Ariana dla WS | Blogger | X X

niedziela, 23 października 2016

[Recenzja anime] - ''91 Days''

TYTUŁ: 91 Days
ROK: 2016
STUDIO: Shuka
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Akcja, Dramat, Historyczne

OPIS SERII:

Siedem lat temu Angelo Lagusa jako jedyny przeżył mord dokonany na jego rodzinie. Przez ten cały czas trzymał się na uboczu i nie wychylał, pielęgnując w sobie niszczycielską chęć pomszczenia rodziców i brata. Czynnikiem zapalnym w jego jałowej egzystencji i krokiem, który mógł stawić, by przybliżyć się do swojego celu, okazał się list w którym znajdowały się nazwiska zabójców. Z tą wiedzą i opracowanym planem powrócił do miasta Lawless, gdzie trzy mafijne rodziny toczą wewnętrzny bój o dominację oraz terytorium. Czy Angelo uda się dokonać upragnioną zemstę? Czy może coś lub ktoś stanie na jego drodze i odmieni los...?

FABUŁA:

Zapewne niewiele osób słyszało o studiu Shuka, które słynie póki co dziewięcioma produkcjami, a gdyby jeszcze bardziej zawęzić tematycznie to okaże się, że jedynie trzema. Kontynuacja Durarary razy trzy (nie wspominając o specialach), 91 Days jako oryginalny z niczego niezaczerpnięty pomysł oraz teraz wychodzący piąty sezon Natsume Yuujinchou. Jak widać po Drrr oraz po Natsume, zaczynają bezpiecznie, bo seriami, których poprzednie sezony były popularne, ale trafiło się także coś... nowego. Ale czy aby na pewno: nowego? 91 Days rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, kiedy prohibicja zmusza ludzi do czynienia bardzo złych i nielegalnych rzeczy, to właśnie wtedy różne gangi, a przede wszystkim mafie miały ogromne pole do popisu. Jeśli mam być szczera to nie zdziwiłabym się, gdyby pomysł na stworzenie tego anime został zaczerpnięty w mniejszym lub większym stopniu z Baccano!. Dzieje się to w tych samych czasach, skupia na mafii, pędzeniu alkoholu... Jednakże Shuka postanowiła zostać przy realistycznej stronie i nie dodawała do swojego pomysłu żadnych nadzwyczajnych elementów, jakie były obecne w Baccano!. A ponadto więzi, które łączą postaci nie są tak zagmatwane.

Przedstawiony świat w 91 Days został odwzorowany bardzo dobrze, pod tym względem, że nie czułam akcentów japońskich, tylko takie typowo amerykańskie przeplatane z włoskimi mafiozami a la Ojciec Chrzestny - szczególnie ta scena ze ślubem albo strzelaniny, dawały takie poczucie, że ogląda się prawdziwy gangsterski serial. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, takich jak prostsze czy trudniejsze czynności, zadania powierzane przez Dona danej rodziny, zachowania pojedynczych osób, styl wypowiedzi... - to wszystko i więcej nadaje takiego ciężkiego, osaczającego klimatu, który otacza widza i pozwala mu na zanurzenie się w tym świecie. Ukazanych jest sporo wątków, które są znane z amerykańskich filmów, a tutaj zostały zebrane wszystkie do kupy i rozbudowane w mniejszym lub większym stopniu. Jednym z nich są potyczki między trzema rodzinami: Vanetti, Orco, Galassia dla których najważniejsze są wpływy, dominacja i zachowanie w dobrym stanie familii. To jest właśnie główna siła napędowa serii - ten spór, który kolejno wyniszcza trzy wielkie rodziny i doprowadza do ujawnienia wszelkich brudów, jakie skrywały. Wielokrotnie w przeciągu dwunastu odcinków jesteśmy świadkami jak jedna rodzina stara się zawiązać pseudo sojusze z drugą, a w tym samym czasie przez odkrywane sekrety, starają się wzajemnie wyniszczyć. Albo osoby trzecie, takie jak przykładowo Angelo czy Fango tak namieszają w przekazywanych informacjach, że doprowadzają rodziny do konfliktów i tym samym do rozlewu krwi. Nie brakuje tutaj zdrajców, szpiegów, pseudo zdrajców, którzy działają dla dobra innych, zwyczajnych morderców na telefon, którzy dla kasy zabiją kogokolwiek oraz psychopatów, których działań nie da się przewidzieć. Weźmy takiego Fango i jego przepyszną lasagne - no kto by się spodziewał, co będzie głównym składnikiem? No, dobra: ja, ale Fango ma czasem niespodziewane akcje.

