TYTUŁ: Kujira no Kora wa Sajou ni Utau
TYTUŁ ANGIELSKI: Children of the Whales
ROK: 2017
STUDIO: J. C. Staff
LICZBA ODCINKÓW: 12
GATUNEK: Dramat, Fantasy, Science-fiction
OPIS:
Chakuro jest czternastoletnim archiwistą zamieszkującym Błotnego Wieloryba, utopijną wyspę, która dryfuje na morzu piasku. Pewnego dnia wraz z grupa zwiadowców posługujących się wyjątkowym typem magii, opuszcza swój dom, aby zbadać inną wyspę. To tam odnajdują dziewczynkę, która wywróci świat spokojnych mieszkańców Błotnego Wieloryba do góry nogami.
Oczywiście wczorajszy post był w ramach Prima Aprilis – od dzisiaj recenzje wracają do swojej tradycyjnej formy, więc bez obaw.
FABUŁA:
Przyznam szczerze, że ostatnio trochę mi nie po drodze z anime. Choć może nie powinnam się do tego przyznawać, prowadząc bloga związanego z tą tematyką, to niestety natknęłam się na ścianę, której nie umiem tak łatwo pokonać. Dlatego też szukałam jakiejś lekkiej produkcji, która na nowo wprowadziłaby mnie w czar anime – Netflix z kolei od dawna atakował mnie Children of the Whales, więc postanowiłam ulec namowom.
Rozpoczynając serię spodziewałam się czegoś naprawdę lekkiego, przyjemnego i utopijnego. Oczekiwałam, że postacie zamieszkujące dryfującą na morzu piasku wyspę nie mają jakichś większych problemów. W końcu wszystkie zostały sprytnie rozwiązane – większość mieszkańców posiada moc, która powoduje niski wiek umieralności, co neutralizuje obawę o przeludnienie; co jakiś czas pada deszcz, więc susza jako tako im nie grozi; prowadzą uprawy oraz odwiedzają inne puste wyspy, w celu zdobycia zapasów. Krótko mówiąc: naprawdę mamy do czynienia z utopią.
I według mnie całkiem nieźle zbudowaną. Z początku miałam pewne obawy związane z niedopracowaniem ze strony twórców. Bałam się, że zignorują takie drobnostki jak oczywistość przeludnienia, jednak sprytnie ominęli to, zostawiając lukę w swoich prawach, która wszystko wyjaśnia. Może nie jest to rozwiązanie życia wszystkich problemów, ale wystarczające, aby nie czepiać się szczegółów.
Oglądając pierwszy odcinek spodziewałam się, że wszystkie odcinki będą lekkie, przyjemne, wiecie: po prostu utopijne. Jednak w momencie, w którym zaczyna się krwawa jatka, wbiło mnie w fotel. Możecie uznać, że to spoiler, ale dla mnie warto uwzględnić, że w tej produkcji umieralność jest wysoka nie tylko ze względu na to, że posiadana moc wykańcza człowieka!
To wtedy zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, które doprowadzają do zmian w społeczności Błotnego Wieloryba. Ludzie, którzy nie znali wcześniej żadnego zła, muszą się z nim mierzyć. Dzieci, które pomagały w polnych uprawach, uczą się walczyć. Władza polityczna musi przejść własną transformację. Cały świat tych ludzi przewraca się do góry nogami.
Następne odcinki sprawiają, że nie można się od nich oderwać. Z ciekawością śledziłam losy bohaterów, którzy musieli się dostosować do nowych sytuacji. Intrygował mnie świat przedstawiony, który opierał się na ciekawym systemie magii. Kolejne pytania nasuwały mi się na myśl w trakcie oglądania, a kolejne odcinki z czasem na nie odpowiadały. Jednak oczekiwanie na tę odpowiedź było ekscytujące.
Pod względem fabularnym ta produkcja ma całkiem sporo zalet. Nie twierdzę, że jest to topowa produkcja bez jakichkolwiek wad, jednak generalnie określiłabym ją mianem naprawdę ciekawej. Choć może trafniejszym stwierdzeniem jest: wad, które rzucają się w oczy nie ma, jednak nie powiedziałabym, aby zalety wprowadzały tę produkcję na poziom wybitnej.
