolwiek zasady były poza zasięgiem mojego zainteresowania. No, ale jak już się ogląda anime, gdzie taka dyscyplina sportowa odgrywa przeważającą rolę, to ma się nadzieję, że człowiek dowie się czegoś więcej. Z początku: okej, jakie są typy najprostszych rzucanych piłek - ogarnęłam, kiedy są auty i strike - również (powiedzmy, że pamiętam), ale kiedy przyszedł czas na profesjonalne nazewnictwo każdego gracza na boisku albo te wszystkie angielskie nazwy na specjalne rzuty albo! kombinowanie z zasadami i ich naginanie, to mój mózg zaczął już parować. Informacji o regułach jest tutaj ogrom i jeśli ktoś jest bardzo skupiony oraz naprawdę zainteresowany tematem, to dla niego będzie to przyjemnością. Prócz tego, jeśli ktoś ma szersze pojęcie o baseballu, to bez problemu odnajdzie się w późniejszych kruczkach w zasadach, które stosował Tokuchi. Ja wymiękłam, wolałabym dostać proste informacje w pigułce, ponieważ moja wiedza o sporcie z pałką i piłką wydaje się w dalszym ciągu uboga. Tak jak skomplikowane wydały mi się tłumaczenia zasad, tak podobnie było z tłumaczeniem intryg. Choć narrator próbował przedstawić i wizualizować je w łatwy sposób, to niestety ciężko było się na tym skupić, ale doceniam fakt, że po każdej wykonanej intrydze czy oszustwie, przywiązano uwagę, żeby wyjaśnić je w teorii: zarówno przyczyny i skutki.

I choć mówię, że trochę się gubiłam w szczegółach zasad oraz intryg, to ogólnie rzecz biorąc fabuła One Outs jest banalna. Głównie skupiamy się na meczach i pokazaniu drużyn, z którymi walczą Lycaonsi. Każda drużyna czymś się wyróżnia: czy to ma jakieś specjalne jednostki z talentem, czy uzdolnionego trenera-stratega, cz też ich wyjątkowość polega na dobrym oszukiwaniu... Im nowsza drużyna, tym ciekawszy sposób jej przedstawienia, plus dochodzi do tego podwyższenie poprzeczki dla Tokuchiego. Bo nie oszukujmy się: Lycaonsi nie bez przyczyny byli uznawani za najsłabszą drużynę. Gdyby Tokuchi do nich nie dołączył, nie poradziliby sobie nawet z prostym przeciwnikiem, a tak, to mają jedną jedyną wybitną jednostkę, która nie dość, że manipuluje rywalami, to manipuluje także swoimi kolegami, którzy są niczego nieświadomi i myślą, że dzięki swoim zdolnościom wygrywają kolejne mecze, a prawda wygląda zupełnie inaczej... Podchodzi to trochę pod schemat, który da się przedstawić następująco: nowy mecz, nowa drużyna, Lycaonsi mają problemy, bo nowy team wykorzystuje swoje asy, Tokuchi rozgryza przeciwnika, stosuje swoją strategię (ewentualnie później ją zmienia) i Lycaonsi wygrywają. Brzmi prosto. Przewidująco. A jednak chwile napięcia się pojawiają, tak samo nerwowe zastanawianie się nad kolejnymi ruchami głównego bohatera, kiedy widz myśli, że Toua znalazł się w beznadziejnej sytuacji bez wyjścia. Ale Toua zaskakuje. Zawsze znajdzie rozwiązanie - nawet jeśli go nie ma, to stworzy sytuację, tak by to rozwiązanie się pojawiło.
Każdy mecz jest grą psychologiczną i właśnie to uwielbiam w tej serii, to właśnie wciągnęło mnie i nie puściło, aż do końca. Tokuchi jest psychologiem doskonałym, potrafi rozgryźć każdego i dzięki temu zdobywa przewagę, a tu kogoś sprowokuje, tam kogoś zastraszy, tutaj powie coś głośniej, żeby inni specjalnie usłyszeli itd. itp. Manipulant, którego nie da się nie podziwiać. Gdy staje na boisku jako miotacz nie da się nie emocjonować, jednak najbardziej zadziwia siedząc na ławce i kombinując. Zagrania psychologiczne są tutaj zaprezentowana iście fascynująco i ekscytująco, właśnie dla nich warto obejrzeć One Outs!