Prócz tego mamy także dokładny wgląd jak funkcjonowały mafijne rodziny, przede wszystkim w infiltrowaną przez Angelo rodzinę Vanettich. Widzimy relacje, jakie ich łączą, sposób postępowania Donów oraz to, na czym im najbardziej zależy. Nie mogło także zabraknąć nielegalnego pędzenia bimbra i kłopotów, jakie się z tym wiązały. Bo w końcu: kto ma pieniądze, ten ma władzę. Myślę, że twórcy bardzo dobrze się spisali pod względem przedstawienia całej tej siatki intryg, kłamstw i nadania tej serii odpowiedniej atmosfery, która pod względem realizmu przebija Baccano!. Jak najbardziej wczułam się w tę kreację świata, w te niebezpieczne czasy, tak bardzo, że z lekkim zawodem przyjęłam fakt, że 91 Days ma jedynie dwanaście epizodów. Lecz z drugiej strony to może nawet dobrze, ponieważ dobra seria nie potrzebuje uciążliwego przedłużenia danych wątków. A w 91 Days nie ma ani przedłużania, ani zbyt szybkiego tempa przez które widz może się zgubić. Do tego wszystkie szczegóły i niewiadome po pewnym czasie nabierają logicznego sensu, co też musiało być wyzwaniem dla studia, żeby każda pojedyncza nić splotła się w jedną spójną całość.

Skupiając się teraz na Angelo, per Avilio, i jego akcie zemsty to jak możemy zauważyć jego los od samego początku w bardzo znaczący sposób łączy się z losem Nera Vanettiego. Jest to bardzo specyficzna relacja, która przechodzi przez fazy dobrego przyjaciela, dobrego wspólnika i dobrego zdrajcy. Przez cały czas niszczyła mnie świadomość do czego to wszystko zmierza, bo gdy przyglądałam się ich więzi budowanej przez te dziewięćdziesiąt jeden dni i widziałam, że dla jednego ta przyjaźń była względnym kłamstwem, a dla drugiego czymś znaczącym, to mnie aż serce rwało się na myśl, że to na pewno źle się skończy. Ja już tak mam, że nieszczęśliwe przyjaźnie, bądź miłości poruszają mnie do łez. I choć to, co było między Nero a Angelo nie było aż tak destrukcyjne dla moich kanalików łzowych, to jednak straszny smutek mnie dotknął przy zakończeniu. Prawda musiała wyjść na jaw. To było oczywiste. To było do przewidzenia. I chociaż dostajemy zakończenie względnie otwarte, gdzie każdy potencjalnie może sobie dopowiedzieć, co chce, to jednak zadajmy sobie pytanie: czy aby na pewno jest to zakończenie otwarte? Nie. Nie jest. Mimo, że genialni twórcy nie pokazali wprost, co się wydarzyło, to przez całą serię otrzymywaliśmy drobne wskazówki, jak to wszystko się zakończy. Dlatego z tą przykrą świadomością, stwierdzam: smutno mi bardzo, a zarazem podziw mnie dotyka, że 91 Days nie było kolejną szmirowatą produkcją o pseudo poważnej tematyce. Shuka spisała się na medal i fabularnie wyciągnęła z tej serii wszystko, co najlepsze. Był humor, był gniew, smutki, żale i co najważniejsze: przywiązanie widza do historii i bohaterów.