Rozpoczynając serię spodziewałam się czegoś naprawdę lekkiego, przyjemnego i utopijnego. Oczekiwałam, że postacie zamieszkujące dryfującą na morzu piasku wyspę nie mają jakichś większych problemów. W końcu wszystkie zostały sprytnie rozwiązane – większość mieszkańców posiada moc, która powoduje niski wiek umieralności, co neutralizuje obawę o przeludnienie; co jakiś czas pada deszcz, więc susza jako tako im nie grozi; prowadzą uprawy oraz odwiedzają inne puste wyspy, w celu zdobycia zapasów. Krótko mówiąc: naprawdę mamy do czynienia z utopią.
I według mnie całkiem nieźle zbudowaną. Z początku miałam pewne obawy związane z niedopracowaniem ze strony twórców. Bałam się, że zignorują takie drobnostki jak oczywistość przeludnienia, jednak sprytnie ominęli to, zostawiając lukę w swoich prawach, która wszystko wyjaśnia. Może nie jest to rozwiązanie życia wszystkich problemów, ale wystarczające, aby nie czepiać się szczegółów.
Oglądając pierwszy odcinek spodziewałam się, że wszystkie odcinki będą lekkie, przyjemne, wiecie: po prostu utopijne. Jednak w momencie, w którym zaczyna się krwawa jatka, wbiło mnie w fotel. Możecie uznać, że to spoiler, ale dla mnie warto uwzględnić, że w tej produkcji umieralność jest wysoka nie tylko ze względu na to, że posiadana moc wykańcza człowieka!
To wtedy zostajemy wrzuceni w wir wydarzeń, które doprowadzają do zmian w społeczności Błotnego Wieloryba. Ludzie, którzy nie znali wcześniej żadnego zła, muszą się z nim mierzyć. Dzieci, które pomagały w polnych uprawach, uczą się walczyć. Władza polityczna musi przejść własną transformację. Cały świat tych ludzi przewraca się do góry nogami.
Następne odcinki sprawiają, że nie można się od nich oderwać. Z ciekawością śledziłam losy bohaterów, którzy musieli się dostosować do nowych sytuacji. Intrygował mnie świat przedstawiony, który opierał się na ciekawym systemie magii. Kolejne pytania nasuwały mi się na myśl w trakcie oglądania, a kolejne odcinki z czasem na nie odpowiadały. Jednak oczekiwanie na tę odpowiedź było ekscytujące.
Pod względem fabularnym ta produkcja ma całkiem sporo zalet. Nie twierdzę, że jest to topowa produkcja bez jakichkolwiek wad, jednak generalnie określiłabym ją mianem naprawdę ciekawej. Choć może trafniejszym stwierdzeniem jest: wad, które rzucają się w oczy nie ma, jednak nie powiedziałabym, aby zalety wprowadzały tę produkcję na poziom wybitnej.
BOHATEROWIE:
W przypadku bohaterów sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. O ile fabuła nieraz mnie zaskoczyła, wbiła w fotel i sprawiła, że nałogowo naciskałam przycisk następny odcinek, tak gdybym oparła się tylko na bohaterach, recenzja tego anime byłaby o wiele bardziej negatywna.
Największy problem stanowi pewna schematyczność bohaterów. O ile produkcji udało się uciec poza schematy w aspekcie fabularnym, tak niestety ugrzęzła w nich, gdy dotarli do bohaterów. W końcu wszystko nie może być idealne, prawda? Niestety część postaci jest typowa, stanowi pewne archetypy osób, które możemy zobaczyć w każdym innym anime.
Najgorzej sytuacja wygląda w przypadku głównego bohatera, który gromadzi w sobie wiele cliche. Ze względu na to, czasami mnie irytował. A właściwie przez większość czasu antenowego, który został mu poświęcony. Był nieco narwany i chwilami rozhisteryzowany. W moim odczuciu takie cechy działają mocno na niekorzyść postaci, nawet jeżeli sytuacja sprawiała, że bohater może nie zachowywać stoickiego spokoju.
Nieco lepiej prezentuje się sytuacja bohaterów pobocznych. Nawet jeżeli wpisują się oni w utarte schematy, to da się ich lubić. Są sympatyczni, pełni życia i nieidealni. Poświęca się im wystarczająco dużo czasu, aby myśleć, że tak właściwie głównymi bohaterami jest cała społeczność Błotnego Wieloryba.
To właśnie poboczne postacie ratują bohaterów od negatywnej opinii, ponieważ opierana tylko i wyłącznie na Chakuro – byłaby po prostu zła. Co więcej bohaterów polubiłam na tyle, że z chęcią zobaczyłabym ich dalsze przygody.