Poza meczami baseballowymi możemy także przypatrzeć się jak nasz psycholog Tokuchi radzi sobie w roli wyborowego hazardzisty. Tutaj słowem wstępu na czym polega hazard, który bohater podejmuje z prezesem Lycaons (tak zwany Kontrakt One Outs): za każdy aut, do jakiego Toua doprowadzi, w zamian dostaje pięć milionów; jeśli zaś pałkarz przeciwnego teamu odbije piłkę Tokuchiego i zdobędzie punkt, bohater musi zapłacić pięćdziesiąt milionów. Nie ważne jak niesprawiedliwe by się to mogło wydawać, trzeba pamiętać, że zasady ustanowił Tokuchi. Dlatego też przy każdym oficjalnym meczu, rozgrywka staje się bardziej interesująca, bo to już nie jest kwestia wygranej/przegranej Lycaons, tylko tego, ile główny bohater wyautuje oraz przepuści, a w rezultacie: ile zarobi albo straci. Ten zakład, jak i nastawienie Touy, przypominają mi Kakegurui, w którym dla Jabami Yumeko nie liczy się, ile pieniędzy straci, liczy się sama idea hazardu. Podobnie jest z Tokuchim - nie boi się przegranej, nie boi się zadłużenia, on po prostu kocha samą ideę hazardu - a raczej można na ten temat tylko spekulować, ponieważ ta postać jest jedną z największych enigm.

BOHATEROWIE:

Tokuchi Toua jest zagadką, a do tego należy do takiego typu postaci, który kocham. Znacie tych megamocnych w gębie i czynie, tych nieśmiertelnych koksów, którym zawsze wszystko wychodzi od samego początku wstąpienia na scenę? Tych, którzy rozwalają innych megamocnych bez mrugnięcia okiem i bez zbędnego wysiłku? Do takich typów należą między innymi: Momonga z Overlord, Saitama z One Punch Man, Shiba Tatsuya z Mahouka Koukou no Rettousei, Hellsing, czy też Mob z Mob Psycho 100. Te postaci są tak potężne albo tak inteligentne i uzdolnione strategicznie, że nie ma dla nich żadnego godnego przeciwnika. Do nich należy właśnie Toua i choć nie ma nadnaturalnych zdolności, to jego umysł jest do nie do pokonania. Rozwala wszystkich strategicznie, a dzięki udanym manipulacjom przeciwnicy wpadają w jego pułapki bez zbędnych trudności. Robi co chce, ma wywalone na wszystkich, nie musi się zbytnio angażować, bo nawet w kryzysowych sytuacjach sobie poradzi, jest tak dobrym psychologiem, który nawet potrafi zmanipulować swoją drużynę, przewiduje kilka kroków do przodu, dlatego nigdy nie jest zaskoczony, a do tego jest tak chłodną i tajemniczą postacią, że wywołuje ciarki nie tylko w innych postaciach, ale także w widzach. Jeśli coś idzie nie tak, to tak jak pisałam: szuka innego rozwiązania albo stwarza sytuację, w której to rozwiązanie się pojawi. Tokuchi nigdy się nie załamuje, a gdy jest naprawdę źle: zmienia strategie i pozwala przeciwnikowi sądzić, że Lycaonsi nie mają już niczego w zanadrzu. Jedyny problem, który wywołał w nim jakieś poruszenie to pojedynek z Takamim i gdyby grał z nim jeden na jednego... to jestem w stanie stwierdzić, że mógłby wówczas przegrać. Ten jeden, jedyny raz w jego życiu. Tokuchi wielokrotnie mnie zaskakiwał i sprawiał, że moja miłość i respekt do niego rosły wręcz proporcjonalnie. Stał się jedną z moich ulubionych postaci i był kolejnym powodem, dla którego warto było oglądać One Outs. Jedynym moim żalem jest to, że w zasadzie nie wiemy o nim nic. Nie dostajemy żadnych informacji o jego przeszłości - co wpłynęło na jego życie, skąd się wziął jego pociąg do hazardu, dlaczego nie chciał grać w oficjalnym baseballu, a przecież ma ogromny talent... Ogólnie zabrakło mi pogłębienia historii tej postaci i jeśli dobrze rozkminiłam to w mandze także niczego konkretnego się nie dowiemy. Tokuchi na zawsze pozostanie tajemnicą i z jednej strony trochę szkoda, bo dowiedziałabym się o nim więcej, ale z drugiej to jednak dobrze - tajemnica sprawia, że staje się jeszcze bardziej interesujący.

Co się tyczy pozostałych członków Lycaons... Ech... Nie dość, że słabi i naiwni, to również idioci. Drużyna (a dokładniej kapitan Kojima), która wierzy w ideę sprawiedliwego i honorowego baseballu, coś w stylu: ,,wszyscy grają fair, nikt nie oszukuje, przecież w baseball grają sami mili ludzie". Dla mnie ta drużyna była skreślona od początku, a zwłaszcza największy naiwniak - Kojima. Ogólnie to grali znośnie, ale w wymyślaniu taktyk, czy w rozgryzieniu przeciwnika okazywali się całkowitymi przegrywami. Najgorsze były momenty, gdy lekceważyli w jawny sposób rywali albo myśleli jak stereotypowe mięśniaki: ,,ej, oszukali nas, musimy natychmiast do nich pójść i im powytykać". Gdyby nie było z nimi Tokuchiego, nic by im nie wyszło. Ba! Pierwszego meczu by nawet nie wygrali! Jedyną nadzieją Lycaonsów, osobnikiem o jeszcze działających szarych komórkach, który próbował coś zrobić to był Ideguchi, na pozycji łapacza. Starał się jak mógł i czasem kombinowanie mu wychodziło. Czasem. A poza nim to reszta zawodników z tej drużyny była szarą, zlewającą się masą, którą nie warto było zapamiętać. Podobnie było z innymi teamami, które większosc zawodników miała nijakich, ale zdarzały się te wybitne jednostki, z którymi pojedynkował się Tokuchi.

To, co mnie najbardziej zaskoczyło to rola trenera oraz prezesa w Lycaons. Ten pierwszy jedynie był i nie robił nic, no chyba że prezes kazał. (To chyba jedna z przyczyn, dlaczego drużyna jest tak słaba). A inną jest prezes, który, o dziwo, miał gdzieś swoją drużynę i nawet był w stanie zrobić wszystko, byleby przegrali, bo to oznaczało także porażkę Tokuchiego. Nigdy nie spodziewałabym się, że jakikolwiek prezes może czynić na szkodę własnej drużynie (bo to chyba logiczne, że jak drużyna wygrywa, to prezes zyskuje), a on zamiast szkodzić innym, gnębił Lycaonsów. Dlaczego? Tego się nie dowiemy.

Niestety nie uświadczymy tutaj życia poza boiskiem, w tym sensie, że nie dowiemy się niczego o życiu bohaterów, kiedy nie grają w baseball. Fabuła skupiła się przede wszystkim na meczach, a nie na pogłębianiu historii bohaterów, co w rezultacie sprawia, że prócz Tokuchiego wszyscy są płytkimi postaciami.

GRAFIKA:

Jako że jest to produkcja Madhouse'a to spodziewałam się właśnie i zachwytów i dezaprobaty. Jednak jak na 2008 rok to kreska jest całkiem przystępna. Skoro jest baseball, mamy sporo ruchu i dynamiki, dlatego też to był najważniejszy element, gdy chodziło o ocenę grafiki. Owszem, działo się sporo, bo w końcu bieganie, rzucanie piłką i odbijanie są nieodłącznymi akcjami w tym sporcie. Według mnie zostało to zaprezentowane w granicach tolerancji, czyli nie było żadnych ochów i achów, jakie to piękne, ani narzekań w stylu: "nie mogę na to patrzeć". Przy tłach nie trzeba było się jakoś specjalnie wysilać, bo to jedynie boiska. Zaś postaci... Cóż, jak można zauważyć najbardziej wyróżnia się Tokuchi z tymi stojącymi blond włosami i wyrazem twarzy, jakby był socjopatą, który ma na wszystko wywalone. Inni, prócz znakomitych jednostek, bądź znaczących bohaterów dla fabuły prezentowali się trochę jak kopiuj-wklej z lekkimi zmianami, czyli tu zwęzimy komuś oczy, a temu dodamy wąsy. Jedyny wygląd postaci jaki mnie zdziwił to ten amerykański buldożer, który nazywał się (salwa śmiechu) Brooklyn. Ogólnie ci amerykanie byli dość zabawni, chociażby taki Johnson z tym swoim shitowaniem, zamiast fuckaniem.

MUZYKA:

Ten moment, kiedy przez dwadzieścia pięć odcinków za każdym razem odsłuchujesz ten sam opening i w ogóle ci nie nudzi. Tak bardzo ci się nie nudzi, że po zakończeniu serii odsłuchujesz go bardzo często i do tego ściągasz na MP3... Czyli: jak pokochać jeden utwór po pierwszym odsłuchaniu. Właśnie tak prezentuje się moja miłość do ''Bury" w wykonaniu Pay money To my pain, których miałam okazję już usłyszeć przy op serii Nobunagun. Kocham ten charakterystyczny głos wokalisty, który hipnotyzuje swoją barwą i dzięki bogom nie łamie angielskiego. Co do ciekawostek dodam, że w pierwszym openingowym epizodzie Tokuchi trzyma w ustach sztylet i studio chyba stwierdziło, że to coś bardzo dziwnego, żeby baseballista trzymał w ustach coś ostrego, dlatego później już to usunęli i zaprezentowali chłód Tokuchiego w pełnej okazałości. Jeśli chodzi o ending to równie dobrze słuchało mi się Tribal Chair, wprowadzający w przyjemny nastrój po każdym zakończonym odcinku. Do moich ulubionych OST-ów zaliczam głównie Obstruction, które dodawało idealnej psychodelii, kiedy Tokuchi atakował psychologicznie swoją ofiarę albo kiedy intryga wychodziła na jaw i przeciwnik czuł się osaczony. Ciekawe było The Trapper oraz Full Count. Zaś Theme Toua był z lekka rozczarowujący.

OP - "Bury" by Pay money To my pain
ED - "Moment" by Tribal Chair



PODSUMOWANIE:

One Outs zaliczam do jednej z lepszych produkcji Madhouse. Nigdy nie pomyślałabym, że do baseballu można dodać hazard jak i zagrywki psychologiczne, które są bardzo błyskotliwe i sprytne. Po obejrzeniu tej serii jestem pozytywniej nastawiona na ten sport i chyba bardziej chętna by zobaczyć coś jeszcze. Do głównych zalet zaliczam tutaj naszego wspaniałego Tokuchiego, który stał się jednym z moich ulubieńców i na pewno znajdzie rzesze fanów wśród innych widzów. Ogólnie jestem zadowolona, że ta sportówka nie okazała się czymś banalnym, tylko pokazała, że istnieją serie wyłamujące się ze schematów oraz uprzedzeń. Polecam każdemu, nawet jeśli myśli, że mu się nie spodoba.

OCENA:

Fabuła: 7+
Bohaterowie: 7+
Grafika: 6
Muzyka: 7-
Ocena ogólna: 7+

2 komentarze:

  1. Baseballowe anime akurat do tej pory nie bardzo przypadały mi do gustu, chyba najbardziej siadło mi Oofuri. I Rookies, ale to live action, a nie animacja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One Outs akurat polecam, a fanką tego sportu nadal nie jestem :D
      Oofuri warto obejrzeć? Bo byłam ciekawa, czy nie zahaczyc, kiedy w swoim czasie wychodziło. A jak wrażenia po Rookies? Nie oglądałam jeszcze sportowego live action ><

      Usuń