BOHATEROWIE:

Angelo jest bohaterem tragicznym - bierze się to stwierdzenie nie tylko z tego, że stracił rodzinę w brutalny sposób, ale też z poczucia winy, że nie zdołał uratować młodszego brata. Ponadto przez siedem lat myślał jedynie o zemście, która wyniszczała go od środka i stała się jego siłą napędową, a gdy później dochodzi co do czego i mamy takie a nie inne zakończenie, jesteśmy w stanie jedynie lamentować nad jego losem. Prócz zemsty nie miał innego powodu, by żyć. Liczyła się jedynie wendeta i dojście po trupach do celu. Od samego początku współczułam mu i strasznie żałowałam, że stał się skorupą człowieka, całkowicie pozbawioną sensu życia. Gdy śledziłam jego działania i widziałam, że brakuje w nim takich typowych ludzkich cech jak współczucie, empatia, to myślałam jedynie: Biedny, Angelo. Biedny, tragiczny, Angelo... Naprawdę go polubiłam, ponieważ wydawał się realną osobą, taką zniszczoną przez nieszczęśliwy los i próbującą sobie poradzić z ciągnącą się za nią przeszłością. Poza tym nie wszystko mu wychodziło, plan się sypał, jakaś osoba działała spontanicznie i wówczas miało się przeświadczenie, że nasz główny bohater ma rzeczywiście pod górkę. Przez całe życie pod górkę... Jak w prawdziwym świecie! Nie dostrzeżemy w tym anime, żadnej zmiany zachodzącej w głównym bohaterze, żadnego dojrzewania uczuciowego, żadnego przełomu - możemy jedynie obserwować upadek człowieka, który doświadczył tragedii i nie jest w stanie się po niej podnieść. To właśnie Angelo sprawia, że ta historia do samego końca jest taka ciężka i melancholijna.

Nero Vanetti przypominał mi trochę taką mądrzejszą wersję Isaaca z Baccano!, to on tu przede wszystkim zapewniał humor i rozluźnienie atmosfery. Sama jego osoba potrafiła wzbudzić zaufanie u każdego bohatera. Nadal nie wiem jak to się stało, że relacja pomiędzy Nero a Avilio odciska piętno na widzu, tak jak relacja Lelouch - Suzaku, L - Kira czy Kaneki - Hide. Tragizm w czystej postaci. Tak jak mówiłam polubiłam także Fango... Chociaż nie. Na początku mnie wkurzał, wydawał się takim przerysowanym psycholem, którego wciśnięto na siłę, żeby odegrał jakąś mało znaczącą rólkę, jednakże kiedy okazało się, że ten przerysowany psychol ma większy wpływ na wydarzenia w serii i ogólnie jest fajnym psycholem, który robi dobrą lasagne... Cóż, powtórzę jeszcze raz: uwielbiam psycholi. I moje odczucia do Fanga wyglądały następująco: Zgiń, dziadu a później: Nieeeee, Fango!. Należałoby również wspomnieć o Corteo, naszym małym bimbrowniku, który z pozoru nie pasował do tego mafijnego świata. Niby jakoś specjalnie nie wpływająca na fabułę postać, ale jednak jego los przykuwa uwagę i porusza w jakiś sposób widza.

Ciekawą sprawą jest, że kiedy myślimy, że jakiś bohater drugo czy trzecioplanowy nie ma znaczenia, to twórcy na złość sprawiają, że jednak ten drugo czy trzecioplanowy Ktoś w jakiś sposób zaistnieje i zrobi taki kisiel, że później podejrzewamy każdego przechodnia czy przypadkiem przykładowo nie podłoży gdzieś laski dynamitu. Nie ma tutaj głupich bohaterów, wszyscy są bystrzy, spostrzegawczy, podejrzliwi - doszukują się podstępów we wszystkim i cały czas planują. Możliwe, że to właśnie czyni tę serię taką interesującą i wciągającą - bohaterowie, którzy potrafią nas zaskoczyć. I te relacje. Nie zapominajmy o relacjach i powiązaniach.

GRAFIKA:

W podsumowaniu sezonu letniego Meduza-chan zakwalifikowała 91 Days w kategorii Najlepsza grafika. Ja dałam Mob Psycho 100. Jednak nie znaczy to, że się nie zgadzam, że niniejsza kreska daje pozytywne odczucia. Tak, tutaj znowu muszę powiedzieć, że przypomina mi z lekka Baccano!... Szczególnie przyciemnianie teł i sposób rysowania postaci (te oczy! te oczy!)... Ale tkwi w niej również jakaś oryginalność. Spójrzmy na Angelo i jego uczesanie - czy spotkaliście kiedyś takiego bohatera z takimi włosami? W moim przypadku: nie. Nie spotkałam. Każdy z bohaterów prezentuje się wyjątkowo (prócz Nera i jego Issacopodobnego stylu) i cieszę się, że mają bardziej ludzkie rysy. Brak ogromnych oczów, czy chibi transformacji jest jak najbardziej okej w przypadku tej produkcji.