GRAFIKA:
Jedną z rzeczy, która potrafi mnie przyciągnąć do danego anime jest ładna grafika (a przynajmniej ładna w moim odczuciu, bo jest to zazwyczaj kwestia indywidualna). W przypadku Children of the Whales szalenie doceniam pewną oryginalność i idącą za tym urodę kreski.
Postacie są narysowane w dość typowy sposób, jednak mocno wyróżniający się. Każda jedna postać zapada w pamięć, ponieważ wygląda w swój typowy, charakterystyczny sposób. Twórcy postarali się nawet o to, aby inne nacje odróżniały się wyglądem od mieszkańców Błotnego Wieloryba. I chwała im za to, bo po pierwsze: różne grupy społeczne różnią się wyglądem, a już tym bardziej taka, która jest odizolowana od reszty przez ostatnie sto lat.
Tła z kolei są niebanalne i narysowane zupełnie innym stylem niż bohaterowie. Wyglądają trochę jak potraktowane pędzlem i farbami akrylowymi. Ze względu na to budynki są barwne, ciekawej faktury oraz przyciągające spojrzenie. Dla mnie stanowiły one jeden z elementów, który można było docenić w tej produkcji.
Animacja generalnie wygląda dość dobrze. Oczywiście, czasami zdarzają się jakieś tam drobne problemy, jednak przez większość czasu nie miałam jej nic do zarzucenia. Była dość płynna, a postacie prezentowały sobą aktualne emocje.
Postacie są narysowane w dość typowy sposób, jednak mocno wyróżniający się. Każda jedna postać zapada w pamięć, ponieważ wygląda w swój typowy, charakterystyczny sposób. Twórcy postarali się nawet o to, aby inne nacje odróżniały się wyglądem od mieszkańców Błotnego Wieloryba. I chwała im za to, bo po pierwsze: różne grupy społeczne różnią się wyglądem, a już tym bardziej taka, która jest odizolowana od reszty przez ostatnie sto lat.
Tła z kolei są niebanalne i narysowane zupełnie innym stylem niż bohaterowie. Wyglądają trochę jak potraktowane pędzlem i farbami akrylowymi. Ze względu na to budynki są barwne, ciekawej faktury oraz przyciągające spojrzenie. Dla mnie stanowiły one jeden z elementów, który można było docenić w tej produkcji.
Animacja generalnie wygląda dość dobrze. Oczywiście, czasami zdarzają się jakieś tam drobne problemy, jednak przez większość czasu nie miałam jej nic do zarzucenia. Była dość płynna, a postacie prezentowały sobą aktualne emocje.
MUZYKA:
Jestem słaba w docenianiu muzyki, jednak w przypadku Children of the Whales nawet taki ignorant jak ja, nie potrafi przejść obojętnie. O ile opening nie należy do moich ulubionych, tak ending zachwycał mnie za każdym razem. Po obejrzeniu odcinka zawsze walczyłam ze sobą: wybrać opcję wyświetl napisy końcowe czy następny odcinek. Mimo zżerającej mnie ciekawości, co będzie dalej, zazwyczaj kończyło się na słuchaniu piosenki do ostatniej sekundy.
Nie mogę też zignorować muzyki w tle oraz faktu, że twórcy postanowili wrzucić tam piosenki, które doskonale pasowały do danej sytuacji. Jedne melodie oddawały utopijną, sielankową sytuację panującą na Błotnym Wielorybie. Z kolei inne tony dodawały mroku w scenach walki, w których kolejne postacie traciły życia.
Zazwyczaj nie zachwycam się muzyką z anime, ponieważ nie ma w niej nic nadzwyczajnego. Jednak w przypadku tej produkcji nie można przejść obok niej obojętnie!
PODSUMOWANIE:
To anime bezsprzecznie wciąga na kilka dobrych godzin. Osobiście nie potrafiłam się od niego oderwać, dlatego uważam je za dobre do binge-watchingu. Children of the Whales zaskakuje, sprawia, że widz nie potrafi tak łatwo zapomnieć o tej produkcji i przy okazji dobrze się bawi.
OCENA:
Ocena fabuły: 8
Ocena bohaterów: 7
Ocena grafiki: 8
Ocena muzyki: 8
Ocena ogólna: 8-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz