Ariana dla WS | Blogger | X X

poniedziałek, 16 października 2017

[Recenzja mang] - Shoto, czyli krótko #5

Kore wa Koi no Hanashi

TYTUŁ: Kore wa Koi no Hanashi
TYTUŁ ANGIELSKI: This Is a Love Story
AUTOR: Chika
ROK: 2010-2014
LICZBA ROZDZIAŁÓW: 45
LICZBA TOMÓW: 11
GATUNEK: Romans, Shoujo, Okruchy życia

Shinichi Utsumi jest znanym autorem powieści, zamieszkującym samotnie stare domostwo. Cierpiąc z nudów i braku weny, pewnego dnia spotyka na swojej werandzie dziesięcioletnią dziewczynkę, która myśląc, że dom jest niezamieszkany, chciała w tym miejscu zaopiekować się małym kotkiem. Oczywiście Shinichi się nie zgadza, jednak reakcja dziewczynki sprawia, że natychmiast zmienia zdanie i pozwala jej na codzienne odwiedzanie małego przybłędy. Dlaczego zmienił zdanie? Co takiego zobaczył w dziewczynce? Jakie tajemnice skrywa dziesięciolatka i trzydziestoletni nowelista?

W zasadzie od początku spodziewałam się, że dostanę coś w stylu Usagi Drop. Czyli przeciętny facet po trzydziestce decyduje się na wychowanie małej dziewczynki, a kiedy ona dorasta powoli odkrywa, że się w niej... zakochuje... Tak. Patologiczna miłość... Ale jakkolwiek źle by to brzmiało, nie było to aż tak obrzydliwe. Usagi Drop było ciekawe, ciepłe dla serduszka i pocieszne. Dlatego wielki zawód przeżyłam z Kore wa Koi no Hanashi, które przedstawia podobną historię, lecz czytając, w głowie przez cały czas świeciła mi się czerwona lampka. Migała: Uwaga! To jest chore! To jest obrzydliwe! Nie czytaj dalej! Jednak przeczytałam. I to, co miało być: historią miłosną, okazało się historią pedofilską. Nie mówię, że główny bohater zakochuje się w dziesięciolatce. Nie, nie, nie.  Aż tak źle nie jest. Romantyczna relacja zaczyna się rozwijać dopiero, kiedy Haruka jest w gimnazjum. Wtedy autorka musiała poradzić sobie z logicznym przestawieniem nastawienia Shinichiego, aby przestał widzieć w dziewczynie dziecko, a zaczął spostrzegać kobietę... Jak się okazało wystarczyło, że pojawiła się typowa dla shoujo sytuacja z konkurentem miłosnym i bum! Shinichi uświadamia sobie, że bez Haruki nie może żyć. I tak nieźle sobie radził przez te kilka lat. Był jedyną rozsądną osobą w tej mandze, a i tak skończył jako pedofil. Dlaczego? Tu się właśnie pojawia element, który mnie najbardziej zniesmaczył, między innymi: przyjaciele Shinichiego. Przyjaciele, którzy jak tylko zauważyli, że dziesięciolatka jest zauroczona nowelistą, to bez zahamowań nakręcali ją ciągle, że to musi być miłość - po prostu prali jej mózg! Ale nie ograniczyli się tylko do niej. Oni nakłaniali Shinichiego, żeby zakochał się w tej dziewczynce i cały czas stwarzali sytuacje pseudo romantyczne. Chore. Patologiczne. A ogólnie to świetni przyjaciele!
Zarówno dziewczynka jak i główny bohater są dręczeni przez problemy z przeszłości, które pozostawiły na nich ślady. Oboje, wspólnymi siłami, próbują je rozwiązać i uzyskać upragnione ukojenie. Właśnie ten element skupiający się na poważnych kwestiach rodzinnych, sprawił że manga zyskała w moich oczach. Wątek nie został potraktowany po macoszemu, wręcz przeciwnie okazał się ważniejszą kwestią niż rodzący się między bohaterami romans. Z tej przyczyny dobrze było się przyjrzeć jak wspólnie radzą sobie z demonami przeszłości i teraźniejszości. Prócz tego nie pojawiły się żadne inne kluczowe wątki, które jakoś wzmocniłyby lub zaszkodziły postaciom. Owszem, przeżywali jakieś tam dramaciki, przykładowo ze znęcaniem się w szkole, przyjacielem, który kochał się w Haruce czy zamknięciem spraw miłosnych Shinichiego (które zostały pokazane i zakończone ni z dupy). Jednakże to, co mnie zabolało po raz drugi, to brak jakichś ciekawszych, pobocznych wydarzeń. Niby były urodziny Shinichiego, czy wypad na plażę, ale nigdy nie pokazano jak obchodziła urodziny Haruka albo święta albo walentynki. Zabrakło typowych shoujo zabiegów - z jednej strony miło, z drugiej przydałyby się, bo urozmaiciłyby tę nudnawą historię.
Większość wydarzeń skupiała się w tym starym domostwie, dlatego mamy tu przesyt scen: Shinichiego leżącego, piszącego, gadającego z przyjaciółmi oraz Harukę, która zajmuje się domowymi obowiązkami i przyjaciółmi. Zamiast nazwać tę mangę: To jest historia miłosna, trzeba było użyć: Jak od małego wychować sobie żonę? Ta rola Haruki-kury-domowej była zbyt przytłaczająca dla moich przekonań o roli kobiety w rodzinie i społeczeństwie.
Co do moich sympatii to z bohaterów tolerowałam jedynie Shinichiego. Jak mówiłam: był rozsądny i przeciwstawiał się myśli, że może w ogóle zakochać się w młodszej o dwadzieścia lat dziewczynce. Do tego jego charakter sprawiał, że dało się go nawet polubić. Haruka zaś była nijaka. Nie wiadomo jakie miała zainteresowania, co lubiła robić - prócz gotowania i sprzątania - oraz jakie cechy charakteru posiadała prócz bycia zakochaną przeciętniaczką o miłym sercu. Szkoda, można ją było bardziej dopracować. Przyjaciele Shinichiego jak mnie nie wkurzali, to zdarzało się, że śmieszyli. Mam żal też do tego, że nie przywiązano większej uwagi przyjaciołom Haruki, których historie można by pogłębić. Tak podsumowując to prawie wszystkie postaci zostały spłycone, a historia nie była porywająca. Grafika - ładna, chociaż wygląd Haruki został zaprojektowany bardzo pospolicie - jak większość shoujo bohaterek.
Co jeszcze mogę rzec o niniejszej mandze? Podobał mi się wątek z rodzinnymi problemami, lecz nie zmienia to faktu, że warstwa romansowa poległa tu po całości. Okropnie się poznawało podchody gimnazjalistki do ponad trzydziestoletniego faceta. I nawet jeśli autorka tłumaczy to sobie ''przeznaczeniem'', to i tak byłam przez większość takich momentów zniesmaczona. Uznaję Kore wa Koi no Hanashi za pedofilskiego średniaka.
Fabuła: 5
Bohaterowie: 4
Grafika: 5
Ocena ogólna: 5


Kuro

TYTUŁ: Kuro
AUTOR: Somato
ROK: 2011-2016
LICZBA ROZDZIAŁÓW: 198?
LICZBA TOMÓW: 3
POLSKI WYDAWCA: Waneko
GATUNEK: Tajemnice, Okruchy życia, Supernatural

Poznajcie Coco, sympatyczną dziewczynkę, i jej czarnego kota, Kuro. Pewnego dnia kociak uciekł z domu, a gdy wrócił był dziwny. Coco i Kuro są jedynymi mieszkańcami wielkiej willi, wokół której czai się coś niebezpiecznego, a dziewczynka wydaje się nie zdawać sobie z tego sprawy...
Kiedy zobaczyłam, że Waneko wydaje jakąś krótką (bo trzy tomową) mangę, gdzie na okładce znajduje się słodka mała dziewczynka z kotkiem, stwierdziłam, że to chyba nie dla mnie. Nie mam kompleksu loli i nie zamierzam w niego wpadać. Dopiero przy przeczytaniu opisu i przyjrzeniu się jeszcze raz okładce, a dokładniej czarnemu kociakowi, coś mnie szarpnęło, że może jednak warto dać temu szansę... Rozdziały są krótkie i przedstawiają w głównej mierze przeróżne historyjki z życia Coco i jej niepokojąco wyglądającego kotka, Kuro. Przyglądamy się różnym zabawom, jakim oddaje się mała dziewczynka ze swoim pupilem oraz chwile, w których wzajemnie sobie pomagają. Przy każdej opowiastce można spostrzec, że Kuro nie jest zwykłym kotem i nie chodzi tylko o te szczęki jak u tasiemca czy brak widocznych oczu. Jednak dla Coco nie stanowi to problemu, bo ona dosłownie go nie zauważa. Wydaje się niczego nieświadoma. Dopiero w późniejszych rozdziałach pojawiają się kolejne niepokojące istoty, które w miasteczku Coco, a nawet na całym świecie, stanowią dla ludzi zagrożenie. Wszyscy je widzą, prócz niewinnej dziewczynki, która jest pod ochroną Kuro i nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Lecz... czy aby na pewno?
Miło ze strony mangaki, że mimo luźnych opowiastek postanowiła także wpleść wątek fabularny, który angażuje innych ludzi i skupia się na dziwnej sytuacji Coco. Widać, że dziewczynka nie jest pozostawiona sama sobie, tylko są osoby, które się o nią martwią i próbują jej w jakiś sposób pomóc. Wychodzi to różnie, a jedyne co nie mogę zrozumieć to: dlaczego zaczęli tak późno interweniować? Dlaczego tak długo zwlekali z pomocą? Co to za dorośli?! I to jest mój jedyny zarzut. Mangę ogólnie czyta się z niesamowitym poczuciem niepokoju a zarazem westchnięciami słodkości, kiedy widzi się zabawy Coco z Kuro i to jak cudowną mają relację. Pomimo tego, że seria krótka to potrafiła wywołać smutek a przede wszystkim śmiechy oraz dreszcze. Klimat jest niezwykły, wręcz piorunujący, bo nigdy nie ma się pewności, jakie są konkretne zamiary tego strasznego, słodkiego kotka.
Główne postaci to przede wszystkim małe dziewczynki, dlatego też pod względem psychologicznym nie są jakoś specjalnie pokomplikowane. Co nie oznacza, że nie przeżyły własnych tragedii, które rzutują na ich zachowania. Z początku nie przepadałam za Marią czy Milk, ale okazały się całkiem dobrymi przyjaciółkami, na które Coco mogła liczyć, a ich decyzje dało się rozsądnie wytłumaczyć. Jeśli chodzi o samą Coco to okazała się bardzo urocza bohaterką i miło było przyglądać się jej poczynaniom. Moją sympatię, oczywiście, zyskał najbardziej Kuro, który do samego końca był nieprzewidywalny - jak to z kotami bywa.
Szanuję Somato za to, że ta manga ma w większości same kolorowe strony, kreska jest bardzo kawaii, a mimo to nadała jej mrocznych odcieni, dzięki czemu Kuro stało się piękną groteską. Uwielbiam ten styl jak i przedstawianie Kuro w swoich dziwnych formach - widać, że mangaka bawiła się podczas tworzenia.
Kuro to iście pięknie zaprojektowana manga z niebanalną historią, która wywołuje śmiech, ciarki oraz sporą dawkę smutków. Szczerze polecam zarówno przeczytać jak i zakupić. Sama na pewno powrócę do tej serii, która pozytywnie zaskakuje.

Fabuła: 9
Bohaterowie: 8
Grafika: 9+
Ocena ogólna: 9

9 komentarzy:

  1. Niestety teraz (wcześniej dosyć mocno w tym siedziałem) unikam "okruchów życia" bo po powrocie z pracy wole nie brnąc w "kolejne smutne chwile".
    ALE zawsze miło jest poczytać tak dobrze napisaną recenzje ;3
    Jak zawsze robota na najwyższym poziomie
    Dziękuje jesteście najlepsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, niektóre okruchy życia są naprawdę dołujące, kiedy patrzy się na tę japońską rzeczywistość i człowiek uświadamia sobie, że to wszystko jest takie mechanicznie smutne :<
      Dziękuję za komplementy i zachęcam do dalszego czytania naszego animaniaczkowego bloga :3

      Usuń
    2. Ależ ja czytam
      Bo to najmilsza czesc mojej pracy w biurze xD

      U nich w Japonii chyba wszystko jest smutne i wyglada jak jedna wielka depresja z przerwami na sen

      Usuń
    3. Najgorsze jest uświadomienie sobie, kiedy ogląda się jakieś obyczajowe/romansowe anime albo czyta obyczajowe/romansowe mangi, że wszyscy ci bohaterowie, których tak kochamy, gdy skończą liceum i studia, również zostaną wtłoczeni w te społeczno-mechaniczno-depresyjne formy >< I nie będzie już miłości, nie będzie szaleństw, tylko praca, sen i praca...

      Usuń










  2. Bardzo podobał mi się pierwszy tom "Kuro". 2 kolejne całkiem niedawno przyszły paczką i już nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pierwszy ci się podobał, to reszta na pewno też się spodoba! :D

      Usuń
  3. Jest autorem nowel... Powieści po prostu. Przepraszam, że biadolę, ale bardzo denerwuje mnie ta kalka językowa. Po angielsku novel to powieść, w języku polskim nowela to już całkiem coś innego.

    Przypomniałaś mi o katastrofie Usagi Drop, brr. Jak dobrze, że nie zrobili anime na podstawie dalszego ciągu tej historii.
    Wspaniali przyjaciele, nie ma co! Masz rację - dosłownie wychowywanie sobie idealnej żony. Może w Japonii takie rzeczy wywołują w ludziach mniejsze oburzenie, bo już któryś raz spotykam się z tym paskudnym motywem.


    Kuro jest świetne, prawda c; Czytalam już dawno i bardzo się zdziwiłam, że tak mało znana historia, w dodatku kolorowa, wyjdzie u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, poprawię się :P
      Oj tak, dobrze że nie zrobili, bo to już nie byłoby takie lekkie, zabawne i... niewinne :<
      Kuro to perełka wśród mang <3

      Usuń