Klimat jest budowany głównie dzięki zachowaniu szczegółowości i dokładności w przedmiotach - ubrania, broń, samochody czy inne drobiazgi w pomieszczeniach, które są charakterystyczne dla XX wieku. Cudowne jest także dopracowanie teł - przyciemnianie zagwarantowało tutaj poważniejszy i mroczniejszy charakterek. Ruch i dynamika w normie, a jedyne do czego mogę się przyczepić to to co zazwyczaj pojawia się sporadycznie w każdym anime: rozjechanie postaci. Czy to dziwne narysowanie twarzy, dysproporcja ciała... To już nie jest nowością, kiedy oglądamy anime, dlatego uznam, że 91 Days jako takich wad graficznych nie ma, a większość kadrów prezentuje się gracko i porządnie.

MUZYKA:

Gdyby ktoś nie wiedział, to od czasu Tokyo Ghoula i Psycho Pass jestem ogromną fanką TK from Ling Tosite Sigure. Jego głos jest dla mnie bajeczny, wręcz boski i mogę go słuchać, emocjonować się i wyobrażać przeróżne sytuacje pasujące do jego słów i melodii. W każdej piosence czuć, że śpiewa z serca, a utwory są przesączone melancholią i smutkiem. Nie zabrakło tego również w 91 Days, gdzie śpiew jest ciężki, zduszony i idealnie wpasowujący się w gangsterskie klimaty. Same słowa piosenki pasują do Angelo i jego życia, a fragmenty fabularne ukazane w OP tym bardziej wzmacniają taki odbiór. ''Signal'' jest swoistym Angelo Theme i za każdym razem słucha się go bez wytchnienia. Mieszane uczucia miałam do endingu, który - owszem - brzmi jak śpiew z pobliskiej knajpy w XX wieku, ale to całe La-la-la nie przekonało mnie wystarczająco. Nadawało jeszcze większej rozpaczy każdemu zakończonemu odcinkowi, ale upieram się przy tym, że czegoś tu brakowało. Co do samego soundtracku to moją uwagę przykuły przede wszystkim: Main Theme, Requiem of 91 Days oraz Miseratio. W niektórych sekundach wzorowane na włoskie brzdąkanie, które charakteryzowało Ojca Chrzestnego. Ogólnie rzecz biorąc: jestem zachwycona tymi trzema utworami plus openingiem, które dopełniają serię i tworzą z niej coś wyjątkowego.

OP - "Signal" by TK from Ling Tosite Sigure
ED - "Rain or Shine" by ELISA

PODSUMOWANIE:

91 Days naruszyło w bardzo przyzwoity sposób kwestię prohibicji, działań mafii i zemsty, która może doprowadzić człowieka do upadku. Nie jest to lekkie i głupkowate anime o którym szybko się zapomina - jest to seria poważna, smutna i bardzo sentymentalna, która pokazuje całą esencję brudnej strony świata XX wieku. Odbieram całość jako coś cudownie gorzkiego, co można obejrzeć, kiedy ma się ochotę na poważniejsze klimaty. Shuka spisała się bardzo dobrze i teraz czekam jedynie na ich kolejną oryginalną produkcję, która mam nadzieję, równie pozytywnie mnie zaskoczy, co 91 Days.

OCENA:

Fabuła: 8
Bohaterowie: 8
Grafika: 7
Muzyka: 7
Ocena ogólna: 8-

4 komentarze:

  1. Nie mam aktualnie za bardzo czasu na oglądanie anime, ale jak tylko go znajdę, to sobie to oglądnę. Spodobała mi się fabuła tego anime. Grafika też jest niczego sobie :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz coś w klimatach XX wieku, coś poważniejszego to 91 Days świetnie się nadaje, zaś jeśli chcesz coś bardziej komediowego to polecam Baccano! :3

      Usuń
  2. Super i juz wszystko rozumiem. Dzięki za wyjaśnienie tak wielu wątków i pytań :) :P

    OdpowiedzUsuń